Bajka jeszcze bez końca

W którąkolwiek stronę zwrócę się pamięcią, nigdzie nie znajduję śladów takiego pośpiechu, jaki dziś obserwuję wokół siebie. Jeden z dziadków zawsze miał czas, aby przesiadywać popołudniami z fajką w dłoni i rozmawiać o wszystkim. Drugi nie opuścił żadnej poobiedniej drzemki. Nie przypominam sobie, abym widywał ich śpieszących się, a obaj dużo pracowali. Babcia (drugiej nie dane mi było poznać), jak to babcia, cały dzień krzątała się po kuchni, ale też na wszystko znajdywała czas.

W którąkolwiek stronę zwrócę się pamięcią, nigdzie nie znajduję śladów takiego pośpiechu, jaki dziś obserwuję wokół siebie. Jeden z dziadków zawsze miał czas, aby przesiadywać popołudniami z fajką w dłoni i rozmawiać o wszystkim. Drugi nie opuścił żadnej poobiedniej drzemki. Nie przypominam sobie, abym widywał ich śpieszących się, a obaj dużo pracowali. Babcia (drugiej nie dane mi było poznać), jak to babcia, cały dzień krzątała się po kuchni, ale też na wszystko znajdywała czas.

W ogóle było wiele czasu na wspólne spędzanie czasu. Na przesiadywanie. Na dyskutowanie. Na jedzenie. W domu rodzinnym też spokojnie było i cicho. Pośpiech, o ile pamiętam, pojawiał się wyłącznie za pięć ósma, gdy wstawałem do szkoły. To oczywiście były szczególne miejsca. Rynek w małym mieście dziwnie spokojny, jakby poważny, czy wzniesienie, z którego rozpościerał się widok na ciągnące się w nieskończoność (nawet słońce się w nich topiło) biebrzańskie bagna. To były takie miejsca, w których niczego nie można było pominąć i może właśnie to wymuszało spokój.

Właśnie w tych miejscach zaczynałem powoli poczytywać różne mądre rzeczy, z których początkowo mało rozumiałem, a za przewodnika służył mi ojciec, którego, jak pamiętam, moje pytania męczyły. Może to była strategia specjalna, strategia, żeby za dużo nie mówić. Mówić tylko tyle, ile trzeba, żeby pozostało miejsce na "nie wyjaśnione" do samodzielnego wyjaśnienia. Tak się pojawiło hasło "nowoczesność". Co to jest nowoczesność? Nowoczesność zmienia świat. Rewolucja techniczna. Dobrobyt. Podporządkowywanie świata. Takie pamiętam "proste" problemy w wielkim skrócie. Potem przekopywałem się przez sterty książek i gazet. Do dziś czuję ciężar ojcowskiej biblioteki w tolerancyjnym widzeniu świata. Następnie przyszła kolej na miejską bibliotekę, w której wyszukiwałem książki znalezione w przypisach biblioteki domowej. I tak napotkałem różne futurystyczne wizje, a raczej rozprawy, przepowiadające nadejście świata zapowiadanego jako szczęśliwy, w którym człowiek wykorzystujący zdobycze techniki stanie się jego panem. To wszystko właśnie do takiego prostego widzenia się sprowadzało.

Nadeszła pora na nieśmiałe narodziny pojęć: cybercywilizacja, era postindustrialna, informatyczna. Kto nie pamięta tych przepowiedni, że zdobycze tych rewolucji staną się początkiem narodzin cywilizacji nudy (patrząc z innej strony), na skutek osiągnięcia upragnionego dobrobytu i związanego z tym nadmiaru wolnego czasu. Wszak wyręczyć miała nas technika.

Jakże nieobliczalna okazała się technika, jakże naiwne okazały się ludzkie przewidywania, skoro zamiast cywilizacji błogiej nudy mamy cywilizację pośpiechu, stresu, frustracji. Gdzie te przepowiednie cztero- czy trzydniowego nawet tygodnia pracy, gdzie te wcześniejsze emerytury. Jest przeciwnie: ludzie wprzęgnięci w budowę cybercywilizacji pracują coraz więcej i szybciej, mimo że pojawiają się coraz szybsze i wydajniejsze komputery.

Sądzę, że to wcale nie musi być paradoks. Myślę, że to może być wyczucie niepowtarzalnej okazji, chwili, która tak jak pojawiła się niespodziewanie, tak samo szybko może umknąć. Wszak nie jest możliwe, aby człowiek tak zupełnie zatracił potrzebę normalnego życia na rzecz bezmyślnego konsumowania świata. Nie mówi się jeszcze o tym głośno, ale zwróćmy uwagę, że idea społeczeństwa informacyjnego w wersji cybercywilizacyjnej, idea nowej ekonomii, zależy jak nigdy dotąd od techniki, a ta jest dziś całkowicie zależna od biznesu. Idea społeczeństwa informacyjnego załamie się nagle, jeśli doszłoby do (trudnego dziś do przewidzenia) załamania w biznesie lub załamania niepohamowanej wydaje się nam dynamiki zmiany technologicznej. Może to jest nie nazwana bajka, której właśnie słuchamy i się nią rozkoszujemy, taka jest piękna, ale wiemy, jakie bajki mają zazwyczaj koniec. Ginie królewicz, umiera królewna.

Kiedy jadę na grób dziadków i spoglądam na tonące w biebrzańskich bagnach słońce, odnoszę wrażenie, że prawdziwy świat jest tak samo tu, jak i na pośpiesznych, jakby bezmyślnych, a tak przepełnionych pomysłami, warszawskich ulicach.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200