Koń bynajmniej się uśmiał

Szkoda, że rozwiązywanie problemów w informatyce nie jest tak proste jak rozwiązywanie sznurowadeł. Bo gdyby tak było, to nasza Szanowna Redakcja poszłaby z torbami, podobnie jak i my byśmy z torbami poszli jako wykonawcy fachu informatycznego. Ale w informatyce prosto nie jest, więc raczej plajta z braku zajęcia zawodowcom nie grozi.

Szkoda, że rozwiązywanie problemów w informatyce nie jest tak proste jak rozwiązywanie sznurowadeł. Bo gdyby tak było, to nasza Szanowna Redakcja poszłaby z torbami, podobnie jak i my byśmy z torbami poszli jako wykonawcy fachu informatycznego. Ale w informatyce prosto nie jest, więc raczej plajta z braku zajęcia zawodowcom nie grozi.

Czasami jednak człowiekiem chandra miota, gdy zrozumienia znaleźć nie może wśród nieinformatycznego pospólstwa. Jeśli ludzie nie wiedzą, czego się czepiać, czepiają się informatyka, a jak nie mają mu już czego zarzucić, czepiają się sformułowań przez niego używanych. Jednocześnie dosyć pobłażliwie podchodzą do coraz powszechniejszego opacznego stosowania niekomputerowych pojęć potocznych - na przykład statut i status. Pomimo zamiennego ich użycia, słuchacz domyśli się intencji autora wypowiedzi. Nagminne używanie słowa "bynajmniej" w zasadniczo złym kontekście, jako zamiennik dla "przynajmniej" lub "co najmniej", budzi co najwyżej uśmieszek politowania.

Z innej beczki - zdarzało się dosyć często, że dziennikarze RTV używali beztrosko przedrostka "areo" tam, gdzie miało brzmieć jak najbardziej "aero". Mieliśmy więc "areobik", "areoklub", "areozol" i tym podobne przedzierające się brzmieniowe związki z areopagiem.

Czy ja kiedykolwiek twierdziłem, że słowo redakcja pochodzi od czerwonej akcji? Czy kiedykolwiek myliłem pluralizm z pióralizmem, cokolwiek by mogło to drugie oznaczać? Nie, nie myliłem, co czynił niejeden niedouczony przyzakładowy filozof, uważający się za znawcę problemów politycznych.

W obliczu przeprowadzonego powyżej rachunku sumienia, czyli bilansu mózgu, nie widzę powodów, dla których w pracy mają do mnie niejakie pretensje. Bo czyż słowo "logistyka" ja wymyśliłem? Nie, nie ja. Ja go tylko używam. Być może w złym towarzystwie go używam, ale w dobrym kontekście. Nie widzę powodów, aby wszystkie określenia przeze mnie stosowane, a niezrozumiałe dla otoczenia, były klasyfikowane jako trudno przyswajalne zwroty informatyczne. Logistyka może dotyczyć informatyki, a w szczególności jej namacalnej strony, ale częściej za pomocą informatyki logistyka jest usprawniana.

Przemiły Czytelniku, zanim użyjesz słowa "logistyka" w obecności przełożonych, delikatnie wysonduj, czy znają oni jego znaczenie. Nie moja wina, że pewną grupę programów klasyfikujemy jako oprogramowanie narzędziowe. Nie mam też żadnego udziału w tworzeniu pokrętnego nazewnictwa w rodzaju Norton Utilities, Undelete czy Diskeeper. Nie mam zielonego pojęcia, jak uzasadnić celowość zakupu oprogramowania narzędziowego nie wymieniając go ani z nazwy, ani z funkcjonalności i nie wprawiając przy tej okazji w drgania napiętych jak postronki nerwów przełożonych.

Szanowny Czytelniku, zanim zwrócisz się do szefów tak plugawymi słowy, zastanów się, czy rzeczywiście firma nie może funkcjonować bez tych udziwnień informatycznych.

A w zasadzie, kto upoważnił informatyków do zatruwania życia przełożonym?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200