Wartość autoekspresji

Odpływ, który rozpoczyna się około południa, odsłania z każdą godziną nowe połacie plaży. Wieczorem, do kamiennego nabrzeża usypanego po drugiej stronie wyspy, przybijają coraz to nowe łodzie. Z minuty na minutę rośnie tłum ludzi przelewający się wąskimi uliczkami z jednego brzegu na drugi. Plaża Haad Rin ma jakieś 40-50 metrów szerokości i rozciąga się wzdłuż niedużej zatoki na długości 800-900 metrów.

Odpływ, który rozpoczyna się około południa, odsłania z każdą godziną nowe połacie plaży. Wieczorem, do kamiennego nabrzeża usypanego po drugiej stronie wyspy, przybijają coraz to nowe łodzie. Z minuty na minutę rośnie tłum ludzi przelewający się wąskimi uliczkami z jednego brzegu na drugi. Plaża Haad Rin ma jakieś 40-50 metrów szerokości i rozciąga się wzdłuż niedużej zatoki na długości 800-900 metrów.

Kiedy przychodzimy tam ok. godziny 22.00, lewy kraniec plaży świeci jeszcze pustkami, ale już po godzinie i tam dociera tłum. Osiem, może nawet dziesięć tysięcy osób przyjechało na wyspę Koh Phangan, by przy pełni księżyca spędzić całą noc, uczestnicząc w Full Moon Party.

Przed kilkunastoma barami usytuowanymi wzdłuż plaży porozstawiane są sterty głośników. Wydobywające się z nich setki kilowatów mocy utrzymują w ruchu zgromadzony tłum. W fioletowym świetle fosforyzują pomalowane ciała. Wędrując od jednego baru do następnego, można bez trudu znaleźć muzykę najlepiej pasującą do aktualnego stanu ducha i poziomu wyczerpania sił. Zaczynamy od ostrych transowych dźwięków. Zatrzymujemy się na chwilę przy hip-hopowym brzmieniu. Odpoczywamy pod fioletowoniebieskimi palmami, zanurzonymi w muzyce jungle. Parafrazując znaną piosenkę, można powiedzieć, że tutaj tańczyć każdy może, jeden lepiej, drugi trochę gorzej. Nie ma ustalonych kroków. Nie ma obowiązkowych figur. Nie ma parkietu i falujących po nim par. Każdy skacze sam w rytm dudniących basów. Wibrujące wysokie tony nadają tempo wymachom rąk. Kołysząca się głowa i grymas twarzy wydobywają z wnętrza ciała oznaki autoekspresji. Każdy próbuje wyrazić choć trochę siebie samego.

Muzyka i taniec, jak chyba żadne inne ze sztuk, nadają się do tego doskonale. Kondycja przemysłu fonograficznego jest zresztą tego najlepszym potwierdzeniem. A wszystko wskazuje na to, że nadchodząca e-gospodarka tylko przedłuży okres tej niebywałej prosperity. Ile jeszcze pieniędzy jesteśmy w stanie wydać na nasze ulubione utwory i naszych ukochanych wykonawców? Wielcy już zdążyli policzyć, skoro wchodzą w alianse z internetowymi piratami, którzy zdominowali dzisiaj obrót nagraniami w sieci.

Internet, choć ma wojskowy rodowód, dał nam jeszcze jeden środek autoekspresji. Prywatne strony domowe. Dla internetowych portali, oferujących darmową przestrzeń dyskową w celu ich przechowywania, to na razie tylko jeszcze jeden ze sposobów przyciągania potencjalnych klientów. Ale dla nadchodzącej e-gospodarki to kolejne pole do zagospodarowania i zrobienia pieniędzy. Wybiegając myślami w przyszłość, jestem w stanie sobie wyobrazić, jak każdy z nas kupuje software'owe gadżety, by przyozdobić swoją ulubioną stronę domową. A ci zamożniejsi będą pewnie sięgać po "architektów stron domowych", niczym dzisiaj sięgają po architektów wnętrz. Czy tu jest biznes do zrobienia?

Jadąc na Full Moon Party, wydaliśmy kilkadziesiąt dolarów. By utrzymać naszą stronę domową, która ma kilkadziesiąt odwiedzin tygodniowo, wydajemy co miesiąc nie więcej niż kilkanaście dolarów. Tak więc siła naszej autoekspresji nie jest na razie za wielka.

Tu jednak z pomocą przyjść mogą moda i kultura masowa - doskonałe sposoby na zwielokrotnienie obrotów.

Czekamy więc na pierwszego, który wpadnie na pomysł, jak zrobić pieniądze na prywatnych stronach domowych.

Tajlandia, Koh Phangan, 8 lutego 2001 r.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200