Głaskać komputer

Kilkadziesiąt lat temu, gdy rozpoczynałem naukę w szkole podstawowej numer 6 w Lublinie (pozdrawiam kolegów ze szkolnej ławy, choć od lat z żadnym nie miałem kontaktu - może się odezwą?), wśród uczniów, a szczególnie wśród uczennic panowała moda prowadzenia pamiętniczków.

Kilkadziesiąt lat temu, gdy rozpoczynałem naukę w szkole podstawowej numer 6 w Lublinie (pozdrawiam kolegów ze szkolnej ławy, choć od lat z żadnym nie miałem kontaktu - może się odezwą?), wśród uczniów, a szczególnie wśród uczennic panowała moda prowadzenia pamiętniczków.

Każdy szanujący się sklep papierniczy miał na składzie kilka, a nawet kilkanaście rodzajów ładnie oprawionych zeszycików z pustymi kartkami. Taki kajecik podtykało się przyjacielowi z prośbą o wpis. Im śmieszniejszy, tym lepiej. W szczególności do dobrego tonu należało zagięcie rogu i wpisanie ukrytego sekretu w rodzaju: "Nie bądź taki ciekawy, nie wsadzaj nosa do kawy".

Mój pamiętniczek się zachował. Nieco obszarpany i przybrudzony, stanowi sentymentalne wspomnienie czasów dawno zapomnianych. Obok wpisów kolegów mam tam wpis Ojca, zawierający skomplikowaną całkę i komentarz, że być może kiedyś to zrozumiem. Zrozumiałem po kilkunastu latach... Jest też na samym początku wpis mego Dziadka, nietypowy, bo wierszem. Zaczyna się tak: "Głaskając Kubę po czubie, ot co Dziadek życzy Kubie..."

Przypominam tutaj ten wpis, bo głaskanie nie tylko dzieci, ale także komputerów propagowałem od lat. Wiem, że jest to czynność intymna i w dzisiejszych czasach nieco archaiczna, bo prawdziwy mężczyzna nie powinien okazywać uczuć, ale - jak sądzę - dzieciom potrzebna. W przypadku komputerów zalecając głaskanie robiłem to zawsze nieco ironicznie, tłumacząc użytkownikom, że komputer trzeba lubić, to wtedy będzie robił wszystko, czego od niego zażądamy. Na ogół moje słowa traktowano jako poetycką przenośnię, idiosynkrazję albo po prostu objawy demencji starczej. Coś ten Kuba ostatnio bredzi...

A jednak wyszło na moje. Otóż tak się złożyło, że pod moją opieką znalazł się zestaw 20 komputerów, tzw. Beowulf (polecam zainteresować się tym fenomenem efektywności obliczeniowej, patrzhttp://www.beowulf.org). Ten akurat w żaden sposób nie chciał działać. Każda z maszyn miała zainstalowany taki sam system, wszystkie były takie same (podwójne Pentium II w standardowej obudowie), połączenia kablowe wielokrotnie sprawdzane. A jednak niektóre z maszyn w zestawie padały jak niepyszne po kilku godzinach pracy pod obciążeniem. Testy trwały kilka miesięcy i nic nie wskazywało na przyczyny tak dziwnego zachowania.

Myślano już nawet o wymianie całego zestawu, gdy dla dowcipu powtórzyłem mój gest głaskania komputera. I wtedy wszystko stało się jasne - obudowy były gorące! Dalsze czynności serwisowe wykazały, że egzemplarz, który padał najczęściej, miał uszkodzony wiatraczek w zasilaczu i w praktyce w ogóle nie był chłodzony. Jak go obciążono rachunkami, no to temperatura w środku rosła jeszcze bardziej i w pewnym momencie zasilacz wyłączał się, bo miał bimetal do ochrony przed przegrzaniem i pożarem. Wszystkie pozostałe komputery posiadały wprawdzie działające wiatraczki, ale złej konstrukcji. Ciepłe powietrze było wdmuchiwane do komputera przez zasilacz, zamiast być wyciągane. Na szczęście, dostawca zgodził się na darmową wymianę 20 zasilaczy. Już po dwu dniach intensywnej pracy okazało się, że cały zestaw wspaniale działa. Dla spokoju dołożyliśmy jeszcze dodatkowe wiatraczki. Komputery są teraz zimne w dotyku niczym jakiś wąż.

Kiedy następnym razem będziecie Państwo w pobliżu komputera, to pogłaszczcie go. One to lubią.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200