Uczmy się od kobiet

W środowisku informatycznym wciąż pokutuje opinia, że kobiety nie powinny zajmować się profesjami związanymi z IT. Myślę, że jest to objaw męskich kompleksów. Moje długoletnie doświadczenie w pracy z programistami płci przeciwnej zadaje kłam tej tezie.

W środowisku informatycznym wciąż pokutuje opinia, że kobiety nie powinny zajmować się profesjami związanymi z IT. Myślę, że jest to objaw męskich kompleksów. Moje długoletnie doświadczenie w pracy z programistami płci przeciwnej zadaje kłam tej tezie.

Na temat budowy zespołów informatycznych powiedziano i napisano już niemal wszystko. Jednak dotąd, zarówno w książkach, jak i w czasopismach fachowych, wciąż pomija się jeden z zasadniczych aspektów zagadnienia, a mianowicie płeć członków zespołu projektowego. Zapewne jest to skutek fałszywie pojmowanej politycznej poprawności, a także zwykłych obaw przed poruszaniem tak trudnego tematu, jak różnice w sposobie pracy, charakterystyczne dla obu płci. Nie da się jednak ukryć, że one istnieją i - co więcej - jak wynika z moich doświadczeń, w większości przypadków sprzyjają owocnej pracy zespołowej.

Kodeks wad i zalet

Na czym zatem polegają owe szczególne zalety kobiet - członków zespołów projektowych. Podstawową zaletą jest systematyczność i staranność, trudne do przecenienia zwłaszcza przy pracach programistycznych, gdzie są jednym z elementów decydujących o jakości powstającego oprogramowania.

Kolejną jest cierpliwość. Programowanie jest częstokroć żmudną dłubaniną. Niestety, w zetknięciu z nią męska cierpliwość szybko się wyczerpuje, a znużenie problemem nieuchronnie pogłębia frustrację. Kobiety znacznie dłużej potrafią oddawać się temu nudnemu rzemiosłu, bez uszczerbku dla tworzonych rozwiązań.

Trzecią zaletą jest pewna zachowawczość, wyśmiewana przez kolegów, która jakże często staje się zbawiennym kubłem zimnej wody na rozpalone męskie głowy, skłonne do ryzyka i nie przemyślanych działań.

Czwartą - większy dystans do pracy. Pamiętam, ile to razy podejmowaliśmy się z kolegami pewnych zadań, jedynie dlatego że były ciekawe i perspektywiczne, kompletnie nie zwracając uwagi na finansowe i praktyczne aspekty przedsięwzięcia. Dopiero kilka podstawowych pytań, zadanych przez nasze koleżanki, pozwalało nam bezpiecznie wrócić na ziemię, a niejednokrotnie uchroniło również przed kompromitacją. Jak w rosyjskim dowcipie o chłopie, który pytał popa: "Czy można nauczyć kota grać na bałałajce?". - "Można - odparł pop - tylko po co?".

Kolejną wyraźną zaletą charakteryzującą przede wszystkim kobiety jest ogromna konsekwencja. Jeśli nawet z początku nie są do czegoś zapalone, przekonane bronią potem obranej drogi ze znacznie większym zdecydowaniem niż my, mężczyźni.

Ostatnią wreszcie zaletą lekceważoną przez wielu jest skrupulatność i znacznie większe zdolności werbalne. Nie da się ukryć, że umiejętności te nie są w przypadku wielu mężczyzn zadowalające. O tym, jak ważny jest klarowny przekaz, wie chyba każdy, komu dane było choć raz przeczytać dokumentację projektową stworzoną przez takiego ortografa-fantastę, niestety z reguły płci męskiej.

Oczywiście kobiety jak róże mają również swoje kolce - wady, które trzeba brać pod uwagę, tworząc mieszane zespoły projektowe. Mimo deklaracji, nie lubią podejmować decyzji i są niezdecydowane. Znacznie bardziej wolą rolę wykonawców aniżeli pomysłodawców, odpowiedzialnych za projekt. Mają gorsze wyczucie przestrzenne, co jest istotne wszędzie tam, gdzie mówimy o architekturze rozwiązania. Gorzej znoszą wszelkie kataklizmy, od których nie sposób się ustrzec, realizując przedsięwzięcia informatyczne. Szybciej wpadają w panikę, chociaż też na dłuższą metę doskonale przystosowują się do nie sprzyjających warunków. A przy tym wszystkim mają jednak jeszcze jedną złą cechę, której źródło jestem wprawdzie w stanie zrozumieć, ale uważam za niepotrzebną i sprawiającą kłopoty samym paniom. Wynika ona na ogół z chęci udowodnienia męskiemu otoczeniu swojej wartości. Zachowanie to prowadzi częstokroć do zbędnych, wyczerpujących konfliktów i przeszkadza w rozwiązywaniu realnych problemów.

Przysłowiowym gołym okiem widać, że zalety kobiet są widoczne znacznie lepiej niż wady i słabości. Wypada więc zapytać, dlaczego mimo to wciąż tak mało kobiet wybiera zawód informatyka? Dlaczego tak niewiele z nich uczestniczy w różnych konferencjach, zjazdach, imprezach? Udział kobiet w naszym zawodzie w Polsce nie przekracza kilku procent. Co zresztą bywa przytaczane jako dowód na to, że... same panie nie są zainteresowane tą dziedziną wiedzy, techniczną i hermetyczną, a przez to nieatrakcyjną dla płci pięknej.

Dwie bariery

Nie bardzo ufam tym objaśnieniom. Pamiętam, że gdy zaczynałem pracę na początku lat 70. - a był to okres dość intensywnego rozwoju informatyki w Polsce - rzeczywiście, w działach technicznych ośrodków obliczeniowych królowali mężczyźni. Jednak już działy analityczno-projektowe pełne były pań, które wręcz sfeminizowały niektóre instytuty. Dlaczego więc wtedy, gdy faktycznie można było powiedzieć, że informatyka jest dziedziną techniczną, procent kobiet informatyków był dalece wyższy niż teraz, gdy narzędzia informatyczne są tak wszechobecne i przyjazne względem specjalistów?

Oczywiście, duże znaczenie miała sytuacja społeczno-polityczna. Teraz kobiety mają znacznie więcej szans na wykazanie się swoimi rozlicznymi talentami i umiejętnościami. Jednak podczas nielicznych dyskusji o roli kobiet w IT pomija się dwa, według mnie, zasadnicze czynniki ograniczające udział płci pięknej w przedsięwzięciach informatycznych. Pierwszy, natury ogólnej, przyczyniający się do obniżenia udziału kobiet w tym zawodzie niezależnie od kraju i szerokości geograficznej, wynika z tego, że zdecydowana większość projektów informatycznych jest po prostu źle przygotowana, zwłaszcza od strony biznesowej, a przez to prowadzona w szczególnych warunkach. Jest to na ogół rodzaj misji specjalnej, swoista krucjata rycerska, wyzwanie i bój na śmierć i życie. To tu zawiązuje się swoiste, męskie porozumienie broni i powoli zaczyna brakować miejsca dla kobiet. Tym bardziej że taki projekt czyni życie jego uczestników na pewien okres zupełnie nieprzewidywalne. Kobiety nie tylko znacznie gorzej znoszą takie warunki, ale często świadomie nie chcą brać w tym udziału.

Czy rzeczywiście projekty informatyczne muszą wyglądać w ten sposób? Czy my, mężczyźni, nie mamy przypadkiem wewnętrznej potrzeby uczestnictwa w takiej "projektowej szkole przetrwania"? Czy sami czasem kompletnie bez sensu stwarzamy sobie dodatkowe wyzwania po to tylko, żeby się sprawdzić i potwierdzić swoją wartość? Może kobiety nam w tym przeszkadzają; może by broń Boże coś uporządkowały i postawiły z głowy na nogi? Myślę, że każdy z kierowników projektów powinien sobie rzetelnie sam odpowiedzieć na te pytania.

Druga bariera utrudniająca dostęp kobiet do IT jest charakterystyczna chyba tylko dla polskiej informatyki. Polega na tym, że kształcimy nie takich informatyków, jakich nam w tej chwili potrzeba. Gdzie są analitycy i wdrożeniowcy, niezbędni obecnie w niemal każdej firmie średniej wielkości? Jest, co prawda, pewna grupka sprawnych samouków, jednak w Polsce informatyk to ciągle sprawny programista lub technologiczny sztukmistrz. Brakuje nam całego zastępu fachowców od przetwarzania informacji, umiejących skupić się na aspektach informacyjnych przedsięwzięcia i spajających tym samym biznes z technologią. Kto ma szkolić menedżerów w zakresie systemów informacyjnych? Skąd weźmiemy kadry menedżerskie, rozumiejące swoje potrzeby informacyjne? Czy aby wszyscy nie ulegamy czysto technologicznym aspektom naszego zawodu? Czy nie istnieje tu potrzeba zapełnienia wielkiej luki, właśnie na obrzeżu technologii i biznesu? Nie wmawiajmy nikomu, że informatyka to dziedzina hermetyczna i techniczna. To cały obszar, gdzie potrzebna jest wiedza ogólna. To obszar pomiędzy biznesem a technologią, którego zagospodarowanie jest podstawą do udanych przedsięwzięć informatycznych. Do jego zagospodarowania świetnie nadawałyby się kobiety, skrupulatne i potrafiące łagodzić wszelkie spory. Niestety, niewiele z nich gotowych jest do przebijania się przez dziesiątki naszych męskich kompleksów, zahamowań i stereotypów. Warto o tym pamiętać, kompletując nowy zespół do kolejnego "marszu śmierci".

--------------------------------------------------------------------------------

Tomasz Sobczyk jest dyrektorem pionu nowych technologii w Grupie Antares sp. z o.o. Wcześniej pełnił funkcję dyrektora ds. informatyki w PTE "ego". Prowadził też własną firmę konsultingową.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200