Outsourcing domowy

Gdy w Polsce rozwinie się outsourcing, pracownicy, którzy w swoim miejscu pracy widzą coś na kształt ogniska domowego, mogą się szybko przekonać, że dom to jednak zupełnie inna wspólnota niż firma.

Gdy w Polsce rozwinie się outsourcing, pracownicy, którzy w swoim miejscu pracy widzą coś na kształt ogniska domowego, mogą się szybko przekonać, że dom to jednak zupełnie inna wspólnota niż firma.

Przewiduję całkiem nieoczekiwaną konsekwencję rozwoju outsourcingu w Polsce. Bo że się rozwinie, nie mam wątpliwości. W ciągu ostatniego roku znacznie zwiększyło się zainteresowanie przedsiębiorstw i banków tą formą zarządzania, np. informatyką czy kadrami, a i oferta ze strony potencjalnych usługodawców też zyskała na powadze.

Po outsourcingu wszyscy spodziewają się przede wszystkim korzyści biznesowych: niższych kosztów obsługi dziedzin powierzonych opiece firm zewnętrznych, a także znakomitej jakości tej obsługi. Sądzą, że dzięki pozbyciu się obszarów pomocniczych będą mogły więcej uwagi, czasu i pieniędzy poświęcić na właściwy biznes, że wreszcie nie będą rozpraszać się na sprawy mniej istotne i będą w stanie trafniej sformułować swoją strategię. To jest jak najbardziej prawidłowe sformułowanie celów outsourcingu.

Ale tak to już jest, że oprócz efektów zamierzonych i przemyślanych działań menedżerskich pojawiają się nie przewidziane, często zaskakujące, czasem kontrowersyjne. W rozważaniach o sensowności outsourcingu, w motywacjach menedżerów decydujących się na tę formę zarządzania umyka wątek społeczny i indywidualny. A tymczasem upowszechnienie się outsourcingu w przedsiębiorstwach będzie miało niebagatelne konsek-wencje społeczne. Będzie rozparcelowaniem wspólnoty, która się ukształtowała w firmie. Ta wspólnota jest postrzegana przez pra-cowników jako cenna wartość, nawet jeśli targają nią konflikty między działami i sprzeczne interesy między grupami pracowniczymi. Ale konflikty i sojusze należą do rytuału budowania społeczności. Społeczność tę zawsze charakteryzuje rodzaj solidarności, nawet jeśli czasem wybuchają spory między działami o podział budżetu, kompetencji, obowiązków i zaszczytów. W końcu kłótnia jest o coś wspólnego.

Dzisiaj pracownikom firma-społeczność jest potrzebna bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Wielu z nich realizuje w niej swoje największe pasje i zaspokaja najważniejsze ambicje. Wielu wręcz utożsamia się ze swoją firmą albo swoim zawodem, traktując je jako swoje miejsce na ziemi. Wielu poświęciło dom i rodzinę na rzecz firmy i kariery zawodowej. Wielu nie widzi świata poza swoją pracą. Wielu nie ma szczęścia w niczym więcej poza życiem zawodowym, wielu nie umie niczego innego poza wykonywaniem swoich obowiązków służbowych. Mniejsza z tym jak do tego doszło, ale faktem jest, że dzisiaj większość ludzi spełnia się - albo marnuje się - w pracy, czyli w społeczności i organizacji powołanej do robienia interesów, rządzącej się rachunkiem ekonomicznym, poddanej prawu konkurencji. Trudno sobie wyobrazić bardziej nieprzyjazne warunki do życia niż te, w których funkcjonuje biznes. Ale tak sobie wybraliśmy. To, że w tych warunkach w ogóle tworzy się jakaś społeczność, jakaś wspólnota, jest społecznym wentylem bezpieczeństwa biznesu. Dlatego jest ona tak cenna i dla pracowników, i dla biznesu.

A co spowoduje outsourcing? Spowoduje dezintegrację tej wspólnoty. Stanie się to nawet nie tyle przez fakt przeniesienia pewnej grupy pracowników do innej firmy - usługodawcy czy wręcz ich zwolnienia, ile przez wprowadzenie nowej zasady budowania firmy: czyli zasady robienia w niej tylko tego, co jest jej istotą, a zrezygnowania z innych funkcji. Ból tej nowej zasady widać dopiero przez porównanie firmy z rodziną, którą tak często zastępuje. Co stałoby się z prawdziwą rodziną, w której oddano by zewnętrznym firmom albo innym rodzinom - w outsourcing - gotowanie śniadań, obiadów i kolacji, pranie i prasowanie, sprzątanie, organizację wakacji i wolnych dni, negocjacje z sąsiadami, spółdzielnią albo właś-cicielem domu, opiekę nad starymi rodzicami i wychowywanie dzieci, przygotowanie świąt i świętowanie, zapłodnienie (najlepiej pozaustrojowe), wizyty u krewnych (zwłaszcza na cmentarzu) itd.? Przecież na dobrą sprawę każdy, kto się wyspecjalizował w jednej z wymienionych dziedzin, zrobi to lepiej niż rodzina, która zajmuje się wszystkim i we wszystkim jest amatorem. Przecież wtedy zostałyby jej czas i chęć na to, co naprawdę ważne, na bycie z sobą. To znaczy na co? Przecież "bycie ze sobą" wymyśliliśmy po to, aby dzielić codzienne sprawy, żeby przedłużyć spotkanie, którego było nam za mało. Oddanie zbyt wielu rodzinnych spraw w dzierżawę pozbawia instytucję rodziny sensu.

A w firmie? W firmie outsourcing to dobra norma, tu wiadomo na czym się skupić, co jest istotą, a biznes nie jest od budowania wspólnot. Ale dla pracowników, dla których praca stała się rodziną zastępczą, to jest przede wszystkim powolne umieranie wspólnoty, odcinanie poszczególnych jej członów. Dla tych, którzy pomylili dom z firmą, to koniec świata.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200