Dwa do zera

Gdy ten felieton dotrze do Państwa rąk, będzie już po finałowym meczu mistrzostw Europy w piłce nożnej Euro 2000. Jedni dostaną medale, inni będą mieli tylko satysfakcję, a jeszcze inni na pamiątkę przywiozą tylko kontuzje i żółte kartki zdobyte w Belgii i Holandii.

Gdy ten felieton dotrze do Państwa rąk, będzie już po finałowym meczu mistrzostw Europy w piłce nożnej Euro 2000. Jedni dostaną medale, inni będą mieli tylko satysfakcję, a jeszcze inni na pamiątkę przywiozą tylko kontuzje i żółte kartki zdobyte w Belgii i Holandii.

Pisząc ten felieton, nie mam pojęcia, kto zdobędzie mistrzostwo. Nie wiem nawet, kto wystąpi w finale - zresztą, gdybym wiedział i tak bym tego nie napisał, tylko obstawił u bukmacherów. Ale już widzę, że wielkim zwycięzcą tych mistrzostw będzie Internet.

Oglądając transmisje z meczów, w mniej ciekawych momentach akcji rzucam okiem na reklamy okalające boisko. Pamiętam jeszcze, kiedy można było tam zobaczyć katalog firm produkujących sprzęt sportowy. W latach osiemdziesiątych zagościli tam producenci sprzętu audio-wideo. A na Euro 2000 aż się roi od firm internetowych. Widać więc reklamy portali poświęconych turniejowi, a także sportowi w ogóle, obok reklamy firm dostarczających urządzenia sieciowe i oprogramowanie. Na oko, ponad połowa powierzchni reklamowej została wykupiona przez przedsiębiorstwa informatyczne. Na dodatek kiedy na ekranie pojawia się wynik i czas pozostający do zakończenia połowy, towarzyszy im reklama przodującego dostawcy sprzętu sieciowego.

Nigdy wcześniej nie oglądałem takich obrazków. Jeszcze cztery lata temu o Internecie mało się mówiło, niewiele się słyszało, a moi najbliżsi pobłażliwie uśmiechali się, gdy przekonywałem ich, że sieć to nie zabawka dla studentów, ale nowa technologia, która zmieni ich życie. A tu nagle stało się tak, że o Internecie mówią wszyscy i jest on centralnym tematem reklam podczas piłkarskiego turnieju.

Refleksji na temat reklam boiskowych towarzyszy w moim przypadku jeszcze inna. Zimą tego roku jeden z kolegów ze szkoły średniej rzucił pomysł spotkania się w okrągłą rocznicę matury. Przez pół roku "odnajdywaliśmy się" i dziś dysponuję listą adresów poczty elektronicznej 80% osób z klasy. Wszelkie uzgodnienia dotyczące planowanej imprezy robimy przez Internet i wszyscy traktujemy to chyba najnaturalniej w świecie. Na dodatek rzut oka na adresy moich dawnych przyjaciół (w większości są to adresy służbowe zawierające nazwę firmy) pozwala oszacować, że około jednej trzeciej osób pracuje w szeroko rozumianym biznesie komputerowym.

Dodam, że nie skończyłem żadnej elitarnej szkoły, ot, zwykły mat.-fiz. w ogólniaku w średnim mieście południowej Polski. A jednak prawie wszyscy jesteśmy jakoś tam obecni w cyberprzestrzeni, co pozwala nam zorganizować spotkanie po latach.

Kiedy zaczynałem interesować się komputerami, a potem Internetem, otoczenie traktowało to jako nieszkodliwe dziwactwo. Dziś okazuje się, że prawie wszyscy są w pewien sposób powiązani z tą dziedziną gospodarki. Że to, co kiedyś było hobby garstki osób, nagle okazało się biznesem dla każdego; że jest obecne w telewizji, w gazecie, na ulicy. Czasami budzę się rano i nadal nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę i że dzieje się tak szybko. Czy czują Państwo czasami to samo?

Reklamy sprzętu i usług internetowych na boiskowych reklamach, znajomości sprzed lat odnajdywane przez Internet to tylko dwa znaki przewrotu, który dokonuje się na naszych oczach i z naszym udziałem. I mam nadzieję, że nie jest tak, jak z uczniem czarnoksiężnika, który uwolnił siły, nad którymi nie potrafił potem zapanować.

Na razie w moim życiu, w meczu "Internet kontra reszta świata" jest dwa do zera, i to dobry wynik. Mam nadzieję, że równie dobry wynik był w finale mistrzostw Euro 2000.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200