Internetowo kolorowo

Z rewolucjonistami minionych pokoleń, znających ''jedynie słuszną drogę'', łączy ich zamiłowanie do koloru czerwonego i wojowniczość; różni ich natomiast luz, swoboda ubioru i lekkość myśli, która powoduje, że ''wszystko jest możliwe''.

Z rewolucjonistami minionych pokoleń, znających ''jedynie słuszną drogę'', łączy ich zamiłowanie do koloru czerwonego i wojowniczość; różni ich natomiast luz, swoboda ubioru i lekkość myśli, która powoduje, że ''wszystko jest możliwe''.

Czy można już powiedzieć, że firmy internetowe stworzyły własną kulturę? Czy powstał zespół wartości, zachowań i znaków, który już zawsze będzie wyróżniał ten etap w rozwoju społeczno-gospodarczym naszej cywilizacji i jej awangardę, czyli dotcomy? Działalność i losy firm internetowych to gorący temat gospodarczy zarówno wtedy, gdy przeżywają one boom, jak i wtedy, gdy ich akcje na giełdach lecą na łeb na szyję. Może się bowiem zdarzyć tak, że odmienią oblicze całej współczesnej gospodarki. Na ogół myśli się o nich jak o spójnej grupie firm budujących swój biznes na jednej technologii, w podobny sposób pozyskujących kapitał i rozgłos, o podobnych strategiach walki i zawierania sojuszy z tradycyjnymi firmami. Rzadko kto jednak zastanawia się, co te firmy, ich twórcy i pracownicy wnoszą do społeczeństwa i kultury, również kultury codziennych zachowań i kultury korporacyjnej.

A przecież wnoszą wiele, niektóre elementy przypominają dobrze znane wzory z ubiegłych dziesięcioleci, inne są istotną nowością. Nowością jest na pewno harmonijne połączenie cech od dawna zwanych rewolucyjnymi i cech również długo uważanych za anarchistyczne. Nowością jest przekonanie, że swoboda formalna sprzyja polotowi.

W tekście publikowanym w tym numerze na sąsiednich stronach jest mowa o General Electric, firmie dojrzałej, doświadczonej, pewnej swojego biznesu, rentownej, o atrakcyjnym wizerunku i bez kompleksów w dziedzinie nowoczesnych technologii. Dwa lata temu powołano zespół do zmagania się z przedsięwzięciami internetowymi. Uznano, że zespół znajdzie dobre pomysły, jeśli będzie pracował w takich warunkach, w jakich pracują dotcomy. A zatem panowie w wymiętych podkoszulkach spotykali się przy piwie w pomieszczeniach pomalowanych na kolorowo. Atmosfera luzu chyba podziałała na nich dobrze, bo zdecydowali się rozwiązać, a Internet po prostu zastosować w codziennych procesach firmy, zamiast wymyślać dla niego specjalne przedsięwzięcia. To była naprawdę mądra decyzja. To brzmi jak ironia, ale nie można nie zauważyć, że tych ludzi stać było na coś sprzecznego z kulturą tej korporacji, kulturą, w której wyrastali, w pracy zawodowej oczywiście. Na taką decyzję niewielu stać, zwłaszcza gdy ktoś pracuje w biurokratycznych, sformalizowanych strukturach, przywiązany do swojego miejsca, statusu i wynagrodzenia.

Przedsiębiorcy i pracownicy e-biznesu uważają, że ich aktywność jest jednakowo odległa od surowego wyrachowania tradycyjnego biznesu, choć wszyscy są nastawieni na bajeczne zyski, jak też od naukowej dyscypliny, chociaż wynalazki naukowe są podstawą ich działalności. Najbliższa im byłaby twórczość artystyczna czy rewolucyjna destrukcja, gdyby nie to, że nie mają żadnych ideałów, żadnego powołania do służby społecznej oraz ani grama bezinteresowności. Co to zatem za stan umysłu, który łączy wewnętrzną pasję tworzenia z publicznie szczerze deklarowaną chęcią wielkiego zysku? Czy wyprodukuje umęczonych schizofreników, powierzchownych cyników czy geniuszy nie znających rozterki "być czy mieć"? A może te wszystkie odwieczne podziały i dylematy związane z posiadaniem, samorealizacją i przeżywaniem są już nieaktualne? Jeżeli nawet, to nie chce mi się wierzyć, że tylko z powodu pojawienia się Internetu i możliwością zbicia na tym majątku, albo chociaż korzystnego zastosowania w swoim biznesie. Coś ważnego zatem obserwatorzy, publicyści i badacze przegapili w rozwoju społeczeństw. Coś, co w całej okazałości ukazało się w społecznościach firm internetowych.

Firmy internetowe głoszą bez umiaru chwałę swojego biznesu, nie licząc się z faktami i nie schylając głowy przed tradycją. A jednak z niezwykłym - jak na takich wojowniczych rewolucjonistów - rozsądkiem, wręcz z wyrachowaniem, podchodzą do sojuszów z firmami starej gospodarki. Stają się ich lojalnymi partnerami, budują ich przyszłość z takim samym zapałem, jak tworzyli podwaliny własnych internetowych firm. Co to jest: konformizm, tolerancja, wyrachowanie, rozsądek? Oczywiście, z racjonalnego ekonomicznego punktu widzenia biznes to biznes, i nie ma nic dziwnego w takich zachowaniach. Ale z psychologicznego punktu widzenia jest to całkowicie niezrozumiałe, przynajmniej w świetle tego, co dzisiaj psychologia wie o ludziach. Może po prostu wie bardzo mało, może literatura wie znacznie więcej i tam powinniśmy szukać zawiłości ludzkiego myślenia i odczuwania.

Takich - pozornych lub rzeczywistych - sprzeczności jest wiele w środowisku firm internetowych. Czy zatem wraz z rozwojem Nowej Gospodarki dowiemy się również o sobie czegoś nowego i zaskakującego? Czy czegoś pokrzepiającego?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200