Lubię porządek

Zastanawiałem się, czy projektant może być bałaganiarzem. Nieporządek wynika z braku systematyczności, a konkretniej z braku skłonności do okresowego układania rzeczy w pewien uporządkowany schemat.

Zastanawiałem się, czy projektant może być bałaganiarzem. Nieporządek wynika z braku systematyczności, a konkretniej z braku skłonności do okresowego układania rzeczy w pewien uporządkowany schemat.

Bałagan w projekcie jest tego odzwierciedleniem, analogicznie jak nieporządek na biurku pokazuje stan duszy jego gospodarza. Podobnie jak na "zachwaszczonym" biurku trudno cokolwiek odnaleźć, rzeczy niepotrzebne od dawna mieszają się z potrzebnymi, a wszystko z czasem przeradza się w jeden wielki chaos, tak projekt prowadzony identycznymi metodami daje równie przypadkowy rezultat.

Bałagan toleruję do pewnego momentu, to znaczy do czasu, gdy nie zaczyna zbytnio przeszkadzać. Wówczas przeprowadzam gruntowne porządki, bowiem dalsze funkcjonowanie w takim stanie rzeczy jest niemożliwe i doprowadziłoby mnie do frustracji. Nieważne, czy dotyczy to porządkowania biurka, mieszkania, bagażnika samochodu czy funkcji i procedur w oprogramowaniu przeze mnie akurat tworzonym. Istnieją jednak bałaganiarze z zamiłowania. Na ich biurkach przewalają się wydruki i dokumentacja. Między jednymi a drugimi znajdziemy nieraz stary ogryzek jabłka lub niedopałek papierosa, które im także wpadają w ręce podczas przekładania zalegających stosów w poszukiwaniu potrzebnego akurat dokumentu, którego i tak nie znajdują. Ogryzków i niedopałków oczywiście przy okazji nie usuną. Po kilku takich próbach wolą raczej zdobyć lub wydrukować nową dokumentację, aniżeli korzystać z już istniejącej, a gdzieś zarzuconej. Podobnie wygląda tworzone przez nich oprogramowanie, gdzie też doszukamy się "niedopałków i ogryzków", wszak nie roślinnego pochodzenia. Nie wiem, jakim rezultatem kończą się ich projekty, ale na pewno nie są one zbyt duże, bo być nie mogą.

Przeciwnikiem bałaganiarstwa był mój dziadek, który swym zamiłowaniem do systematyczności doprowadzał do szału rodzinę. Wystarczyło, że babcia, robiąc porządki na jego biurku, inaczej położyła ołówki, a już "leciały cholery" jako wyraz dezaprobaty dla dezorganizacji jego miejsca pracy koncepcyjnej. Dziadka nie miałem możności poznać osobiście, ale mi o nim opowiadano, jeszcze całkiem niedawno, więc jak widać dobrze wryły się rodzinie w pamięć jego upodobania. Był absolwentem szkoły technicznej w Berlinie i parał się między innymi projektowaniem i wytwarzaniem urządzeń mechanicznych - jakby to dzisiaj określić - nowej technologii. Przed wojną były to między innymi obrabiarki rewolwerowe. Projektantem musiał być niezłym, skoro miał kilka patentów i wystawiał swe osiągnięcia na Targach Poznańskich, a jego stoisko zaszczycił obecnością nawet wicepremier Kwiatkowski, który pomimo "chemicznego" rodowodu zawodowego, doceniał nowe technologie w innych branżach. Firma B. T. Hankiewicz i Ska w Poznaniu, najpierw przy ulicy Szewskiej, a potem przy Staszica 21, jako współwłasność dziadka istniała jeszcze kilka lat po wojnie.

Po dziadku odziedziczyłem zamiłowanie do systematyczności i porządku. Niestety brak mi innych talentów, więc na targach niczego nie eksponuję. Zresztą premier teraz też inny.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200