Wieści z terenu

Oj, parzy!

Oj, parzy!

Przychodzi Lokalny Informatyk do lekarza i mówi - "Panie doktorze, bardzo sobie poparzyłem obie strony twarzy - uszy i policzki". Lekarz ogląda, dziwi się i wreszcie pyta - "Jakże to się stało?". "Bo, widzi pan, prasowałem koszulę. Co prawda żona obiecała, że to zrobi, ale jak zwykle wyszła do sąsiadki i zapomniała. Musiałem więc osobiście wykonywać to nikczemne zajęcie, gdyż byłem umówiony na ważne spotkanie i chciałem jakoś wyglądać. Tak więc zmagałem się z niewdzięczną materią, gdy nagle zadzwonił telefon. A ja mam taki odruch, chyba wyniesiony z pracy, że jak dzwonią, natychmiast odbieram. A skoro w ręku trzymałem rozgrzane żelazko, to właśnie je przyłożyłem do ucha" - wyjaśnił historię swego nieszczęścia Lokalny. Lekarz starał się ukryć rozbawienie, aczkolwiek nie bardzo mu się udawało, gdy nagle głośno się zastanowił - "Rozumiem, ale jakim sposobem poparzył pan drugą stronę twarzy?". "Chciałem natychmiast zadzwonić na pogotowie" - wyjaśnił Lokalny do końca.

Historyjka ta jest fikcją i choć Lokalnemu nic podobnego jeszcze się nie przydarzyło, zaczął poważnie się obawiać, aby kiedyś do identycznej sytuacji nie doszło. Powinien zapewnić sobie w dbałości o zdrowie odrobinę higieny psychicznej, gdyż pewne symptomy zdają się wskazywać, iż stan krytyczny może nadejść lada moment.

W każdym razie Lokalny jest bliski chaotycznych zachowań. Składa to na karby przemęczenia po wielomiesięcznej intensywnej pracy nad projektem. Łapie się, niestety po fakcie, na głupich, a nawet całkiem niedorzecznych odpowiedziach lub nieracjonalnych postępkach. Całe szczęście, że zdaje sobie z tego sprawę - czasami jednak zbyt późno. Siedział dla przykładu na pogaduszkach z paniami Krysią i Hanią. Do Hani zwrócił się "pani Krysiu", co wywołało u niej złowrogi błysk w oku. Albo też zadzwoniła pewnego razu Sekretarka, oznajmiając, że gość do Lokalnego przyjechał. Oprócz przekazania nowiny, Sekretarka chciała się dowiedzieć, jaki jest numer pokoju Lokalnego. Co to za sekretarka, która nie zna lokalizacji pracowników? Zawsze, gdy dzwoni, pyta o to samo. Zaiste, pracuje dopiero parę miesięcy, ale w końcu mogłaby numer najważniejszego gabinetu w firmie spamiętać.

Lokalny, zaskoczony kompletnie pytaniem, numer podał, niestety nie swój, lecz pomieszczenia naprzeciw. Chyba dlatego że często ostatnio tam bywał. Gość jednakowoż trafił, aczkolwiek po pewnych perturbacjach, głośno żaląc się, że ktoś błędnie go pokierował. A że był to człowiek zagraniczny, nieporozumienie poszło na karby przekłamań językowych i niekumatość Sekretarki.

Innym razem Lokalny rozmawiał w domu przez telefon, przez normalny przenośny telefon. Gawędził o tym i owym, aż nagle usłyszał dzwonek domofonu. Poszedł więc do drzwi, otworzył, wyjrzał na klatkę schodową, a tam ciemno, ni ducha żywego. "Kawalarz jaki, czy co?" - zastanawiał się chwilę, nadal trzymając przy uchu słuchawkę, gotowy kontynuować przerwaną rozmowę. "Nikogo nie ma" - rzucił zdawkowo do telefonu. I w tym momencie uświadomił sobie rzecz straszną, czyli całą prawdę. Szybko naprawił błąd, odkładając słuchawkę telefonu, podejmując słuchawkę domofonu.

I oto co może zdziałać wielo- miesięczne przemęczenie projektem informatycznym. Profilaktycznie Lokalny nie bierze do rąk żelazka. I dobrze, gdyż w przeciwnym razie moglibyśmy ujrzeć pewnego razu nagłówki w gazetach krzyczące: "Pierwsza ofiara informatyki na oddziale oparzeniowym miejskiego szpitala".

Piotr Schmidt

(agent zakładowy)

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200