Ucieczka do cywila

Masowe przechodzenie do "cywila" absolwentów Wydziału Cybernetyki warszawskiej Wojskowej Akademii Technicznej - kształcącej specjalistów dla sił zbrojnych - wkrótce może stać się zagrożeniem dla dalszego rozwoju informatyki wojskowej. Do tej pory wypowiedzenia złożyła niemal połowa absolwentów, kończących uczelnię w ciągu ostatnich trzech lat. Proces ten już wkrótce może się nasilić.

Masowe przechodzenie do "cywila" absolwentów Wydziału Cybernetyki warszawskiej Wojskowej Akademii Technicznej - kształcącej specjalistów dla sił zbrojnych - wkrótce może stać się zagrożeniem dla dalszego rozwoju informatyki wojskowej. Do tej pory wypowiedzenia złożyła niemal połowa absolwentów, kończących uczelnię w ciągu ostatnich trzech lat. Proces ten już wkrótce może się nasilić.

Wszystko zależy od wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego, ostatecznie regulującego problem odpłatności za studia na uczelni wojskowej w przypadku oficerów odchodzących z wojska. Do niedawna każdy absolwent rezygnujący ze służby, poza obowiązkiem odpracowania okresu wypowiedzenia, był również zmuszony do zwrócenia kosztów kształcenia na uczelni wojskowej bez możliwości rozłożenia spłat na raty. A są to kwoty niebagatelne - w przypadku świeżo upieczonego absolwenta Wydziału Cybernetyki WAT sięgają 40 tys. zł. Przepisy te skutecznie zniechęcały do prób rezygnowania ze służby. Dotyczyło to przede wszystkim najmłodszych oficerów, których zarobki kształtują się na poziomie 1400 zł miesięcznie. Dotychczas większość z nich, oceniając swoje szanse na zebranie tej sumy, decydowała się na pozostanie w wojsku co najmniej przez kilkanaście lat, najczęściej do czasu nabycia praw do mieszkania służbowego, a także osiągnięcia wysługi lat, pozwalającej na odejście bez dodatkowych zobowiązań finansowych.

Sytuacja diametralnie zmieniła się przed kilkunastoma miesiącami, kiedy to kilku młodych informatyków, absolwentów WAT-u, zaskarżyło przepisy regulujące zasady odpłatności za studia. We wniosku podkreślali oni, że konieczność jednorazowego uregulowania odpłatności za studia narusza, gwarantowaną konstytucyjnie, zasadę równości jednostek względem prawa, faworyzując osoby pochodzące z bogatych rodzin. "Nasi przełożeni poczuli się zaskoczeni tym posunięciem. Nawet nie zdawali sobie sprawy, że dzięki przejęciu cywilnej kontroli nad armią ich decyzje muszą być w pełni zgodne z prawem administracyjnym" - komentuje sprawę jeden z informatyków, którzy wszczęli postępowanie.

Trybunał Konstytucyjny przychylił się do argumentów wnioskodawców i nakazał wprowadzenie przepisów, które umożliwiłyby rozłożenie na raty zapłaty za studia. Zdaniem absolwentów WAT-u, nowe przepisy nie uregulowały tej kwestii dostatecznie. Nadal w gestii dowódców jednostek pozostawiono decyzję o ewentualnym rozłożeniu spłaty na raty. Poważne wątpliwoś-ci oficerów budzi także sposób naliczania należnej odpłatności, która - ich zdaniem - powinna być o kilkadziesiąt procent niższa. Dlatego powtórnie zaskarżyli ten przepis do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który wkrótce ma wydać ostateczny wyrok. "Trudno w tej chwili przewidzieć, jakie będzie rozstrzygnięcie NSA. Praw- nicy, z którymi konsultowaliśmy nasz wniosek, twierdzą, że przepisy regulujące odejście do cywila absolwentów uczelni wojskowych to tzw. bubel prawny" - mówią absolwenci WAT-u. - "Tak czy inaczej jest to już poza nami. Znaleźliśmy pracę i do wojska nie wrócimy".

Kadry o połowę mniejsze

W ten sposób zaczyna myśleć coraz większa grupa młodych oficerów. Jak ocenia jeden z absolwentów Wydziału Cybernetyki WAT, tylko w ciągu 2 lat wymówienia złożyło ponad 50% jego kolegów z roku. "Jeśli tak dalej pójdzie, to w wojsku zostaną tylko ci, którzy już się zasiedzieli w armii i obawiają się zmian" - przewiduje. Pozostali już pożegnali się z myślą o karierze w wojsku. Znaleźli pracę w "cywilu" i z niecierpliwością liczą dni do zakończenia okresu wypowiedzenia. Dlaczego rezygnują?

Podstawowym powodem jest zwiększenie zapotrzebowania na informatyków i szanse, jakie przynosi ta tendencja. Dysproporcje pomiędzy możliwościami, jakie mają specjaliści zatrudnieni w wojsku i poza nim, są na tyle duże, że coraz trudniej oprzeć się pokusie zrzucenia munduru. Szczególnie silnie odczuwają ją najmłodsze roczniki, które niedawno skończyły studia. Kiedy przed 5 czy 7 laty rozpoczynali naukę, większość polskich przedsiębiorstw dopiero wchodziła w fazę gruntownej informatyzacji. W tej sytuacji praca nad wojskowymi systemami informatycznymi wydawała się atrakcyjną alternatywą, tym bardziej że wtedy było głośno o integracji z państwami Paktu Północnoatlantyckiego i związanymi z tym inwestycjami w unowocześnienie armii.

Armia, co za armia

Po kilku latach okazało się jednak, jak zawodne były to rachuby. Setki projektów realizowanych w największych przedsiębiorstwach na terenie całego kraju stwarzają informatykom możliwość godziwego zarobku i rozwoju zawodowego. Kilka projektów zainicjowanych przez armię przed kilkoma laty natomiast wlecze się niemiłosiernie bez perspektyw na rychłe zakończenie.

Właśnie rozczarowanie marazmem i bałaganem, panującymi w wojsku, jest główną przyczyną, z powodu której większość młodych specjalistów rozważa decyzję o odejściu. Rozczarowanie nie dotyczy tylko charakteru armii. Już w trakcie nauki studenci mieli okazję poznać "uroki wojska", takie jak obowiązek chodzenia w mundurze, zamiatanie terenu uczelni czy kilkukilometrowe biegi poranne. A wykładowcy i starsi koledzy niemal od początku studiów bez owijania w bawełnę przedstawiali im prawdziwe oblicze wojskowej informatyki. To jednak, co zastali po zakończeniu studiów, przeszło ich najgorsze obawy. "Do dzisiaj ogarnia mnie złość, gdy słyszę sformułowania w stylu - Çprzecież wiedział pan w co się pakujeČ. Naprawdę trudno sobie wyobrazić instytucję, w której panowałby podobny bałagan organizacyjny. Tym trudniej, że przecież przychodzi się z dobrej uczelni, gdzie panuje doskonała atmosfera" - mówi jeden z młodych oficerów, który kilka miesięcy temu odszedł z wojska.

Targ niewolników

Przedsmak chaosu panującego w wojsku można poznać tuż po studiach, w trakcie wyboru jednostki, w której absolwent będzie odbywał służbę. Na kilka dni przed "targiem niewolników", bo takim mianem określa się posiedzenia komisji, zajmującej się przydziałami, przekazywane są do wiadomości kończących uczelnię ogólne informacje o liczbie etatów dla informatyków w poszczególnych okręgach wojskowych. Dziwnym trafem okazuje się, że niemal wszystkie interesujące przydziały, takie jak UOP, WSI czy WAT, a także jednostki zlokalizowane w dużych miastach, są już zajęte. Zdarza się, że spotkania z komisją trwają 30 sekund. "Gdzie chciałby pan podjąć pracę" - pytają przedstawiciele komisji. "W Warszawskim Okręgu Wojskowym, najchętniej w Warszawie lub Łodzi" - odpowiada lekko speszony absolwent. "No cóż, w miastach tych nie ma już wolnych etatów dla informatyków. Wobec tego proponujemy jednostkę w Zgierzu. W końcu to ten sam okręg i do dużego miasta niedaleko" - kończą sprawę przydziału członkowie komisji. "To samo powtarza się co roku i nikt do tej pory nie wpadł na pomysł udostępnienia nam pełnej listy przydziałów i dyskutowania o niej we własnym gronie. A przecież łatwiej służyć w miejscu, które ktoś wybrał samodzielnie" - komentuje młody oficer. - "Sytuacja sprzyja niejasnym przydziałom dla niektórych osób, które miały kiepskie wyniki w nauce, ale otrzymują miejsca, o których wcześniej mówiono, że są obsadzone".

Informatyk na manewrach

Wielu pechowców w ten sposób trafia do jednostek liniowych. "Nasi przełożeni nazywają to informatyzacją Çzielonych jednostekČ" - kpią absolwenci WAT-u. Tam często okazuje się, że wprawdzie wystąpiono o etat dla informatyka, jednak dowództwu jednostki zależy przede wszystkim na oficerze, który mógłby objąć dowództwo oddziału lub jakieś inne stanowisko funkcyjne. I tak informatyk zostaje dowódcą... plutonu czołgów albo magazynierem. Traci kontakt z nowoczesnymi technologiami, stając się pośmiewiskiem podwładnych, którzy przewyższają go doświadczeniem w dziedzinie mechaniki czy taktyki pola walki. Często absolwenci otrzymują pracę, w której wprawdzie mają dostęp do komputera, lecz w roli "sekretarki", tworzącej za pana pułkownika ładne tabelki i makra w Excelu lub konserwatora sprzętu. Ich szanse na przeniesienie są niewielkie, a odwołania odrzucane z błahych powodów. Jeden z informatyków, który znalazł się w takiej właś- nie sytuacji, przeczytał uzasadnienie odmownego rozpatrzenia jego wniosku. Odmówiono mu, ponieważ... zwracał się z podobną prośbą dopiero drugi raz. Oczywiście zdarzają się wyjątki - oficerowie, którzy cierpliwie odwołując się od kolejnych decyzji odmownych, wreszcie osiągają cel. Do tego potrzeba jednak ogromnej cierpliwości i nieustępliwości, których brakuje wielu młodym oficerom. Często na długie lata pozostają w jednostce, do której ich przydzielono, zapominając o ambicjach.

Wykształceni koderzy

O prawdziwym szczęściu mogą mówić ci, którym udało się zdobyć przydział do jednostek i instytutów badawczych, w których ich praca jest związana z informatyką. Jednak także tam czeka ich rozczarowanie. Większość tego typu instytucji korzysta z ich wiedzy nabytej w trakcie studiów w ograniczonym zakresie. Zdarza się, że miesiącami nie mają do dyspozycji komputera, a ich zadania ograniczają się do pisania prostych programów. "Studiując, uczyliśmy się przede wszystkim teorii systemów, inżynierii oprogramowania i zarządzania projektami. Nikt nie przywiązywał wagi do nauczania języków programowania - po prostu mieliśmy je znać. Najważniejsza jednak była znajomość prawideł. A teraz nasza praca została sprowadzona do roli koderów" - żali się jeden z młodszych oficerów zatrudnionych w dużym warszawskim instytucie wojskowym.

Nawet pracując w najlepszych instytutach wojskowych, zarabiają po 1400 zł. Jako oficerowie techniczni, nie dowodzący żołnierzami, nie mają również szans na szybki awans czy podjęcie nauki na studiach podyplomowych. "Mój przełożony powiedział mi kiedyś: oficer techniczny obejmuje stanowisko i wykonuje pracę związaną z tym stanowiskiem i dlatego nie ma co liczyć na szybki awans" - opowiada jeden z oficerów, od kilku miesięcy będący w okresie wypowiedzenia. - " A jeśli chodzi o kursy specjalistyczne, związane z wyko-nywaną przez pana pracą, to ma pan przecież dokumentację techniczną, proszę sobie poczytać, a jak znajdzie pan jakąś bez- płatną konferencję, to się zastanowimy. Ale chyba nie przyszedł pan do armii dla korzyści materialnych. Proszę pamiętać, że przede wszystkim jest pan żołnierzem i ma pan służyć, a informatykiem jest pan przy okazji".

Manipulacje i bałagan

Tym, co najbardziej frustruje młodych oficerów, nie są zarobki. Wszyscy absolwenci, którzy złożyli wymówienia, zgodnie powtarzają, że najgorsze są bałagan i korupcja panujące w armii, o której wielu z nich mówi otwarcie. Będąc częścią kadry oficerskiej, znają fikcje wielu działań podejmowanych przez armię, od tradycyjnego malowania trawy na zielono i odnawiania frontów budynków przed przyjazdem ofic-jalnych gości, po problematyczne zakupy poszczególnych jednostek i instytutów. "Jest to tym trudniejsze do zaakceptowania, że w końcu przez 5 lat uczyliśmy się skrupulatności i systemowego podejścia do rozwiązywania problemów" - mówi jeden z oficerów, który kilka miesięcy temu złożył wypowiedzenie.

Do tego poczucia "prowizorki", odczuwanego przez młodych oficerów, dochodzi świadomość manipulacji dokonywanych niemal na ich oczach. Jak twierdzą oficerowie, który zdecydowali się na rozbrat z mundurem, większość przetargów organizowanych przez armię jest problematyczna. Przykładem może być np. przetarg zorganizowany przez instytut zlokalizowany pod Warszawą, który wygrała jedna z firm prywatnych, powiązana z dyrektorem instytutu. Całość prac związanych z realizacją projektu podmiot ten zlecił... personelowi instytutu. Doprowadziło to do kuriozalnej sytuacji, gdy ta sama osoba nadzorowała realizację projektu, a potem przejęła go w imieniu armii. "Można by powiedzieć, że wszyscy byli zadowoleni. Firma zarobiła na kontrakcie, a personel przez kilka miesięcy dorabiał do pensji" - komentuje jeden z informatyków zatrudnionych w tej instytucji. - "Jednak dla nowej osoby obserwującej to niejako z zewnątrz jest to żenujące".

Pieniądze na boku

Zły podział pracy i przestoje powodują, że głównym zajęciem większości etatowych pracowników wojskowych instytutów informatycznych jest wykonywanie zleceń zewnętrznych. "Kiedy okazało się, że i tak nie mam nic do pracy, zatrudniłem się na pół etatu w jednej z firm cywilnych. Wyglądało to tak. O godzinie 7.30 podpisywałem listę w instytucie i wychodziłem do cywilnych zajęć. W razie kłopotów zawsze miałem ze sobą komórkę, dzięki której koledzy mogli mnie zawiadomić o konieczności powrotu. Przez pół roku ani razu nie miałem jednak takiego wezwania" - opowiada jeden z absolwentów WAT-u, będący od kilku miesięcy menedżerem w jednej z firm teleinformatycznych. - "Pracując w ten sposób, mogłem miesięcznie zarobić drugą pensję. Niestety, tego typu dorabianie uniemożliwia awans. Dlatego w pewnym momencie postanowiłem zerwać z fikcją i odejść z armii".

Za mundurem pracodawcy sznurem

Czy można więc dziwić się młodym informatykom, że przy pierwszej nadarzającej się okazji uciekają z armii, tym bardziej że wszyscy mają świadomość, iż każdy kolejny rok spędzony w wojsku oddala od nich perspektywę zmianę pracy. Pracując w wojskowych instytutach, tracą kontakt z technologiami, nie zdobywają wartościowych doświadczeń. Przyzwyczajają się do funkcjonowania w patologicznych układach obowiązujących w armii. Z czasem sami zaczynają liczyć na to, że zdołają korzystnie sprzedać swoje znajomości nawiązane podczas służby.

Ich decyzja ułatwia to, że firmy chętnie zatrudniają absolwentów WAT-u. Dyplom tej uczelni stanowi dla nich gwarancję gruntownego wykształcenia teoretycznego, a także dyscypliny i umiejętności współpracy z ludźmi.

Oficerowie odchodzący z wojska szybko znajdują nową pracę, gdzie już na wstępie otrzymują pensję co najmniej 2, 3 razy większą od żołdu porucznika. Mogą też liczyć na nisko oprocentowaną pożyczkę, pozwalającą na wywiązanie się z zobowiązań wobec wojska. Zatrudniając się w firmie cywilnej, mają gwarancję pracy nad interesującymi projektami, zgodnymi z ich wykształceniem. Mogą też sami stanowić o swojej karierze. Właśnie dlatego informatyków z dyplomem z WAT-u można znaleźć w niemal wszystkich liczących się firmach teleinformatycznych i telekomunikacyjnych. Podobnie jest w przypadku kadry akademickiej. "Pamiętam, gdy podczas realizacji projektu u jednego z operatorów telekomunikacyjnych w trakcie zebrania spotkaliśmy wykładowcę, z którym mieliśmy laboratoria na I roku. Przez całe spotkanie unikaliśmy się" - wspomina jeden z absolwentów WAT-u.

Te same postulaty od nowa

Znając problemy, na jakie przy poszukiwaniu informatyków natykają się firmy i instytucje cywilne, trudno z optymizmem myśleć o przyszłości wojskowej informatyki. Młodzi informatycy nie chcą już służyć w wojsku po kilkanaście lat, czekając na to, że z czasem zaczną czerpać dodatkowe korzyści z tytułu zajmowanych stanowisk. Zdają sobie sprawę z tego, że za bramą jednostki czy instytutu jest inny świat, w którym ich umiejętności są cenione znacznie wyżej. Dlatego rozpoczęty niedawno proces masowego przechodzenia informatyków do cywila prawdopodobnie będzie się nasilał. Armia musi pomyśleć o nowych sposobach zatrzymania w wojsku informatyków. I nie mogą się one ograniczać do reformy siatki płac. Zmiany powinny sięgać zdecydowanie głębiej. Powinny dotyczyć przede wszystkim sposobu organizacji informatyki w wojsku. W przeciwnym razie kolejne roczniki absolwentów WAT-u będą kończyć studia z jedną myślą - jak najszybciej odejść z armii.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200