Wędrowniczek

W ostatnich tygodniach dużo się przemieszczam. Nie, żebym lubił niestabilne życie, ale po prostu okoliczności zmusiły mnie nieco do naśladowania ludu cygańskiego, z tą jednak różnicą, że nie wożę ze sobą domu na kółkach.

W ostatnich tygodniach dużo się przemieszczam. Nie, żebym lubił niestabilne życie, ale po prostu okoliczności zmusiły mnie nieco do naśladowania ludu cygańskiego, z tą jednak różnicą, że nie wożę ze sobą domu na kółkach.

Zamieszkuję trochę tu, trochę gdzie indziej - jednym słowem prowadzę życie na walizkach, jak artysta estradowy jakiś. Z tą znowu różnicą, że artysta podróżuje w związku ze swą pracą, a ja wręcz przeciwnie - zmieniam miejsca pobytu ze względu na życie prywatne. Praca niestety ciągle ta sama. "Pewnie żona wyrzuciła go z domu" - pomyślicie Państwo - "i musi tułać się biedak po znajomych". Nic z tych rzeczy - wyjaśniam od razu - tułamy się razem i wcale nie dlatego że straciliśmy mieszkanie. Można powiedzieć, że wprost przeciwnie, a nawet nad wyraz za bardzo przeciwnie.

Na dłuższą metę nic dobrego z ciągłych rozjazdów wyjść nie może. Ot i przykład. Komputer stacjonarny musiał zostać gdzie jego miejsce - nie będę przecież woził rupiecia tylko dlatego że przez dwa tygodnie zamierzam mieszkać gdzie indziej. Wziąłem więc notebooka - nie, żebym bez komputera nie mógł się obyć, ale zdaję sobie sprawę z moich cotygodniowych zobowiązań wobec redakcji, więc na czymś felietony pisać muszę. Dodatkowo miałem zabrać także dyskietkę z wcześniej przygotowanymi tekstami, aby je z lekka tylko doszlifować i wysłać. Oczywiście wszystko spakowałem do torby z notebookiem, po czym okazało się, że mamy za dużo różnych siatek i siateczek, szybko więc komputerek przepakowałem, czyli zintegrowałem z bagażem zasadniczym. Jak się okazało po przybyciu na miejsce, dyskietka została pominięta w transporcie. No i pojawił się problem, bowiem nie dość, że nie posiadałem tekstów pierwotnych, to jeszcze nie miałem na co zapisać nowego felietonu. Ja wiem, że zapisać można na dysku twardym - jeszcze na tyle w komputerach się orientuję, niemniej chodziło o to, że łatwiej udać się z dyskietką na miejsce wysyłki e-maila niż z całym komputerem, nawet jeśli jest przenośny. Ale w końcu po co ma człek pomyślunek.

Rozejrzałem się po nowym domu, który gospodarze powierzyli mi na dwa tygodnie, i zauważyłem, że jest tam PC. A jak jest PC, to pewnie też dyskietki się znajdą - wykoncypowałem. Rzeczywiście - szybki przegląd powierzchni półek i dyskietki zostały namierzone. Pożyczyłem jedną, pustą zresztą. Gdyby też gospodarze zechcieli mieć dostęp do Internetu w domu... Cóż, będę musiał pofatygować się te kilkadziesiąt kilometrów, aby tekst wysłać na czas. A mogłem kupić komórkę z przystawką do komputera, byłaby teraz jak znalazł. Jak to człowiek nigdy nie zna dnia ani godziny.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200