Biedni i bogaci - żadnych zmian

Już dziś wiadomo, że globalna sieć wzmacnia stare podziały majątkowe i społeczne, że nie daje żadnych nowych szans na nowe rozdanie bogactwa i przywilejów.

Już dziś wiadomo, że globalna sieć wzmacnia stare podziały majątkowe i społeczne, że nie daje żadnych nowych szans na nowe rozdanie bogactwa i przywilejów.

A jeszcze tak niedawno spodziewano się, że gospodarka oparta na Internecie na nowo określi stosunki społeczne, a zatem i na nowo rozdzieli szansę na zamożność, a przynajmniej godziwe życie. Używano nawet określenia "trzecia droga" do podkreślenia wagi tego zjawiska. Chodziło oczywiście o trzecią drogę rozwoju gospodarczego, drogę wykorzystującą wszystkie zdobycze kapitalizmu i socjalizmu, ale pozbawioną słabości tych ustrojów. Poważni politycy zaangażowali się w poparcie idei Nowej Ekonomii jako owej trzeciej drogi między kapitalizmem a socjalizmem. Dlaczego Internet miałby i sprawnie budować dobrobyt społeczeństw, i dzielić go sprawiedliwie, czyli realizować dwie dotąd wykluczające się idee społeczno-ekonomiczne? A to dlatego że Internet dostępny powszechnie każdemu przedsiębiorcy - z Hondurasu, Polski, Francji i Chin - dawałby taką samą możliwość robienia interesów, zależną tylko od jego indywidualnych talentów. Powszechny dostęp do Internetu zaś jest jedynie kwestią czasu. Amerykanie są przekonani, że jeszcze rok, dwa lata i Internet będzie w każdym domu, tak jak inne media, np. bieżąca woda, elektryczność czy telefon. Na razie telefon jest w 95% gospodarstw domowych USA, modem - w 25% domów, ale rzeczywiście wszystko zmierza do tego, że Internet będzie z gniazdka i po cenie do zaakceptowania dla prawie wszystkich, tak jak dzisiaj cena elektryczności czy połączeń telefonicznych.

Niestety, pomylili się entuzjaści trzeciej internetowej drogi. Po pierwsze, utożsamili dostęp do Internetu z korzystaniem z Internetu. Niestety, Internet to nie woda ani elektryczność. Nie korzysta się z niego, bo jest to możliwe. Jeśli ktoś ma dostęp do Internetu, to nie znaczy, że tam będzie szukać informacji, oferty turystycznej czy kupi potrzebną książkę. Korzystanie z Internetu wcale nie jest oczywiste. Internet należy do tej grupy (już prawie) ogólnie dostępnych możliwości, z których korzystanie jest kwestią świadomego, celowego wyboru. Sam powszechny dostęp nie rozwiązuje problemu tego wyboru. A on okazuje się najistotniejszy dla roli, jaką Internet odegra w rozwoju narodów.

Wszystkie obecne badania pokazują zgodnie jedną podstawową prawidłowość. Mapa społeczna korzystania z Internetu dokładnie odzwierciedla mapę bogactwa i wykształcenia obywateli zarówno w USA, jak i w Europie czy Azji. Innymi słowy, sieć globalna podtrzymuje podział na biednych i bogatych, a co więcej, pogłębia tę różnicę. Wszak używanie Internetu stawia i przedsiębiorców, i klientów w korzystniejszej sytuacji niż pozostałych, bo dzięki niemu uzyskuje się lepsze ceny, niższe koszty działalności, wymagane są niższe nakłady inwestycyjne itd. Zatem Internet wzmacnia inną starą prawidłowość, że bogaci stają się coraz bogatsi, a biedni coraz biedniejsi. Być może za jakiś czas zadziała jakiś jeszcze dzisiaj nieznany mechanizm, który unieważni stare podziały i stare prawidłowości, ale na razie działa jako jeszcze jeden przywilej uprzywilejowanych. Co najwyżej zmienia sposób i tempo, w jaki młode pokolenie uprzywilejowanych będzie się bogacić i przybierać na znaczeniu.

Entuzjaści pomylili się również w kwestii przyszłości kapitalizmu i to jest owo "po drugie". Otóż rozwój kapitalizmu wcale nie zmierza do jego unicestwienia. Tak myślał Karol Marks, a opierał się na wcześniejszym odkryciu Adama Smitha, że największy zysk jest tam, gdzie jest najwięcej monopolu, a więc im bliżej wolnego rynku, tym ten zysk będzie się zmniejszał. Karol Marks sądził, że dzięki temu mechanizmowi kapitalizm zniszczy sam siebie. Dzisiaj warto przypomnieć starego Smitha, bo dzięki sieci globalnej kapitalizm istotnie zbliża się do rynku idealnego, co boleśnie odczuwają firmy internetowe, działające przy prawie zerowej marży i nie przynoszące żadnych zysków swoim akcjonariuszom. To jednak nie oznacza śmierci kapitalizmu. Oznacza nową jego formę, właśnie ową Nową Ekonomię. Ale co to właściwie znaczy? Już co nieco można o niej powiedzieć, ale przecież nie to, że dzięki temu, że sklepy internetowe nie wypracowują zysku, ktoś jest mniej biedny. Po prostu bogaci gdzie indziej znajdą swój zysk. Na pewno znajdą, chociażby dlatego że bogaci są znacznie lepiej wykształceni niż biedni.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200