Nietwórcze zagęszczenie

Na wirtualnych rynkach komponentów elektronicznych panuje tłok, ale nie dlatego że spodobały się jako platforma do transakcji, ale dlatego że zbyt wiele firm wpadło na pomysł ich stworzenia.

Na wirtualnych rynkach komponentów elektronicznych panuje tłok, ale nie dlatego że spodobały się jako platforma do transakcji, ale dlatego że zbyt wiele firm wpadło na pomysł ich stworzenia.

Technologia informatyczna jest niewątpliwie jedną z najbardziej przełomowych i wpływowych technologii naszych czasów, a firmy, które są jej twórcami i dostawcami, należą zarazem do grupy tych, które najbardziej rewolucjonizują sposób działania klientów, i do grupy tych, które rewolucji podlegają w największym stopniu. Są najbardziej wyrazistym podmiotem i przedmiotem zmian powodowanych przez technologię informatyczną. Dobrym przykładem są giełdy elektroniczne. W USA powstają one prawie w każdej branży, rzadko są satysfakcjonującym rozwiązaniem, choć zapewne z czasem się to zmieni. Na razie nikomu - żadnemu organizatorowi - nie dają na sobie zarobić. O ile jednak w innych branżach powstały cztery, najwyżej pięć takich inicjatyw, to w branży komponentów elektronicznych walczy o klienta - a tak naprawdę między sobą - aż 20 giełd wirtualnych. Wszystkie mają ambicję stać się elektroniczną platformą zawierania transakcji między sprzedawcami części a producentami komputerów, drukarek i innych urządzeń.

Te przedsięwzięcia dzielą się na trzy rodzaje w zależności od tego, kto wystąpił z inicjatywą: rynki tworzone przez wielkich producentów, giełdy powoływane przez dystrybutorów oraz rynki zapoczątkowane przez firmy internetowe, technologiczne. Gra między tymi aktorami jest bardzo pouczającym przykładem budowania mechanizmu rynkowego w przestrzeni wirtualnej, albowiem tylko niektóre z tych inicjatyw, i to wcale nie te najsilniejsze i o największych szansach przetrwania, mogą być nazwane niezależnymi, wolnymi rynkami. Powszechnie uważa się, że dot.comy, które pierwsze weszły w ten interes, skończą albo jako partnerzy wielkich tradycyjnych firm bądź jako twórcy niszowych, marginalnych rynków elektronicznych.

W czerwcu ubiegłego roku IBM, Hitachi, Nortel, Toshiba i kilka innych firm zadeklarowały powołanie E2open, giełdy do zakupów online części elektronicznych. Była to zła wiadomość między innymi dla PartMiner, która była właśnie w trakcie tworzenia takiego samego rynku Free Trade Zone. Jej szefowie uświadomili sobie, że nie mają szans na równą walkę. Zaproponowali więc partnerstwo. Negocjacje trwały wiele miesięcy. Dopiero przed trzema tygodniami strony doszły do porozumienia i ogłosiły zasady współpracy.

PartMiner powstała w 1994 r. Zajmowała się dystrybucją trudno osiągalnych komponentów elektronicznych. W ubiegłym roku weszła do Internetu ze wspomnianą wyżej inicjatywą Free Trade Zone. Klienci mogli szukać potrzebnych części z bazy 12 mln elementów elektronicznych. Firma nie pobierała prowizji od transakcji, zarabiając na sprzedaży nietypowych komponentów, których dostawcy nie umieszczali w swojej internetowej ofercie. PartMiner wydedukowała, że choć nie może rywalizować z nowo powstałym rynkiem, to może skorzystać na ogromnym ruchu, który prawdopodobnie będzie się odbywał na tej giełdzie. Ogłoszone porozumienie daje PartMiner milion dolarów za technologię dla giełdy E2open i wyłączność na handel unikalnymi częściami na stronie E2open. Firma szacuje, że zarobi na tym 250 mln USD w 2000 r., czyli trzy razy więcej niż w roku 1999. Zachowała prawo do tworzenia własnego rynku dla tych, którzy nie chcą się przyłączyć do wielkich giełd.

E2open ma potężnego rywala w postaci analogicznej giełdy eHitex, założonej przez Compaqa, Hewlett-Packarda i kilka innych firm. Walczą o tych samych dostawców i kupców. Prędzej czy później musi dojść albo do ugody, albo do śmiertelnej dla jednej ze stron rozgrywki.

E2open i eHitex zagrażają nie tylko niezależnym rynkom tworzonym przez takie firmy, jak PartMiner, ale także rynkom elektronicznym powołanym przez tradycyjnych dystrybutorów. Zagrożenie polega na tym, że E2open i eHitex wiążąc bezpośrednio dostawcę z klientem eliminują pośredników, właśnie dystrybutorów. Do czołówki przedsięwzięć, do których włączyli się dystrybutorzy, należy np. eChips - giełda założona przez dystrybutorów komponentów Arrow Electronics oraz Avnet i dot.comy: QuestLink Technologies i ChipCenter. Nastawiona jest ona na małe i średnie przedsiębiorstwa, które nie czują się pewnie w handlu z potęgami informatycznymi.

Początkowo każda z tych firm miała strony WWW do kontaktów z klientami. Doszły one jednak do wniosku, że obszary ich działalności się uzupełniają i zawiązały sojusz. Ich ważnym atutem są bazy klientów. Ale czy to wystarczy do przeciwstawienia się potentatom?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200