Wieści z terenu

Interwju

Interwju

Kąciki porad w czasopismach cieszą się wielkim powodzeniem wśród społeczeństwa i stanowią jedną z niewielu rubryk czytanych z ciekawością, odzwierciedlając zapotrzebowanie czytelników na rozwiązanie konkretnych problemów. Ludzie listy piszą, redakcja odpowiada. Co prawda zazwyczaj po czasie lub nie na temat, ale czegoż to można się przy okazji dowiedzieć! O obcych ludziach oczywiście. A to jednemu pelargonie więdną, inny ma problemy z dziewczyną lub chłopakiem albo też dziewczyna nie wie, czy jest w ciąży (jak jej redakcja po paru miesiącach odpowie, będzie miała pewność). Pewnego razu czytelniczka napisała taki oto krótki list: "Szanowna redakcjo! Do niedawna chodziłam z chłopakiem i było fajnie. A teraz gdy mnie spotka na ulicy, przechodzi na drugą stronę i spluwa. Czy to znaczy, że mnie już nie kocha?".

Rubryka listów od czytelników ma tę zaletę, że może być anonimowa, a nawet jeśli nie, to i tak mało kto zna piszącego. Zespołowi redakcyjnemu zupełnie jest obojętne, jak nazywa się i kim jest nastolatek szukający porady na pryszcze. Jeśli pojawiasz się na łamach prasowych sporadycznie, nikt się tobą nie zainteresuje. Jeżeli jednak zaczynasz gościć tam regularnie, nie możesz być anonimowy.

Lokalnemu Informatykowi także się skończyło. Nie może przecież pałętać się tygodniami na szpaltach zupełnie bezkarnie. Musiałem wobec powyższego dowlec Lokalnego do telefonu, aby mógł słów parę zamienić z samym Naczelnym Redaktorem. Był tym przerażony (Lokalny ma się rozumieć), że z tak ważną personą przyjdzie mu konwersować. Naczelny to nie jakiś tam Zarząd, któremu można napyskować, głupot naopowiadać, dziesięć razy sprawę przekręcać, a ten i tak się nie zorientuje. Dukał więc Lokalny przez telefon, jak na przesłuchaniu. Nie wiadomo dlaczego był zestrachany wielce, bo o ile ja - autor - orientuję się, to konwersacja z Naczelnym jest OK i w ogóle full kultura. Niemniej Naczelny wykazał się znajomością życiorysu Lokalnego, jego ostatnich poczynań i zamiarów, co mnie jako autorowi niezwykle schlebiło, oznaczając niechybnie, że Naczelny jest drugą, po mnie - autorze - i oprócz mnie, osobą czytającą Wieści. Jak widać nie na darmo pisuję, bo nie ilość czytelników, lecz ich jakość się liczy. Pod koniec rozmowy Naczelny zapytał Lokalnego - "I co, zmienia pan pracę?". Lokalny, który nosił i nadal nosi się z zamiarem, którego nie może zrealizować z tych czy innych względów, odparł - "Pewne czynności w tym kierunku trwają, aczkolwiek pozycja moja w firmie bardzo się ostatnio umocniła". "Znalazł się pan może w Zarządzie?" - zapytał Naczelny.

W zasadzie stwierdzić trzeba, że nastąpił nokaut - nie wiadomo, czy techniczny, ale na pewno ciężki. Lokalny i Zarząd! Łatwiej ogień z wodą skojarzyć. Albo Lokalnego z jego żoną. Gdyby Lokalny zhańbił się przejściem na stronę Zarządu, stałby się jednym z nich, a inny Lokalny Informatyk wyśmiewałby wówczas jego nieudaczne uczynki. W życiu!

Uspokoiłem roztrzęsionego Lokalnego, że Naczelny zażartował i nie należy upatrywać w tym złośliwych i degradujących podtekstów. Swoją drogą ciekawe, czy rzeczywiście Lokalny byłby taki wstrzemięźliwy, gdyby zaproponowano mu stanowisko w Zarządzie. Dobrze płatna posada, wygodny fotel, lepszy punkt widzenia i siedzenia zmiękczyły już niejedno zatwardziałe serce.

Piotr Schmidt (agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200