Prawda statystyki

Wszyscy już bez oporu zgadzają się, że w efekcie trwającej rewolucji technologicznej, której symbolami są m.in. teleinformatyka i inżynieria genetyczna, powstaje społeczeństwo wiedzy. Jego podstawowym kapitałem nie są maszyny i ziemia, lecz wartości symboliczne, niematerialne - wiedza. Opublikowany przed kilkoma tygodniami Raport o stanie nauki i techniki w Polsce 1999, wspólne dzieło Głównego Urzędu Statystycznego i Komitetu Badań Naukowych, pokazuje, jakie miejsce w tworzeniu społeczeństwa wiedzy zajmuje Polska.

Wszyscy już bez oporu zgadzają się, że w efekcie trwającej rewolucji technologicznej, której symbolami są m.in. teleinformatyka i inżynieria genetyczna, powstaje społeczeństwo wiedzy. Jego podstawowym kapitałem nie są maszyny i ziemia, lecz wartości symboliczne, niematerialne - wiedza. Opublikowany przed kilkoma tygodniami Raport o stanie nauki i techniki w Polsce 1999, wspólne dzieło Głównego Urzędu Statystycznego i Komitetu Badań Naukowych, pokazuje, jakie miejsce w tworzeniu społeczeństwa wiedzy zajmuje Polska.

Lektura raportu jest z wielu względów fascynująca. Bezwzględne dane liczbowe w wielu przypadkach przeczą osobistym poglądom wyrażanym przez przedstawicieli środowiska nauki. W wielu przypadkach jest znacznie lepiej niż wynikałoby to z alarmistycznych apeli. W innych widać, że np. mit o względnej sile badań podstawowych w naukach przyrodniczych jest nadmuchanym balonem.

Najważniejszy zarzut stawiany wobec stanu nauki w Polsce dotyczy nakładów na tę sferę, wyrażonych w procencie PKB. Polska gospodarka w ostatniej dekadzie rozwijała się niezwykle szybko, porównywalnie do innych najbardziej dynamicznych gospodarek krajów OECD - Irlandii, Korei, Turcji i Luksemburga. Widać jednak, że w przeciwieństwie do Irlandii i Korei, polski wzrost gospodarczy nie przekłada się na wzrost wydatków na budowę podstawy społeczeństwa wiedzy.

Na barkach państwa

Wydatki na naukę w Polsce w przeliczeniu na jednego mieszkańca stawiają nas niemal na szarym końcu. Wydając 60,90 USD, jesteśmy tylko nieco lepsi od Grecji, Turcji i Meksyku. Najwięcej wydają Stany Zjednoczone, bo aż 794,40 USD na mieszkańca. Jeśli jednak na rzecz spojrzymy nieco inaczej, a więc, ile państwo przeznacza ze swego budżetu na naukę i technikę, okaże się, że nasza pozycja jest znacznie lepsza. 0,43% stawia nas w lepszej sytuacji niż m.in. Belgię, Czechy, Węgry, Hiszpanię i Irlandię.

Państwo oskarżane o "duszenie" nauki nie jest, oceniając z punktu widzenia zamożności kraju, największym ciemiężcą polskich uczonych. Problemem jest natomiast bardzo słabe zaangażowanie przemysłu w finansowanie badań i rozwoju. Wydaje on na ten cel zaledwie 12 mld zł, co jest znacznie mniejszym udziałem niż w przypadku Korei i Irlandii. Jednak i na przykładzie obu tych krajów widać duże różnice. W Irlandii działalność B+R finansują głównie firmy zagraniczne, które łożą na ten cel 68% wydatków - podczas gdy w Polsce zaledwie 4%. W Korei działalność B+R finansowana jest głównie z funduszy wewnętrznych.

O tym, że polski przemysł nie chce finansować badań i rozwoju, wiemy już jednak od dawna. Pociechą miała być mocna pozycja badań podstawowych, zwłaszcza przyrodniczych. Tu rzeczywiście jest nie najgorzej. Udział Polski w "produkcji" naukowej mierzonej liczbą publikacji naukowych wzrósł z 0,97% w 1990 r. do 1,11% w roku 1998. Niestety, w innych krajach, jak choćby we wspominanej już Korei i Brazylii, wzrost ten był jeszcze szybszy, co spowodowało, że pod tym względem spadliśmy z końca drugiej na początek trzeciej dziesiątki. Mimo że możemy pochwalić się dość dużą liczbą publikacji naukowych, to nie są one najwyższej jakości. Nasze publikacje mierzone wskaźnikiem częstości cytowań, a więc obiektywnym miernikiem wpływu na swoją dziedzinę, stawiają nas za Estonią, Słowenią, Węgrami, Czechami i Słowacją.

W tym momencie można się pokusić o pierwsze uogólnienie. Nakłady państwa na sferę B+R są w Polsce porównywalne do średniej w krajach OECD, biorąc pod uwagę odsetek PKB. Jeśli jednak uwzględnimy, że jesteśmy krajem ubogim, o dochodzie narodowym mniejszym niż na Węgrzech i znacznie mniejszym niż w Czechach, to stojące za wskaźnikiem procentowym liczby bezwzględne okażą się bardzo małe. W sytuacji ubóstwa środków przydałaby się aktywniejsza rola państwa w nadzorowaniu lepszego ich inwestowania.

Kiepsko z jakością

Sądząc po jakości polskiej "produkcji" naukowej, reforma naszego systemu naukowego zatrzymała się. Sposób dzielenia pieniędzy nie wyeliminował finansowania badań kiepskich, odbiegających od światowego standardu. Finansując słabiznę, trwonimy fundusze, które mogłyby powiększyć szczupłe zasoby najlepszych zespołów. Czy jednak uczeni, narzekający na skąpstwo ministra finansów, zdobędą się, by "oczyścić" swoje środowisko z miernoty?

Pytanie o tyle trudne, że dzięki finansowaniu nawet słabych badań utrzymuje się dość duża rzesza pracowników naukowych, którzy z kolei są niezbędni do podtrzymania najbardziej chyba pozytywnej tendencji w polskiej drodze do społeczeństwa wiedzy - zapału do kształcenia na wyższym poziomie. W 1998 r. w Polsce przypadało na 10 tys. osób aż 328 studentów (obecnie jest ich więcej). Dla porównania, w Szwajcarii jest nieco ponad 200, w Niemczech - ponad 260, w Japonii - 315. Pod względem zapału do nauki zdecydowanie pokonaliśmy także wszystkie kraje postsocjalistyczne.

Z prezentowanych statystyk wynika, że polskie firmy nie są skłonne wydawać na B+R. Nie oznacza to jednak, że nie inwestują w innowacyjność. Po wielkim załamaniu wydatków na tę sferę w 1992 r. nastąpił szybki wzrost tego typu inwestycji. W 1996 r. wydano dwukrotnie więcej niż w 1995 r., w roku 1998 tempo nieco zmalało, ale już wstępne dane z początku roku 2000 pokazują, że w 1999 r. nakłady na innowacyjność gwałtownie wzrosły. Ważne są nie tylko wydatki bezwzględne, ale również tzw. wskaźnik intensywności innowacji, czyli stosunek nakładów na innowacje do wielkości sprzedaży. Wskaźnik ten w 1998 r. osiągnął 4,3% (dla porównania, w roku 1992 - zaledwie 0,2%), w czym ustępujemy tylko Szwecji i Szwajcarii.

Ciekawe jest przy tym spostrzeżenie, że w innowacje więcej inwestują przedsiębiorstwa... publiczne. Różnica między nimi a firmami prywatnymi wyraźnie się zmniejsza, niemniej wciąż się utrzymuje. Najbardziej jednak niepokojące jest słabe zaangażowanie w działalność innowacyjną małych firm, które tradycyjnie w krajach rozwiniętych są motorem postępu. To niewielkie zaangażowanie łatwo jednak zrozumieć, jeśli popatrzyć na źródła finansowania innowacji: w zdecydowanej większości przypadków pochodzą one ze środków własnych przedsiębiorstw, praktycznie nie działa jakikolwiek system finansowych zachęt proinnowacyjnych. W efekcie firmy małe o słabej kondycji finansowej nie mogą sobie pozwolić na luksus.

Kupować sprawdzone rozwiązania

Niepokoić może również to, że działalność innowacyjna polskich przedsiębiorstw polega głównie na inwestowaniu w infrastrukturę i zakup gotowych rozwiązań. Analitycy GUS uważają jednak, że na obecnym etapie rozwoju polskiej gospodarki jest to najbardziej racjonalne zachowanie. Najszybszą formułą na dogonienie czołówki jest inwestowanie w sprawdzone rozwiązania, a nie marnowanie czasu na własne, ryzykowne pomysły. Zresztą importerem wiedzy w postaci technologii, patentów i licencji jest nie tylko Polska, ale praktycznie większość krajów OECD. Najwięksi eksporterzy "myśli" to Stany Zjednoczone i Japonia.

Jak bardzo obecnie jesteśmy zaangażowani w kupowanie wiedzy za granicą, pokazuje również zapaść polskiej wynalazczości. W ciągu minionej dekady ponad dwukrotnie spadła liczba rozwiązań zgłaszanych do Urzędu Patentowego. W 1998 r. przyznano w Polsce 1174 patenty aplikantom z kraju (dla porównania, IBM uzyskał w 1999 r. ponad 2700 patentów). Jeśli jednak znowu spojrzeć na problem patentowania przez wskaźnik per capita, okaże się, że utrzymujemy się w podobnej pozycji, jak Kanada, Belgia, Czechy, Hiszpania i Węgry. Bardziej natomiast powinien nas niepokoić tzw. niski stopień dyfuzji polskich wynalazków, czyli to, że nasi wynalazcy nie zgłaszają ich za granicą.

Wśród innych niepokojących wskaźników niewątpliwie należy wymienić bardzo niskie nakłady na technologie teleinformatyczne. Są one wyrażone w procencie PKB, stawiają nas na końcu listy OECD (gorsza jest jedynie Turcja). Procentowo wydajemy na teleinformatykę niemal dwa razy mniej niż Węgry i niemal trzy razy mniej niż Czechy.

Powoli w górę

Lektura Raportu o stanie nauki i techniki w Polsce 1999 może skłaniać do umiarkowanego optymizmu. Widać wyraźnie, że w polskiej gospodarce i społeczeństwie uaktywniły się zdrowe odruchy. Chcemy się uczyć, co widać nie tylko po liczbie studentów, ale także stale rosnącej liczbie bronionych doktoratów. Polskie firmy działające na wolnym rynku systematycznie zwiększają nakłady na innowacje, w tym upatrując poprawy swojej konkurencyjności. Dostrzegalne jest to, że nadszedł czas na pełniejsze określenie roli państwa w budowaniu społeczeństwa wiedzy. Należy dokończyć reformę polskiej nauki, usuwając z finansowania ze środków budżetowych podrzędne zespoły badawcze. Należy również rozpocząć uprawianie aktywnej polityki proinnowacyjnej, nakierowanej być może na dziedziny najbardziej perspektywiczne z punktu widzenia krajowych zasobów intelektualnych i przemysłowych. Priorytetem powinno być "zmuszenie" przemysłu, a zwłaszcza małych i średnich przedsiębiorstw do zwiększenia nakładów na działalność badawczo-rozwojową. Pod tym względem najbardziej rozmijamy się ze światowymi standardami.

--------------------------------------------------------------------------------

Raport o stanie nauki i techniki w Polsce 1999

Główny Urząd Statystyczny Departament Produkcji i Usług, Warszawa, 2000

Edwin Bendyk jest dziennikarzem tygodnika Polityka.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200