Magiczne oko

Gdy byłem uczniem szkoły podstawowej, miałem radio marki Tesla. Stało sobie na szafce w moim pokoju, błyszcząc czarną wypolerowaną obudową z tworzywa. Był to najzwyklejszy odbiornik lampowy, nabierający tajemniczej mocy wraz z nastaniem zmierzchu. Włączałem go wówczas i po chwili rozgrzewania magiczne oko przybierało pełniejszą zieloną barwę, a ja przysiadłszy z boku, przeczesywałem skalę od początku do końca za pomocą pokrętła.

Gdy byłem uczniem szkoły podstawowej, miałem radio marki Tesla. Stało sobie na szafce w moim pokoju, błyszcząc czarną wypolerowaną obudową z tworzywa. Był to najzwyklejszy odbiornik lampowy, nabierający tajemniczej mocy wraz z nastaniem zmierzchu. Włączałem go wówczas i po chwili rozgrzewania magiczne oko przybierało pełniejszą zieloną barwę, a ja przysiadłszy z boku, przeczesywałem skalę od początku do końca za pomocą pokrętła.

Spośród pisków i trzasków udawało mi się wyłapać odgłosy emitowane przez silniejsze stacje radiowe i wówczas uważnie wsłuchiwałem się w docierające dźwięki, wzbudzające moje zainteresowanie. Radioodbiornik najlepiej sprawował się w zakresach fal krótkich i średnich, co zresztą wówczas wystarczało, gdyż UKF raczej był w postaci embrionalnej. Stąd też logiczne wytłumaczenie zjawiska "ożywania" ebonitowej skrzynki dopiero, gdy nieboskłon pokrył się granatem nocy.

Wędrowałem więc po świecie, siedząc wygodnie, jak u Pana Boga za piecem, w pokoju i nasłuchiwałem wieści, których większość niestety nie była dla mnie zrozumiała. Ale było to takie tajemnicze, takie porywające - eksploracja nieznanych obszarów na wyciągnięcie ręki. Wkrótce przekonałem się także, że nie wszystkie treści przemykające w eterze były przeznaczone dla szerokiej publiki. Czasami dało się słyszeć tititi-tatata - to ktoś nadawał alfabetem Morse'a, innym znowu razem, w określonych godzinach jakiś głos dyktował liczby - nie wiadomo komu, a można domyślać się, w jakim celu. W ten sposób poznałem wstępnie aspekty mechanizmu szyfrowania danych i przekazu cyfrowego w telepajęczynie. Oprócz szerokiej gamy zjawisk tajemniczych i trudno wytłumaczalnych, z radia dało się wydobyć muzykę. Podczas gdy nasze krajowe stacje ograniczały się do limitowanego repertuaru muzyki młodzieżowej, radio Luksemburg "dawało czadu na okrągło". Była to rzeczywiście odjazdowa stacja - głos zanikał wraz z uciekającą falą i gdy człowiek prawie już "wychodził z nerw", znowu stawał się wyraźniejszy, a rosyjska stacja, będąca niemal na tej samej częstotliwości, odsuwała się na chwilę w cień. I kto to dziś pamięta?

Teraz włączamy nasze hi-fi stereo z efektami Dolby Pro-Logic Surround i odtwarzamy czysty jak łza kompakcik. Albo też uruchamiamy przeglądarkę i gnamy po świecie przez Internet. No i jaka w tym współczesnym świecie jest romantyka, emocja czy sensacja? Ani krztyny - sterylna jakość, zero dreszczyku. Za lat kilkadziesiąt obecne wynalazki dzisiejsi ich entuzjaści będą wspominać z rozrzewnieniem, gdy przyjdzie im się zetknąć z jeszcze doskonalszą jakością, bardziej wyłuskaną z wszelkich zanieczyszczeń. Obyśmy tylko nie zostali na śmierć zanudzeni tymi doskonałościami. Może by tak przynajmniej wmontować magiczne oko do komputera?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200