Zawodowi kierownicy

Przed kilkoma miesiącami stanąłem przed trudnym zadaniem. Potrzebowaliśmy w naszym wydawnictwie nowego kierownika działu informatyki. Musiał on posiadać wiedzę techniczną i doświadczenie z zakresu zarządzania serwerami internetowymi i siecią, a przy tym powinien również wykazać się otwartością umysłu, umożliwiającą mu planowanie rozwoju informatycznego firmy.

Przed kilkoma miesiącami stanąłem przed trudnym zadaniem. Potrzebowaliśmy w naszym wydawnictwie nowego kierownika działu informatyki. Musiał on posiadać wiedzę techniczną i doświadczenie z zakresu zarządzania serwerami internetowymi i siecią, a przy tym powinien również wykazać się otwartością umysłu, umożliwiającą mu planowanie rozwoju informatycznego firmy.

Wymagania te powinien spełniać przy niezbyt wygórowanych oczekiwaniach finansowych. A wszystko to w Warszawie, mieście, w którym krążą legendy o wręcz kosmicznych wynagrodzeniach informatyków.

Znajomy prawdę ci powie

Poszukiwania rozpocząłem w kręgu znajomych. Im dłużej jednak szukałem, tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że nie jest to właściwa droga. Większość z rozbrajającą szczerością przyznawała, że sama chętnie by zatrudniła fachowca opisanego przeze mnie. A podsunięci mi przez znajomych "eksperci" nie mogli się wykazać co najmniej kilkumiesięcznym doświadczeniem w zakresie zarządzania sieciami Microsoftu, a często wręcz nie odróżniali aplikacji klienckiej Microsoft Exchange od oprogramowania serwerowego o takiej samej nazwie! Mimo to ich oczekiwania finansowe nigdy nie były niższe niż 4000 zł miesięcznie.

Po miesiącu bezowocnych poszukiwań zdałem się na mechanizmy wolnego rynku. Miałem do wyboru dwie możliwości - wynająć wyspecjalizowaną agencję doradztwa lub szukać pracownika we własnym zakresie. Być może skorzystałbym z tego pierwszego sposobu, gdybym poszukiwał idealnego serwisanta, jednak przy całej "delikatności" zadania, jakim jest wybór kierownika działu informatyki, i jednocześnie dosyć specyficznych, nie sprecyzowanych na wstępnym etapie wymaganiach, zdecydowałem się na umieszczenie ogłoszeń w prasie.

Wymagania - trudna sprawa

Przygotowanie treści ogłoszenia zajęło mi dwa tygodnie. Chociaż sztukę pisania mam opanowaną, to jednak ograniczenie się w kilku zdaniach do wymagań w stosunku do tak odpowiedzialnego pracownika nie było łatwe. Tym bardziej że swoje wymagania chciałem określić na tyle dokładnie, by od razu wyeliminować jak największą liczbę ofert od osób nie mających odpowiednich kwalifikacji, nie zniechęcając przy tym tych, którymi mogłem być zainteresowany.

Ostatecznie ogłoszenie jednoznacznie precyzowało, że chodzi o pracę na stanowisku kierownika działu informatyki w wydawnictwie, że od kandydata wymaga się: bardzo dobrej znajomości platformy Microsoft BackOffice (w szczególności Windows NT 4.0 i Windows 2000, Exchange 5.5, IIS 4.0), znajomości problematyki internetowej, umiejętności zarządzania ludźmi oraz kreatywności i zdolności wyboru najlepszych rozwiązań informatycznych. Jednocześnie zawierało szkic zakresu obowiązków przyszłego pracownika, do których należy opracowywanie i realizacja strategii rozwoju informatycznego wydawnictwa, budowa i kierowanie pracą zespołu programistów oraz zarządzanie istniejącą infrastrukturą informatyczną i administrowanie pracownikami działu informatyki. Za namową znajomych wyznaczyłem również ostateczny termin spływania ofert - około miesiąca od daty publikacji ogłoszenia.

Pierwszy odzew

Znacznie szybsze od pierwszych kandydatów do fotela kierowniczego okazały się agencje doradztwa personalnego. To ich pracownicy jako pierwsi potwierdzili fakt ukazania się ogłoszenia, składając mi przy tym propozycje "nie do odrzucenia". Mimo iż w ogłoszeniu jako preferowaną formę kontaktu podałem pocztę elektroniczną, przedstawiciele agencji w zdecydowanej większości woleli skorzystać z telefonu.

Z agencji doradztwa personalnego otrzymałem kilka ofert. Każda z propozycji ograniczała się do wybrania kandy- data z posiadanych przez firmy baz danych. Jedynym warunkiem skorzystania z propozycji była konieczność podpisania zobowiązania, że jeśli zdecyduję się zatrudnić osobę wskazaną przez agencję, to odprowadzę na jej konto równowartość pensji bądź kilku pensji miesięcznych tej osoby. Znacznie mniej wymagający okazali się przedstawiciele dwóch internetowych serwisów pośrednictwa pracy. Jak przystało na pracowników firm internetowych, skorzystali oni z poczty elektronicznej. Ich oferta sprowadzała się do propozycji opublikowania w serwi-sach ogłoszenia o ustalonej przeze mnie treści. Była jednak o tyle atrakcyjna, że żaden z serwisów nie wymagał uiszcze-nia opłaty. Jeden miał promocję, drugi zaproponował dwa tygodnie ekspozycji oferty gratis.

Pisać trzeba umieć

W ciągu dwóch tygodni od publikacji ogłoszeń w prasie i Internecie wpłynęło ok. 60 ofert. Co ciekawe, aż 25 było odzewem na anonse internetowe. Tak więc w tym przypadku bezpłatne ogłoszenia przyniosły efekt porównywalny z publikacją informacji w prasie. Odpowiedzi napływały do mnie w dwóch etapach. Pierwszy - w ciągu trzech pierwszych dni, drugi - w 1-2 tygodnie po publikacji ogłoszenia. W pierwszym etapie przeważały oferty osób, które w tym czasie nie były zatrudnione. Wiele z nich zostało nadesłanych przez desperatów, którzy w swojej dotychczasowej praktyce nie mieli nic wspólnego z informatyką, a np. piastowali stanowisko kierownicze w przedsiębiorstwie z branży cementowej. Chociaż niewątpliwie zależało mi na zdolnościach kierowniczych, to miałem również inne wymagania wobec kandydatów. Wśród dużej liczby odpowiedzi zaskakująco mało było jednak ofert spełniających wymagania postawione w ogłoszeniu. Bez większego zastanowienia odrzuciłem połowę z nich i ograniczyłem się wyłącznie do tych kandydatów, którzy mieli doświadczenie w pracy z produktami Microsoftu bądź też rokowali nadzieję na powodzenie szybkiego dokształcenia.

Tu znacznie istotniejsze od CV okazały się dla mnie dołączane przez kandy- datów listy przewodnie, w których podawali oni informacje nie mieszczące się w formule życiorysu. W miarę lektury odrzucałem kolejne oferty. A to z powodu zbytniego przywiązania kandydata do technologii, której już nie stosowaliśmy (jeden z kandydatów szczycił się budową sieci komputerowej opartej na Windows 3.11), a to z powodu zbyt częstych zmian pracy (niektórzy kandydaci robili to co dwa miesiące) czy nieznajomości języka angielskiego. Wśród 60 nadesłanych ofert prawdziwie interesujących było zaledwie 7, z których tylko dwie w pełni zdawały się spełniać wymagania postawione w ogłoszeniu. Co ciekawsze, z 60 nadesłanych ofert 6 kandydatów mogło się pochwalić certyfikatami Microsoft Certified Systems Engineer (MCSE). To jednak w ostatecznej ocenie nie wpłynęło znacząco na wybór kandydata. Będąc inżynierem Microsoftu, potrafię ocenić wartość takiej certyfikacji. Wiem również, jak wiele czasu wymaga taka certyfikacja, i zdaję sobie sprawę, że wielu doświad-czonych informatyków po prostu nie ma czasu, by przygotować się i przystąpić do egzaminów.

Ostatecznie zdecydowałem się umówić na spotkania z czterema kandydatami: dwoma, którymi byłem naprawdę zainteresowany, oraz dwoma, którzy, jak miałem nadzieję, przekonają mnie do siebie w trakcie rozmowy.

Konfrontacja

Najpierw postanowiłem spotkać się z kandydatami, co do których miałem mniejsze nadzieje. Rozmowy te nie nastroiły mnie optymistycznie. Pierwszy z nich, legitymujący się tytułem MCSE z praktyką w zakresie administracji mieszanymi sieciami lokalnymi z systemami Windows NT i NetWare, nie posiadał żadnego doświadczenia w zakresie konfiguracji routerów Cisco - dotychczas zajmowali się tym inni pracownicy z jego firmy. Także jego doświadczenie w zakresie serwera internetowego sprowadzało się wyłącznie do testowej instalacji oprogramowania IIS na serwerze firmowym. Niemniej sprawił na mnie dobre wrażenie, a z przebiegu jego dotychczasowej kariery wnioskowałem, że nie boi się wyzwań. Kandydat ten, pracujący dotychczas u jednego z operatorów telefonii komórkowej, "zastrzelił mnie" jednak swoimi wymaganiami finansowymi. Za pracę jako kierownik działu informatyki kierujący pracą dwóch pracowników, z perspektywą budowy zespołu programistów zażądał 14 000 zł!

Drugi z kandydatów miał podobne doświadczenie, ale nie posiadał tytułu MCSE. Aktualnie nie zatrudniony, w poprzedniej pracy bezpośrednio nadzorował funkcjonowanie serwera IIS z dołączoną do niego bazą danych Microsoft SQL Server 6.5. Chociaż administrowany przez niego serwis nie umożliwiał zapoznania się ze specyfiką zarządzania w warunkach dużej oglądalności stron internetowych, było to znaczące doświadczenie. Swoje wymagania finansowe określił na znacznie niższym poziomie niż jego poprzednik. Jego propozycja wydawała się interesująca, ja jednak wciąż miałem w zanadrzu dwóch "pewniaków".

Spotkanie z pierwszym było pokazem jego sił witalnych. Wywnioskowałem, że rozmowy o pracę nie są dla niego pierwszyzną. Co chwila zasypywał mnie formułkami typu "nie może sobie pan pozwolić na to, by mnie nie zatrudnić", "w znaczący sposób przyczynię się do sukcesu wydawnictwa" itd. Kandydat był znakomicie przygotowany do rozmowy, znał tytuły wszystkich czasopism wydawnictwa, nie zrażały go stawiane mu wyzwania, posiadał certyfikat MCSE, doświadczenie w zestawianiu łączy internetowych, w obsłudze serwera IIS, a także doświadczenie w zakresie negocjacji cen z dostawcami itp. Nie wiem dlaczego, ale bardzo naturalne wydało mi się zadanie pytania o powody, dla których chce zmienić pracę. Jak się okazało, trafiłem w sedno. Bez zmrużenia oka odpowiedział, że jego dotychczasowy pracodawca nie jest w stanie zaspokoić jego wyma-gań finansowych, które oscylują wokół 10-11 tys. zł netto. Zastanawiając się nad tym jak długo zgodzi się pracować za te pieniądze, zapytałem, kiedy przestanie go satysfakcjonować ta kwota. Z tym samym uśmiechem na ustach odpowiedział, że to się okaże. Dodatkowych podejrzeń, co do tego, że długo nie zagrzeje u nas miejsca, nabrałem wtedy, gdy stwierdził, że nie jest zainteresowany obejrzeniem naszej firmy. Tak jakby to, że mieści się ona w trzech oddalonych od siebie budynkach, nie stanowiło dla niego problemu.

Dopiero ostatni z kandydatów okazał się strzałem w dziesiątkę. Nie posiadał wprawdzie certyfikatu MCSE, ale miał za sobą pracę w irlandzkim centrum lokalizacyjnym Microsoftu. Bardzo ważnym elementem jego życiorysu zawo- dowego była praca u dostawcy usług internetowych, wykorzystującego środowisko Microsoft BackOffice. Zarządzał tam pracą administratorów, serwerami IIS, a także routerami i urządzeniami dostępowymi. W kolejnej firmie zdo- był doświadczenie w zakresie admi- nistracji serwerami pocztowymi Microsoft Exchange 5.x, serwerami Microsoft SQL Server, a także w zakresie pisania procedur i instrukcji, to ostatnie w ramach ubiegania się firmy o uzyskanie certyfikatu ISO 9001. Jako główny powód zmiany pracy podawał chęć uzyskania zajęcia, które pozwoli mu się ustabilizować i będzie mógł je wykonywać przez dłuższy czas. Jego wymagania finansowe mieściły się w docelowym, oczekiwanym przeze mnie przedziale, co spowodowało, że z radością podjąłem ostateczną decyzję.

Ciekawe doświadczenie

Moje poszukiwania kierownika działu informatyki uświadomiły mi, że "nie taki diabeł straszny...". Wbrew pozorom już przy pierwszym poważnym podejściu udało mi się znaleźć odpowiednią osobę i to w ramach założonego budżetu. Patrząc z perspektywy, na pewno jestem tym rozwiązaniem usatysfakcjonowany, choć zdaję sobie przy tym sprawę, że w swoich poszukiwaniach popełniłem co najmniej jeden istotny błąd. W treści ogłoszenia prasowego zamieściłem swój adres poczty elektronicznej. Chociaż był to zabieg świadomy, to obecnie otrzymuję korespondencję od wielu internautów, którzy awansowali mnie w swoich listach na stanowisko dyrektora do spraw personalnych i próbują zachęcić mnie do ich zatrudnienia.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200