Rzeczywistość niewirtualna

Miejsce, w którym mieszkam, od wielu już dni każdego wieczoru spowija mgła. Najczęściej mgła precyzyjnie zamyka tę część miasta, rzadziej przenika dalej, ale tu zawsze jest. Nadchodzi z niżej położonych łąk i mokradeł, ciągnących się do Wisły. Wychodzę czasami nocą i wchodzę we mgłę w miejscu, które i w jaskrawym słońcu jawi się groźne.

Miejsce, w którym mieszkam, od wielu już dni każdego wieczoru spowija mgła. Najczęściej mgła precyzyjnie zamyka tę część miasta, rzadziej przenika dalej, ale tu zawsze jest. Nadchodzi z niżej położonych łąk i mokradeł, ciągnących się do Wisły. Wychodzę czasami nocą i wchodzę we mgłę w miejscu, które i w jaskrawym słońcu jawi się groźne.

We mgle, sam, i właśnie dlatego że sam, na przekór sytuacji czuję się bezpiecznie. Ta mgła bywa gęsta. Zawsze jest zimna, ponura. Po przekroczeniu punktu, w którym styka się z miejskimi latarniami, robi się sina. Ciężka i obca.

Lubię mgłę. Może dlatego że we mgle kiedyś tam się wychowywałem. Stojąca w bezruchu, dniami i nocami przygniatała nieruchomą taflę morza, utrzymując je w spokoju. Jak była mgła, to nie tylko morze było spokojne, spokojne było całe miasto, w półśnie było miasto i chyba też dlatego, choć przecież nie dlatego, przez całą dobę słychać było buczki, ostrzegające statki. Ostrzegały, tak sobie myślę, również tych, którzy stąpają po ziemi, że jest to nieprzyjazna im rzeczywistość, żeby wytrwali.

Najgęstszą mgłę widziałem którejś wiosny na Półwyspie Helskim. Biała, jak biała ściana, choć była pełnia nocy. Ograniczała prędkość samochodu do 10 kilometrów na godzinę, choć to i tak była ryzykowna prędkość.

Najpiękniejsze mgły są w Puszczy Białowieskiej. Ścielą się na łąkach do wysokości kilkudziesięciu centymetrów, jak równo rozsypana mąka i nagle się ucinają; wystarczy jeden krok i człowiek znika w białej masie. Można być i można nie być. Można się ich bać, choć nie ma czego. A cudowne mgły na białowieskich łąkach unoszące się nad ziemią... Jakby podpowiadały, że są nie tylko one...

Radosne mgły widziałem o świcie w dolinie Biebrzy. Dużymi płatami pokrywały bagna, topniejąc wraz z unoszącym się słońcem. Do kolan, najwyżej do pasa. Taka puchowa pierzyna, spod której wychodzimy o poranku.

Kapryśne mgły spotkać można w Bieszczadach. Tamte mgły jakby wchodzą wszędzie, gdzie tylko chcą. Przemykają, zabierają, co chcą, nagle oddają, co zabrały. Można się w nie wpatrywać jak w telewizor. Wywołują bezmyślność, choć wydaje się, że pobudzają myślenie. Tak absorbują, że zabierają wszystko.

Bywają mgły, które odcinają drogę powrotu. Ze swej natury nagłe. Uwięziły mnie takie niby-mgły, niby-chmury nieraz w górach. Przyklejony do ściany Rysów, dyskutowałem kiedyś z przyjacielem całą noc na temat, czy warto być inżynierem, czy humanistą. Byliśmy w wieku, w którym trzeba było podjąć ostateczną, wydawało się, decyzję. Jakaś tajemnicza mgła zakryła nam jedną z możliwych dróg. Każdemu inną.

Lubię mgłę. Wytrąca z uporządkowanego i ustalonego porządku. Burzy plany, którym nic nie mogło zagrozić. Pokazuje kruchość pewności: człowiek boi się gęstej, pełnej mgły, a ta tym szybciej się doń przybliża, im szybciej on ucieka.

A mgła pływająca po jeziorze o poranku, dająca pewność, że za moment wszystko będzie, jak być powinno. To bodaj Hegel nazwał - mgła to przecież zjawisko przyrodnicze - duchem obiektywnym, a Heidegger przeznaczeniem bycia. Patrzenia przez mgłę, przysłowiowego patrzenia przez mgłę, zastanawiania się nad tym, zaraziłem się od tego ostatniego. Poznawania w zależności od czegoś.

Za oknem mgła. Tajemnicza. Dlaczego jest, skoro znam tu każdy zaułek. Może jednak nie. Z pewnością wyjdę i odważnie sprawdzę, czy znam tu każdy zaułek, śmiesznie pewny siebie.

Czy można być czegoś pewnym? Pragnienie takiego bycia to przecież mgła, ta ze swej natury nagła.

Jak w miejscu, w którym mieszkam, jest mgła, którą wpadający w nią z całą pewnością (i jaka to pewność) nazywają: ale mleko, mój jedyny zegar, budzik, zaczyna się buntować. Wskazówki odliczają dobę w czasie jednej minuty, ganiając się na cyferblacie, bo to jest zegar, w którym niczego ze wskazówkami zrobić nie mogę. To jest zegar, który odbiera sygnał czasu skądś tam i gdy go dostałem w prezencie i przeczytałem, że w takim to, a takim kierunku trzeba go ustawić, zacząłem chodzić po mieszkaniu, zastanawiając się, gdzie jest to miejsce. Jak jest naprawdę prawdziwa mgła, mój zegar pokazuje czas w tempie doba to minuta. Gdybym jeszcze, przy okazji, dzięki temu wiedział, co będzie za lat... żyjąc w realnym czasie.

Wiem tylko jedno. Wiem, że możemy poznawać samych siebie. Samopoznanie bowiem opiera się na pierwotnej bliskości tego, co poznaje, i tego, co jest poznawane (psychoanaliza, jak pamiętam, temu przeczy, ale ja jej przeczę). Rodzi się tu jednak pewne stare pytanie: na czym opiera się poznanie zastanej przez nas rzeczywistości? Czy mgła może być tu jakimś wyjaśnieniem? Może. Gdy człowiek ma głowę we mgle, a ja długo miałem, rzeczywistość jest taka, jak we mgle, choć rzeczywiście jest inna. Jest rzeczywista. I najważniejsze: ludzie korzystają z tego, że mamy głowę we mgle.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200