E-biznesowy ból głowy

Strach przed zmianą - jedna z bardziej powszechnych i dokuczliwych cech ostatniego dziesięciolecia - jest niczym w porównaniu z lękami, które przeżywają menedżerowie w związku z przejściem do gospodarki elektronicznej.

Strach przed zmianą - jedna z bardziej powszechnych i dokuczliwych cech ostatniego dziesięciolecia - jest niczym w porównaniu z lękami, które przeżywają menedżerowie w związku z przejściem do gospodarki elektronicznej.

Nowymi możliwościami, ale i nieuchronnie towarzyszącymi im zagrożeniami są na równi poruszeni menedżerowie biznesowi i menedżerowie odpowiedzialni za informatykę. Ci pierwsi bardziej przejmują się tym, jak ułożą się ich stosunki z dotychczasowymi partnerami po zastosowaniu elektroniki do otwarcia jeszcze jednego kanału dystrybucyjnego, tych drugich bardziej martwi perspektywa zarządzania jeszcze jedną siecią w przedsiębiorstwie, tym razem siecią do e-biznesu. Wszyscy mają świadomość, że niebawem ich organizacje wydadzą setki tysięcy dolarów na system, który prawdopodobnie nie zadziała od razu.

Według badań CIO Internet Attitudes Study. IDG Research przeprowadzanych na przełomie 1999/2000 r. w Stanach Zjednoczonych, największą troską wszystkich menedżerów jest bezpieczeństwo rozwiązań e-biznesowych (54% wskazań). Na drugim miejscu jest konieczność zarządzania jeszcze większą infrastrukturą informatyczną (21% wskazań), następne zajmują koszty projektów związanych z gospodarką elektroniczną (17%). 14% menedżerów zwraca szczególną uwagę na możliwe trudności z utrzymaniem kontroli nad rozwojem firmy. Obawiają się, że może ona zacząć rozwijać się tak szybko, że to tempo będzie stanowić zarzewie konfliktów, przyczynę wąskich gardeł i źródło innych nieprzewidywalnych trudności. Prawie taka sama liczba zarządzających (13%) spodziewa się kłopotów w kontaktach z obecnymi dystrybutorami.

Strach ma wielkie oczy zapewne i w tym przypadku. Aczkolwiek pojawiają się nowe, wielkie nie znane dzisiaj problemy, związane z implementacją rozwiązań e-biznesowych, ale też nie ma żadnych wątpliwości, że za chwilę zostaną wypracowane sposoby radzenia sobie z nimi. Ale właśnie "za chwilę". Jednak nie byłoby mądrze czekać, aż inni zaryzykują, i korzystać z ich doświadczeń, bo ci inni opanują rynek. Trzeba angażować się w gospodarkę elektroniczną, ale pamiętać o kilku żelaznych zasadach postępowania w nowatorskich przedsięwzięciach.

Po pierwsze, wdrożenia systemów gospodarki elektronicznej nie są dla firm bez pieniędzy albo z niepewnymi przychodami. To są niezwykle kosztowne przedsięwzięcia, o trudnym do określenia terminie zwrotu inwestycji. Czasem zdarza się, że na kosztowne projekty decydują się firmy ostatnim wysiłkiem, mając nadzieję, że ten projekt odmieni ich sytuację na rynku. Nic bardziej mylnego.

Po drugie, dla organizacji wchodzących w e-biznes najrozsądniejsze jest wdrożenie najpierw projektu pilotażowego. W środowisku B2B jeden klient w danym czasie pozwala firmie sprawnie monitorować przebieg wydarzeń. Takiemu klientowi poświęca się na ogół więcej uwagi niż zwykle, a jeśli zdarzy się jakaś usterka, to nie dotknie całej bazy partnerów. Próba zrobienia wszystkiego od razu grozi utratą kontroli na firmą. Z tego samego powodu powinno się budować osobną sieć dla e-biznesu, osobną infrastrukturę z serwerami itd. Ciekawym i korzystnym wyjściem może być outsourcing tego rozwiązania.

Po trzecie, e-biznes trzeba od początku budować tak, aby był zarządzany przez menedżerów liniowych (biznesowych), a nie przez szefa informatyki czy oddelegowanych przez niego specjalistów. W innym przypadku ten obszar straci na znaczeniu, bowiem nie będzie nadążał za zmianami w biznesie.

Po czwarte, zarząd firmy, która postanawia wejść w e-biznes, musi być przygotowany na protesty, a nawet sabotaż służb handlowych i marketingowych. Będą one się obawiać, że nowy kanał handlowy zmarginalizuje ich rolę, a zatem i pozycję w przedsiębiorstwie. Będą starali się zminimalizować jego znaczenie. Nie należy poddawać się ich presji, ponieważ nie wygoda działów przedsiębiorstwa, lecz potrzeby klienta i jakość jego obsługi muszą być ostateczną wyrocznią o tym, co należy robić. Rozpoczęcie biznesu w Internecie grozi również problemami w kontaktach z dotychczasowymi dystrybutorami. Tymczasem pierwsze doświadczenia pokazały, że prawie dla każdego biznesu najlepsza jest kombinacja tradycyjnych i elektronicznych kanałów dystrybucji. Nie ma przeciwwskazań, aby klient odwiedzający stronę internetową dystrybutora mógł poprzez nią wejść na stronę producenta. Oferowana wówczas cena byłaby taka, jakby kupował u dystrybutora. System e-biznesowy może automatycznie dzielić klientów i przyporządkowywać im cenniki w zależności od drogi, jaką pokonali docierając do strony producenta. Wówczas interesy wszystkich zostaną zaspokojone. Natomiast sens istnienia kanału dystrybucyjnego jest całkowicie uzależniony od tego, czy dany dystrybutor dodaje wartość do produktu.

Piąty, wcale nie ostatni problem, to integracja nowych rozwiązań z historycznie funkcjonującymi systemami, zwłaszcza ERP. Jest to integracja znacznie trudniejsza niż jakakolwiek znana wcześniej informatykom. A nowe firmy internetowe, dostawcy rozwiązań e-biznesowych nie rozumieją, jak ważny jest to dla przedsiębiorstw problem. Mówi się, że do e-biznesu powinny startować firmy z czystą kartą, czyli nowe. A co ze starymi? Wcale nie są skazane na porażkę. Aby wybrnąć z problemu, muszą wyznaczyć priorytety integracji, np. zacząć od integracji baz danych ERP i systemów e-biznesowych. Powinny też dokonać reinżynierii procesów, tak aby firma była bardziej podatna na rozwiązania gospodarki elektronicznej. Najwięcej do zrobienia mają dostawcy: aplikacje e-biznesu muszą komunikować się ze starymi systemami ERP.

Integracja systemów informatycznych konkurujących firm jest częścią nowego paradygmatu biznesu w branży motoryzacyjnej. Trzech wielkich producentów samochodów: General Motors, Ford i Daimler mają wspólny rynek poddostawców i kooperantów. Aby pracować w sieci, trzeba zgodzić się co do definicji, a nie tylko co do technologii. Warunkiem funkcjonowania sieci w rozumieniu gospodarki elektronicznej są standardy biznesu i standardy technologii.

Kolejnym problemem, który spędza sen z powiek menedżerów, jest skalowalność rozwiązań e-biznesowych. Wielu z nich, trochę z powodu atmosfery wokół e-biznesu, wyobraża sobie taki scenariusz wydarzeń, w którym liczba transakcji prawie z dnia na dzień rośnie od zera do rozmiarów aktywności eBay. Jaki system i jaki serwer to wytrzyma? Rozwiązanie e-biznesowe musi być tak samo sprawne przy jednym, tysiącu i setkach tysięcy klientów. Tak samo pewne, niezawodne i bezpieczne. Zatem szybki, dynamiczny wzrost to dobra wiadomość, ale zarazem zapowiedź problemów.

Szefowie informatyki jeszcze dodatkowo martwią się o narzędzia do administrowania wszystkimi systemami. Ponadto mają uczucie bycia "na widoku". W e-biznesie system informatyczny jest pod stałą obserwacją klientów. W ciągu minuty zauważą oni, że coś jest nie w porządku. Trwa nieustanny test aplikacji i sieci. To powoduje stres, ale też mobilizuje do pracy i wysiłku intelektualnego.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200