Komplikacja kompilacji

Nie lubimy prawdy, choć to nie ona zabija. Nie lubimy mówić publicznie o upadkach, bo tylko sukces jest interesujący. A przecież za tak wieloma sukcesami odnaleźć można frustrację, lęk, kompleksy, pustkę, wypalenie. Topi się je alkoholem, ale o tym także media nie lubią mówić, choć zapity wizerunek artysty jest pewnie znacznie bliższy rzeczywistości niż żurnalowy uśmiech na wernisażu lub na estradzie. Jak napisał wieszcz: "Szopen, gdyby żył, też by pił".

Nie lubimy prawdy, choć to nie ona zabija. Nie lubimy mówić publicznie o upadkach, bo tylko sukces jest interesujący. A przecież za tak wieloma sukcesami odnaleźć można frustrację, lęk, kompleksy, pustkę, wypalenie. Topi się je alkoholem, ale o tym także media nie lubią mówić, choć zapity wizerunek artysty jest pewnie znacznie bliższy rzeczywistości niż żurnalowy uśmiech na wernisażu lub na estradzie. Jak napisał wieszcz: "Szopen, gdyby żył, też by pił".

Wydawałoby się, że we wspaniałym świecie komputerów jest inaczej. Sukces, szczególnie w dziedzinie programowania, wymaga trzeźwego umysłu. Trudno wyobrazić sobie Billa Gatesa zaczynającego dzień od małego jasnego, by skończyć w barze na rogu podwójną szkocką, czy też Larry'ego Ellisona pociągającego sake z butelki w swoim japońskim domu. Kultura nerdów nie obejmuje picia. Także narkotyki nie są jej nieodłącznym elementem. Może dlatego że pisanie kodu samo w sobie może być przyczyną odlotów. Każdy, kto choć raz udanie skompilował nawet najprostszy program, zna rozpierające uczucie radości, jakiego żadna używka dać nie może.

A jednak od czasu do czasu dowiadujemy się, że ktoś ze środowiska się zapił. Czasami wiadomość jest w jakimś sensie oczywista, bo alkohol pomagał zapomnieć o niesprawiedliwości świata. Takim klasycznym przykładem jest tragiczna śmierć Gary'ego Kildalla w roku 1994. Dziś mało kto już pamięta, co to był CP/M (http://www.sysun.com/museum/cpmhist.html) i jakie było jego miejsce w historii komputerów. Ba, w reklamach telewizyjnych Microsoftu Gates i Balmer opowiadają o swoich wizjach komputerów PC sprzed dwudziestu pięciu lat, choć wtedy jasną wizję miał właśnie Kildall, tworząc system operacyjny.

Niestety, tak się jakoś składa, że prawdziwi twórcy nie mają żyłki do interesów. Gary (lub jego żona - historia nie jest do końca jasna) nie chciał podpisać NDS (Non-Disclosure Statement, czyli oświadczenie zachowania tajemnicy) i IBM zwrócił się do Billa, który nie miał odpowiedniego produktu, gotów więc był podpisać cokolwiek. W efekcie po latach Microsoft urósł do niebotycznych rozmiarów, zaś Digital Research (http://www2.gol.com/users/joewein/dri.html) sprzedano Novellowi, gdzie został wchłonięty bez śladu. Wprawdzie Kildall był zamożnym człowiekiem, ale zadra pozostała. Podobno nigdy publicznie nie ujawnił swych uczuć, ale fakt pozostaje faktem, że zmarł na skutek obrażeń odniesionych po upadku ze stołka barowego.

Niedawno małymi notkami (http://abcnews.go.com/sections/tech/DailyNews/pkzip000422.html) skwitowano śmierć autora PKZip. Ilu Czytelników, którzy używali tego programu, wie co oznaczają litery PK? A przecież 37-letni Phillip W. Katz był posiadaczem amerykańskiego patentu numer 5,051,745 na sposób kompresji danych. Wydawałoby się, że tyle wspaniałego programowania jeszcze przed nim. Znaleziono go martwego w pokoju motelowym z kilkoma butelkami po alkoholu. Widać, nie potrafił równie elegancko zaprogramować swego życia. Problemy z otoczeniem Phillip miał zresztą od dawna, ale nikt nie podał mu ręki, bo dziwaczny tryb życia nie zachęcał do przyjaźni.

Taki już jest ten świat komputerowy, że łatwo daje pieniądze i wirtualną sławę, ale nie tworzy trwałych więzi międzyludzkich. Czy (po)możemy go zmienić?!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200