Z niczego coś

Są takie biznesy, w których zasoby odgrywają znacznie mniejszą rolę niż ludzka chęć i umiejętność współdziałania.

Są takie biznesy, w których zasoby odgrywają znacznie mniejszą rolę niż ludzka chęć i umiejętność współdziałania.

Przekonałam się o tym, będąc ostatnio w kraju, który odnosi największe sukcesy gospodarcze w Europie, czyli w Hiszpanii. Zauważyłam fantastyczną wprost zdolność Hiszpanów do robienia rzeczy niezwykle efektownych (w kategoriach biznesowych, oczywiście) poprzez łączenie rzeczy zupełnie niepozornych i nieatrakcyjnych. Po prostu potrafią z niczego zrobić coś.

W Polsce żyjemy pod psychologiczną presją niedostatku kapitału, wykwalifikowanych kadr, efektownych wynalazków czy nowoczesnych mocy wytwórczych. Wydaje się nam, że jak tego wszystkiego nie ma, to nic się nie da zrobić. Napisałam, że presja braku zasobów jest głównie psychologiczna, pomimo że istotnie często brakuje w Polsce "tego i owego". Napisałam tak, ponieważ uważam, że w większości wypadków to nie realny brak zasobów, lecz nietwórcza postawa ludzi jest największą barierą w przedsiębiorczości, w rozwoju gospodarki i społeczeństwa. A jej główną cechą jest brak chęci i umiejętności współpracy między ludźmi, między firmami, między organizacjami, w ramach branży, regionu czy lokalnej społeczności. W naszym kraju na biznesy innych (firm, ludzi) patrzy się z zawiścią, jak na konkurentów do tej samej kieszeni, i rozważa jak nie dopuścić ich do tejże kieszeni.

W Hiszpanii przedsiębiorcy patrzą na innych przedsiębiorców jak na potencjalnych sojuszników, którzy mogą wzbogacić ich ofertę i razem pozyskać więcej konsumentów niż każdy z nich z osobna. Oczywiście, konkurują ze sobą, ale tam gdzie jest oczywista sprzeczność interesów, a nie tylko dlatego że jedni i drudzy zabiegają o pieniądze klientów. Jeśli tylko można o nie zabiegać wspólnie - organizują się i... odnoszą sukcesy.

W Hiszpanii byłam w takim miejscu, którego niewątpliwymi walorami jest jedynie klimat i morze, choć jego nazwa jest synonimem luksusu. Baza hotelowa i gastronomiczna bardzo dyskusyjna, chyba że ktoś lubi kombinaty turystyczne i hamburgery; zabytki - może dwa większej klasy; historia bez znaczenia, a jej świadectwa mizerne; kultura materialna, wytwórczość - nader skromna, jakieś archaiczne fabryczki; przyroda - po prostu śródziemnomorska, z jednym wyjątkiem - żadnych wyjątkowych atrakcji; kultura ludowa nie istnieje. W porównaniu z tym miejscem Ojcowski Park Narodowy, Kaszuby, Puszcza Białowieska, Kraków czy Bieszczady to po prostu skrzynie skarbów. Jednak to tam turyści zostawiają pieniądze, a nie w Polsce. Oczywiście, u nas nie ten klimat, nie to morze, nie takie słońce. Problem w tym, że i tam ludzie bez przerwy nie leżą na plaży (nader skromne) i upał czasem doskwiera tak, że chcą od niego uciec. Hiszpanie bardzo popierają ich aktywność i wcale nie zachęcają do plażowania. Wiele małych biur turystycznych ma przebogatą ofertę turystyczną wyciągając turystów z plaż i obwożąc w promieniu 100 kilometrów. A przebogata oferta w tym całkiem nieatrakcyjnym miejscu polega na tym, że punktem zaczepienia jest jakiś nieco cenniejszy szczegół, np. jaskinia albo trzykilometrowy tunel, stary klasztor albo willa Michaela Douglasa, a potem, po drodze do tego miejsca każdy, kto cokolwiek robi, coś dorzuca jako atrakcję turystyczną. Może to być stara huta szkła albo fabryka sztucznych pereł, targ na rynku albo sklep z wyrobami skórzanymi, może to być również kompleks nowych hoteli albo uprawa pomidorów na tarasach. Targ na rynku do złudzenia przypomina warszawski Stadion Dziesięciolecia (w pomniejszeniu), huta szkła bez wątpienia zbankrutowałaby bez tych wizyt, a sklep ze skórą wspiera bezpłatna degustacja likierów, bo inaczej pies z kulawą nogą by tam nie zabłądził. Każdy element tras wycieczkowych nie przedstawia prawie żadnej wartości, ale wszystko razem - sprawna organizacja, klimatyzowany autokar, komunikatywny przewodnik, w każdym miejscu stosowne słowa powitania i prezentacji, kawa, sklep, specjalna oferta, gadżety, pamiątki - sprawia, że turyści mają uczucie, że byli w wyjątkowych miejscach, że nie wyrzucili pieniędzy, które tu i ówdzie wydali, na ogół dosyć spontanicznie.

Biznes turystyczny kwitnie tam na wielką skalę. Wszystkim daje zarobić, nawet tym nie związanym z turystyką: rolnikom, rzemieślnikom, drobnym przemysłowcom. Po prostu umieli się dogadać.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200