Polska jest wspaniałym krajem dla bankierów, zawsze słynęła z nowatorskich rozwiązań, by wspomnieć tylko pierwszy i jak dotąd jedyny bank na świecie sprzedający dżinsy oraz gumę do żucia (PKO SA, dla wyjaśnienia młodym Czytelnikom skrót literowy oznaczał Polską Kasę Opieki). Nic więc dziwnego, że największy polski bank PKO bp (przepraszam za te wtręty, ale tak się nam życie pokiełbasiło, że trzyliterowych skrótów mamy za mało - tu PKO oznacza Państwową Kasę Oszczędności) pozazdrościło imiennikowi i postanowiło kontynuować szczytne tradycje bankierskie.

Sprzedaż spodni oraz słodyczy raczej nie wchodziła w rachubę, bo na rynku konkurencja duża, zresztą w oddziałach banku zawsze były tłoki, niezbyt sprzyjające atmosferze zakupów. Jak najlepiej pozbyć się klientów, zarabiając przy tym pieniądze? Długo debatowano na zarządzie, padały różne propozycje, ale żadna nie wydawała się godna chlubnych tradycji banku. Dopiero pani Zosia, kontystka 17 kategorii, zaproponowała wysyłanie klientów za granicę. Widać dobry duch czuwał nad bankiem, bo Rzym ogłosił rok 2000 Rokiem Wielkiego Jubileuszu. A więc "Specjalnie z okazji Narodowej Pielgrzymki PKO przygotowała łatwo dostępny kredyt PIELGRZYM oraz korzystnie oprocentowaną lokatę terminową", że pozwolę sobie zacytować materiały reklamowe banku.

Cóż bowiem prostszego, niż wysłać klientów do Wiecznego Miasta - znając skuteczność polskich biur podróży można być pewnym, że znacząca część pielgrzymów będzie się tam tułała bez możliwości powrotu do kraju. Zysk dla banku oczywisty: mniej klientów w kolejkach i większe dochody. Bowiem oprocentowa- nie kredytu wynosi 17,2% w skali rocznej plus koszt prowizji 1%. Jak wymyślono, tak zrobiono.

Jak się wydaje, akcja PIELGRZYM okazała się zbyt skuteczna. Klienci banku do serca wzięli sobie niepowtarzalną okazję uczczenia końca milenium i zaczęli masowo podróżować. W oddziałach banku zapanowała dziwna, powiedziałbym grobowa, cisza. Nie tylko pani Zosia, ale i dyrektorzy zauważyli, że czegoś im brakuje. Tak, brakowało bankowi klientów. Na szczęście, tym razem z pomocą pośpieszył dział informatyki. Wprawdzie wirtualni klienci to jeszcze śpiew przyszłości, ale znaleziono inne, równie doskonałe rozwiązanie.

Otóż bank PKO bp zaproponował swoim klientom usługę internetową otrzymywania stanu konta przez pocztę elektroniczną. W normalnym banku taka akcja doprowadziłaby do jeszcze szybszego zaniku obecności klientów w oddziałach, bo przekształciłaby się w tzw. e-banking. Ale nie w banku PKO bp pomnym świetlanych tradycji narodowych! Otóż po pierwsze, aby wystąpić o nową usługę, należy osobiście udać się do oddziału banku i wypełnić stosowne kwity. Wtedy bank otwiera klientowi specjalną skrzynkę pocztową - jak wiadomo, w Internecie za mało jest takich darmowych usług. Ale prawdziwy geniusz objawił się w zaleceniu odwiedzenia oddziału banku w przypadku jakichkolwiek kłopotów.

Aby nie być gołosłownym, polecam Czytelnikom odwiedzenie strony PKO bp (http://www.klienci.pko.bp.pl ). Poza osobistą wizytą, innych możliwości skontaktowania się z bankiem nie ma, bo jedyny dostępny adres e-poczty odbija, przy okazji ujawniając, że cała operacja wykonywana jest przez outsourcing (adres prawdziwy: informacje@ikp. atm.com.pl). Tak więc, aby dowiedzieć się, czy Redakcja zapłaciła mi za ten felieton, będę zmuszony wziąć kredyt i odbyć pielgrzymkę do Warszawy. Na kolanach...