Gdy kota nie ma, myszy harcują

Niektórzy mówią, że problem istniał zawsze, a teraz po prostu wygląda nieco inaczej: prywatne telefony, nie kończące się spotkania przy ekspresie do kawy i przedłużone przerwy obiadowe zastąpiła wymiana e-maili, śledzenie grup dyskusyjnych i obsesyjne zbieranie wszystkich dostępnych online informacji.

Niektórzy mówią, że problem istniał zawsze, a teraz po prostu wygląda nieco inaczej: prywatne telefony, nie kończące się spotkania przy ekspresie do kawy i przedłużone przerwy obiadowe zastąpiła wymiana e-maili, śledzenie grup dyskusyjnych i obsesyjne zbieranie wszystkich dostępnych online informacji.

Przeciętne biuro. Znane z komiksów z Dilbertem zagródki, sekretarka przy wejściu, jarzeniowe oświetlenie, lekko uchylone drzwi gabinetu szefa. Cisza. Zaglądając do kolejnych zagródek, ujrzymy skoncentrowane twarze pracowników wpatrzonych w ekran komputera, z palcami na klawiaturze. Na niektórych ekranach arkusze kalkulacyjne, gdzie indziej programy na pierwszy rzut oka trudne do zidentyfikowania. Atmosfera skupienia. Czuje się pewne poddenerwowanie, kiedy sekretarka dość głośno omawia osobiste sprawy przez telefon służbowy.

Archiwum X

Z jednej z zagródek podrywa się wysoki blondyn. Mówi wyjaśniająco w kierunku zagródki pyzatego okularnika, że w sobotę zupełnie nie ma czasu, ale w niedzielę owszem, i czy kupić od razu sześć? Okularnik mruczy przyzwalające "już ci odpisałem" i znowu zapada cisza. Nagle siedzący pod oknem niewysoki brunet wybucha gromkim śmiechem i jednocześnie w drugim końcu sali słychać jęk zawodu. Znów cisza. Po minucie sytuacja się powtarza, ale tym razem jęk zawodu i kilka niecenzuralnych słów słychać spod okna. Po pięciu minutach przez całą salę przetacza się fala śmiechu, urozmaicona wykrzyknikami w stylu "ale Çanimal selfČ - to jest absolutnie genialne!". Po pół godzinie cztery osoby bez żadnych uzgodnień spotykają się pod drzwiami z kubkami na kawę. W tym czasie z jednej z zagródek dają się słyszeć tłumione, lekko zażenowane chichoty. Jednak ogólnie cisza, spokój i wytężona praca.

Zakulisowe operacje

Gdyby jednak ktoś zapytał informatyków, co też dzieje się w korporacyjnej sieci, mógłby dowiedzieć się wielu ciekawych rzeczy. Dowiedziałby się np. że pyzaty z blondynem od godziny korzystając z poczty elektronicznej omawiają aktualny repertuar kinowy, usiłując pogodzić go z własnym rozkładem tygodnia. Niewysoki brunet i "drugi koniec sali" są na czwartym poziomie gry sieciowej, przy czym ustawicznie ścigają się o pierwsze miejsce w rankingu graczy. Animal self - przetłumaczone jako "zwierzać się" - jest tylko fragmentem dowcipnego załącznika do e-maila, rozesłanego przez rudego spod ściany. Załącznik ten, przysłany z innego, najprawdopodobniej podobnego biura, pojawił się już przed trzema tygodniami, ale w zalewie informacji niewielu o tym pamięta. Zażenowane chichoty to reakcja na "rozbierane" zdjęcia, ściągane namiętnie z Internetu przez jednego z handlowców. Zainteresowany mógłby dowiedzieć się również, że biorąc pod uwagę aktywność na stronach typu www.jobpilot.pl czy www.jobs.pl, co najmniej trzech pracowników poszukuje nowego pracodawcy, a historia ostatnio przeszukiwanych przez panią Magdę stron wskazuje, że wybiera się na wakacje do Włoch. Firmowe komputery śledziły również historię giełdowych wzlotów i upadków pana Andrzeja z działu księgowości oraz miłosnych uniesień pana Marcina z działu marketingu. Nie mówiąc o tym, że dzieci dyrektora ds. rozwoju mogłyby już dziś dowiedzieć się o swoich gwiazdkowych prezentach, gdyby tylko spytały jednego z administratorów, na jakich stronach internetowych tata bywał ostatnio...

Pożeracz produktywności

90% amerykańskich pracowników mających dostęp do Internetu surfuje w godzinach pracy, załatwiając prywatne sprawy. Ponad 30% czasu korzystania z Internetu w miejscu pracy przypada na aktywność zupełnie nie związaną z obowiązkami zawodowymi. Połowa stron pornograficznych jest ściągana z Internetu w miejscu pracy. W badaniu przeprowadzonym przez CNN.com prawie połowa z 2,5 tys. ankietowanych przyznała, że spędza w miejscu pracy ponad godzinę na przeglądaniu stron WWW, pozostających bez związku merytorycznego z wykonywaną pracą. W badaniu przeprowadzonym przez Gallupa 10% pracowników przyznało, że korzysta z Internetu w miejscu pracy ponad 4 godziny dziennie - dla rozrywki. Zgodnie z wynikami badań przeprowadzonych przez amerykańską edycję Computerworld wśród 500 pracowników, 55% z nich w godzinach pracy inwestowało online lub przeglądało dostępne w Internecie informacje o spółkach giełdowych i wynikach ostatniej sesji. Przeglądanie stron WWW dla rozrywki i wysyłanie prywatnych e-maili w miejscu pracy doczekało się już w języku angielskim specjalnego określenia. Cyberslacking - to w wolnym tłumaczeniu - "szwendanie się po wirtualnym świecie".

W USA powstają specjalne serwisy internetowe przeznaczone dla tych, którzy powinni właśnie pracować, ale przypadkiem lub celowo zaplątali się w sieć. Jeden z nich możemy znaleźć pod wiele mówiącą domeną www.ishouldbeworking.com. Jej zawartość uzmysławia, jakich plag może się spodziewać pracodawca, który w dobrej wierze umożliwił pracownikom dostęp do Internetu. Gry, konkursy sieciowe, humor biurowy, krzyżówki, "zupełnie nieprzydatne strony", nowa praca, odnośniki do stron umożliwiających zamówienie jedzenia, planowanie wakacji, wiadomości bieżące, opieka nad dziećmi i uprawianie ogródka, komiksy, kanały IRC, możliwość rozsyłania kart imieninowych... Największą popularnością wśród pracowników zafascynowanych Internetem cieszą się portale sportowe, serwisy finansowe, dostarczające wiadomości o rynku giełdowym oraz umożliwiające sprzedaż i zakup akcji, a także strony gromadzące oferty pracy i zawierające treści pornograficzne. W następnej kolejności pojawiają się sklepy internetowe, aukcje internetowe, serwisy informacyjne, gry sieciowe, hazard i planowanie wakacji. Pomysłów na przyjemne spędzanie czasu w sieci jest prawdopodobnie tyle, ilu podłączonych do niej pracowników. Jak stwierdza Scott Adams, "Jeszcze nigdy udawanie zapracowanego nie było takie proste". Korzystanie z sieci nie wywołuje efektów akustycznych, takich jak np. telefon. Nie wpatrując się z wielką uwagą komuś w ekran monitora, trudno zauważyć, że robi on coś nie związanego z pracą. Zbyt długą ciszę (w Internecie częściej korzysta się z myszki niż z klawiatury) można zniwelować, instalując pobrany ze stronyhttp://www.donsbosspage.com dźwięk klawiszy. W przypadku pojawienia się szefa w pobliżu można wcisnąć tzw. panic button, czego wynikiem jest pojawienie się na monitorze eleganckiego i nie budzącego podejrzeń arkusza kalkulacyjnego.

Pracodawcy biją na alarm i budują wizję traconych w oszałamiającym tempie milionów dolarów w postaci obniżonej produktywności pracowników, przeciążenia sieci korporacyjnej, wypływających na zewnątrz w prywatnych e-mailach poufnych informacji, wiszących nad głową procesów sądowych za rozpowszechnianie treści rasistowskich czy molestowanie seksualne. Jak podaje American Management Association, prawie 30% pracodawców monitoruje aktywność pracowników w sieci, wykorzystując specjalizowane oprogramowanie. Według innych źródeł, do monitorowania pracowników przyznaje się dwie trzecie pracodawców. W ubiegłym roku amerykański oddział Xeroxa zwolnił 40 pracowników za spędzanie nadmiernej ilości internetowego czasu na grach hazardowych i przeglądaniu stron pornograficznych. W maju ub.r. oddział Rolls Royce'a w Bristolu zwolnił pięciu pracowników za używanie sieci korporacyjnej do przesyłania ściągniętej z sieci twardej pornografii. Również New York Times był zmuszony do zwolnienia niektórych pracowników za niewłaściwe wykorzystywanie możliwości Internetu. Zacierają ręce producenci oprogramowania, umożliwiającego monitorowanie pracowników - śledzenie zawartości poczty elektronicznej, ściąganych z Internetu stron i wydruków. Firmy, takie jak e-Sniff, SurfWatch i Telemate, opierają się na analizie lingwistycznej i matematycznej materiałów przesyłanych w sieci korporacyjnej.

Bez przesady

A jednak cyberslacking staje się czymś w rodzaju kultury organizacyjnej, wzmacnianej zachowaniem szefów, którzy co jakiś czas dają się złapać na rywalizacji o liczbę zastrzelonych w popularnej grze przeciwników. Autorzy stron typu www.ishouldbeworking.com, oskarżani przez pracodawców o to, że marnują czas ich pracowników, stwierdzają lakonicznie, że zadaniem menedżera jest zarządzanie ludźmi, a skoro ci mają nadmiar czasu na nieproduktywne przeglądanie stron WWW, to znaczy, iż nie ma dla nich bardziej sensownego zajęcia. "Przeglądanie ciekawych stron WWW jest mniej przygnębiające niż lanie wody na firmowych zebraniach" - stwierdza jeden z entuzjastów Internetu. Inni wskazują, że problem istniał zawsze, a teraz po prostu wygląda trochę inaczej: prywatne telefony, nie kończące się spotkania przy ekspresie do kawy i przedłużone przerwy obiadowe zastąpiła wymiana e-maili, śledzenie grup dyskusyjnych i obsesyjne zbieranie wszystkich dostępnych online informacji.

Gry i zabawy umysłowe

Z drugiej strony, skąd się bierze tak duże zainteresowanie możliwościami komunikacji wirtualnej? Według badania przeprowadzonego przez Reuters, większość ludzi osiąga olbrzymią satysfakcję, gdy odnajdzie poszukiwaną informację. Przyjemność i zadowolenie towarzyszą również gromadzeniu i poznawaniu w zasadzie dowolnych informacji. Nie przez przypadek wysoko w rankingach popularności znalazły się serwisy informacyjne - od sportowych, przez wiadomości bieżące, o informacje na temat notowań spółek giełdowych. W codziennym życiu odnalezienie informacji zabiera sporo czasu, wymaga wyjścia z biura do kiosku po gazetę. Internet natomiast oferuje ciągłą nagrodę - niezwykle łatwo dostępną informację, utożsamianą z sukcesem życiowym i władzą. Większość ludzi na pytanie, dlaczego czytają już piąty serwis zawierający podobne informacje i po co sprawdzają co 15 minut giełdowe notowania, odpowie, że nie dlatego iż jest to potrzebne, ale po prostu, że jest to możliwe, ciekawe, przyjemne, ekscytujące, daje poczucie "bycia na bieżąco", zaspokaja potrzebę uczestniczenia w życiu.

Internet stwarza możliwość odnalezienia ludzi, którzy podzielają specyficzne zainteresowania, zgłębiają historię XVI-wiecznej Francji, nowe możliwości konsoli PlayStation 2 lub są miłośnikami filmów Petera Greenwaya. Ograniczone możliwości świata rzeczywistego nie pozwalają na zgromadzenie w jednym momencie 100 osób interesujących się tym samym zagadnieniem i znalezienie w ciągu 10 minut odpowiedzi na niemal każde pytanie z danej dziedziny. I wreszcie odpowiedź bardzo prosta - ludzie w pracy często się nudzą. Wykonują zadania rutynowe, powtarzalne, nie przedstawiające żadnego wyzwania, szukają czegoś ciekawego, ekscytującego, śmiesznego, przyjemnego. Trudno być produktywnym przez osiem godzin non stop, trzeba zrobić chwilę przerwy. W zasięgu jest kusząca możliwość dowiedzenia się czegoś interesującego, zabawienia się - to tylko chwila, która okazuje się godziną. Internet kusi możliwością ciągłego dostarczania samemu sobie nowych bodźców.

Pracodawcy skarżą się na nadużywanie udostępnianych przez firmę możliwości technologicznych, ale jednocześnie rzadko tworzą dokument, który można nazwać "polityką firmy w zakresie wykorzystywania Internetu i komputerów przez pracowników". Tymczasem stworzenie listy preferowanych i zabronionych zachowań w sieci, wyjaśnienie pracownikom idei korzystania z nowego medium i poproszenie o zapoznanie się i podpisanie takiego zobowiązania może wiele zmienić i przynieść korzyść zarówno pracodawcom, jak i pracownikom. W przeciwnym razie pracodawcy pozostają dwa wyjścia: udostępnienie Internetu jedynie wąskiej grupie wybranych pracowników lub zainstalowanie oprogramowania monitorującego zachowanie pracowników w wirtualnym świecie. Rzeczywiście, w przypadku większości pracowników biurowych dostęp do Internetu nie jest niezbędny. Rodzi się jednak pytanie, czy śledzenie zachowań pracowników nie wywoła wojny podjazdowej między nimi a kadrą zarządzającą, nie zburzy zaufania i woli współpracy.

We wszystkich krajach zachodnich obserwuje się narastającą tendencję do wydłużania tygodniowego czasu pracy. W pracy spędzamy coraz więcej czasu i bez ironii można stwierdzić, że staje się ona naszym drugim domem. Pracownicy snujący się po biurze w piątek o godzinie 20.00 czy w sobotę o 11.00 nie są widokiem rzadkim. Życie prywatne miesza się z życiem zawodowym i skoro pracownik jest w stanie poświęcić dla firmy sobotni poranek, to dlaczego firma nie miałaby odwzajemnić podarowaniem mu dwóch godzin w czwartkowe południe? Z drugiej strony w nowoczesnych firmach od pracowników wymaga się - podobno - coraz większej samodzielności, odpowiedzialności, wykonywania określonych zadań, a nie odbijania karty obecności. Tymczasem za monitorowaniem każdej minuty w korporacyjnej sieci czai się widmo Wielkiego Brata i postępującego ubezwłasnowolnienia.

Lekarstwo i narkotyk

Marnowanie czasu w Internecie nie musi wynikać ze złej woli. W wielu zawodach Internet jest doskonałym, użytecznym źródłem informacji. Pozwala dotrzeć do odpowiednich ludzi i instytucji, odnaleźć źródła informacji rynkowej, zebrać poglądy za i przeciw rozważanemu stanowisku. Internet wreszcie postrzegany jest często jako klucz do konkurencji doskonałej, której jednym z warunków jest pełna informacja. Nigdy wcześniej nie było możliwe tak szybkie porównanie konkurencyjnych ofert i zgromadzenie potrzebnych informacji. Łatwo jednak zginąć w tym zlewie informacji, zgubić się w odnośnikach internetowych i zgłębianiu tematów pobocznych, które pojawiły się niejako przy okazji. Nikt nie uczy nas sposobów zbierania i kategoryzowania informacji, ich porządkowania, wyławiania istotnych treści. Większość ludzi nie potrafi posługiwać się informacją. Opublikowanie dowolnych treści w Internecie nie przedstawia żadnego problemu, a wielu autorów nie potrafi poprawnie posługiwać się językiem, formułować myśli, budować tekstów charakteryzujących się choćby obecnością szkolnego wprowadzenia, rozwinięcia i zakończenia. Niektóre firmy amerykańskie wpadły już na pomysł stworzenia nowego stanowiska CLO (Chief Librarian Officer), co można przetłumaczyć jako menedżer informacji. Osoba taka przyjmuje od pozostałych pracowników zlecenia na odnalezienie, w różnych źródłach, poszukiwanej informa-cji i przedstawienie odpowiedniego raportu. Jest firmową wyszukiwarką i jednocześnie informacyjnym filtrem. Szefowie innych firm decydują się na zafundowanie swoim pracownikom szkolenia z zakresu prowadzenia w Internecie ukierunkowanych poszukiwań, organizowania i podsumowywania danych.

Internet to nie tylko strony WWW, ale też listy i kanały dyskusyjne, poczta elektroniczna. Wiele problemów wynika z faktu, że do wykonania określonego zadania wykorzystywane są niewłaściwe narzędzia. Tam, gdzie przydatny byłby firmowy kanał dyskusyjny, tworzy się listy mailingowe czy wykorzystuje pocztę elektroniczną.

Próba sił

Nie wszystkim odpowiada kultura cyberslackingu. "Jedną z przyczyn, dla których odszedłem z działu informatyki, w którym dotychczas pracowałem, było to, że tam się już nie dało pracować. Wszyscy informatycy spędzali cały dostępny czas na ściąganiu rozebranych panienek, nie kończących się rozmowach na kanałach IRC i grupach dyskusyjnych, grach sieciowych i czytaniu i rozsyłaniu dowcipów" - mówi jeden z informatyków.

Tak naprawdę wielogodzinne wędrowanie po internetowych stronach mści się głównie na pracownikach. Zlecona przez szefów praca musi być w końcu wykonana i często jej wykonanie przypada na późne godziny nocne, kiedy zdenerwowana małżonka już po raz trzeci dzwoni do pracy, wysuwając oskarżenia o niszczenie podstaw związku, a przytępiony umysł domaga się relaksu. Wielu pracowników, buszując po stronach, ma poczucie winy z powodu zaniedbywanych obowiązków i mówi sobie "jeszcze tylko 15 minut i zaczynam dzwonić do klientów", i tak sześć razy... Po każdym dniu, w którym nadużyli Internetu do zastosowań rozrywkowych, wychodzą z pracy źli na siebie, z poczuciem straconego czasu.

Uniemożliwianie pracownikom korzystania z Internetu nie ma sensu, bo to naprawdę może być bardzo użyteczne narzędzie. Bardzo ważne jest dlatego postawienie sobie pytania, w jaki sposób pomóc i pracodawcom, którzy nie chcą, by ich pracownicy marnowali czas, kiedy mogliby być bardziej użyteczni dla firmy, i pracownikom, kuszonym przez sieć. Jak? Przecież to jest pytanie retoryczne.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200