Na pewno się przyda

Pasmo nieszczęść, jedno wielkie pasmo nieszczęść ten miniony tydzień. Najpierw wizyta u M. i jego rodziny. Fakt, u M. najpierw inne zaskoczenie. Na stoliku dzielącym sofę od telewizora najnowszy numer Computerworld.

Pasmo nieszczęść, jedno wielkie pasmo nieszczęść ten miniony tydzień. Najpierw wizyta u M. i jego rodziny. Fakt, u M. najpierw inne zaskoczenie. Na stoliku dzielącym sofę od telewizora najnowszy numer Computerworld. Nigdy bym nie przypuszczał. M., finansista, bierze do ręki Computerworld. Kilka zdań przysłowiowej wazeliny. - "Nie przesadzaj, może powiesz jeszcze, że K. (żona M.) też czyta, uspokajam achy i ochy". - "A żebyś wiedział" - odpowiada.

Przechodzimy do tematów bardziej życiowych. M. przymierza się do budowy domu i pyta mnie, który o budowie domu nawet przed zaśnięciem nie marzy, żebym powiedział, co myślę. O domach wolno stojących mam jak najlepsze zdanie, dlatego mówię, że świetny pomysł i dodaję pytanie: ile wart będzie ten pomysł, bo to jest pytanie budujące dla osób z takimi pomysłami, sądzę. Pojawiają się jakieś plany, tzn. nie jakieś, ale konkretne plany. Rozmach M. i K. zadziwia mnie. - "Zobacz - zapraszając na balkon, mówi M. - Co my tu mamy? Tu rowerów nie ma gdzie postawić!" Nie zwróciłem uwagi na markę rowerów poupychanych na rzeczywiście skromnym balkoniku, bo uwagę mą przykuł, w ogóle przykuło mnie, gdy na podłodze balkoniku, wśród innych licznych pism, zobaczyłem pororzucane numery Computerworlda. - "Na balkonie czytacie" - zadaję nieprzemyślane z założenia pytanie. - "Nie, to do wyrzucenia" - słyszę. Nie rzucam się do zbierania, segregowania, prostowania, układania, odkurzania numerów Computerworlda porozrzucanych po balkonie, porozrzucanych pomiędzy trzema rowerami i niezliczoną masą innych pism, a szkoda, że się nie rzuciłem, żałuję dziś, a zadaję pytanie, gdzie stanie to cudo. Wyobrażam sobie to cudo, ten dom sobie wyobrażam, a przed oczyma ciągle mam ten balkon.

J. mieszka już w domu. W takim domu, że - jak mówi - sporo musi się nachodzić, aby znaleźć w nim żonę. Jest wieczór. Siedzimy w ogródku. Rozmawiamy o nowym samochodzie J. J. kupił właśnie nowy samochód, ale z J. można pogadać nie tylko o samochodach. J. lubi rozmawiać o piłce nożnej i o tym, że wszyscy dziś kombinują i nikomu nie można wierzyć. To są trudne rozmowy, bo jak takiemu J. powiedzieć, że "świat nie po to jest, żeby go potępiać, ale po to, aby go zbawiać", ale J. ma przesympatyczną żonę. Do kuchni przechodzę przez salon o powierzchni ze dwu mieszkań, porównując z mieszkaniem, w którym mieszkam. B., żona M., jak zwykle uśmiechnięta, pyta, czy zjem pstrąga, ale trzeba go wypatroszyć, uprzedza. - "Pewnie - odpowiadam - mogę ci pomóc". - "Są w lodówce. Tu masz - otwiera szafkę na kosz i wyjmuje jeden z ostatnich numerów Computerworlda - gazetę. Podłóż, od razu się zawinie odpady" - mówi. Odszedł mi apetyt na pstrąga. - "Może masz jakąś deskę, to wystarczy" - ratuję sytuację, ratuję Computerworlda. - "Nie, to się od razu zawinie i będzie mniejszy bałagan" - z kobiecą racjonalnością poucza mnie M. - "Wiesz, może zjemy kurczaka, masz kurczaka?" - wystawiam kurczaka, ratując Computerworlda. - "Nie chcesz pstrąga?" - pyta. - "Nie. Przypomniałem sobie, że jadłem wczoraj" - zmyślam, ratując Computerworlda. Kurczak w wykonaniu M. wyśmienity był, ale z trudem go przełykałem, myśląc o stosie Computerworlda wciśniętym w szafce na kosz w kuchni.

Z. jest informatykiem, informatykiem oczekującym na nowe mieszkanie. Ciasno ma Z. i żona Z. ma ciasno, i ciasno mają dwie córki Z. i żony Z., ciasno mają, bo mają 42-metrowe mieszkanie. Ciasno musi mieć Z., naprawdę ciasno musi mieć Z., skoro u Z. już przed drzwiami wejściowymi do mieszkania ujrzałem wychylający się z worka na śmieci numer Computerworlda. W mieszkaniu Z. ujrzałem wiele porozrzucanych numerów Computerworlda. Zamęczał mnie Z. tym i owym w Computerworldzie, ale nie zauważyłem u Z. półki z równo, z uczuciem, z pedantycznie poukładanymi numerami Computerworlda.

Od niepamiętnych czasów gromadzę czytane pisma, gromadzili je od niepamiętnych czasów moi przodkowie, szacunkiem darzę ogromnym co czytam, szacunku tego nauczono mnie nie wiem gdzie. Przekonany byłem od zawsze, że Computerworld składowany jest, że do Computerworlda wraca się, że Computerworld encyklopedią jest. Fakt, że i M., i J., i Z. znali na wyrywki to co w Computerworldzie było, ale serce mi pęka, że tak zmieniają się czasy, że miejsce przeczytanych pism pozostaje puste. Puste pozostaje, bo jakie to wypełnienie te pudełka, muszelki, maskotki, wazoniki, kubeczki, świecidełka...

Ufam, że przekonałem ich, że warto gromadzić, a nie tylko czytać...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200