Między nauką, innowacją a produktem

Nie ma prostego przełożenia między osiągnięciami naukowymi a sukcesem rynkowym firmy. Jednak jasne jest, że w dziedzinie wysokiej technologii - a taką bez wątpienia jest inżynieria systemów informatycznych - nie sposób utrzymać pozycji rynkowej bez stałego dopływu myśli technicznej.

Nie ma prostego przełożenia między osiągnięciami naukowymi a sukcesem rynkowym firmy. Jednak jasne jest, że w dziedzinie wysokiej technologii - a taką bez wątpienia jest inżynieria systemów informatycznych - nie sposób utrzymać pozycji rynkowej bez stałego dopływu myśli technicznej.

Czy firmom opłaca się prowadzić badania? Odpowiedź wydaje się oczywista - tak. Jednak po dłuższym zastanowieniu i rozejrzeniu się wokół, łatwo tę tezę podważyć. Po pierwsze, badania są drogie - kosztuje zarówno kadra, jak i laboratoria badawcze. Po drugie, trudno jest stworzyć dobry zespół w przedsiębiorstwie, ponieważ ludzie z ambicjami naukowymi chętnie zostają w ośrodkach akademickich, gdzie istnieją tradycje, klimat i środowisko sprzyjające prowadzeniu badań. Po trzecie, trudno jest utrzymać równowagę między otwartością środowisk naukowych a potrzebą ochrony opracowanych w firmie technologii przed zakusami konkurencji.

Mimo że Microsoft już od dawna jest jedną z największych firm informatycznych na świecie, względnie późno zajął się badaniami. Firma miała, a nawet do dziś ma wizerunek przedsiębiorstwa mało innowacyjnego. Przeciwnicy giganta chętnie podkreślają fakt, że kluczowe technologie przyszły do niej z zewnątrz. Okienkowy interfejs graficzny zapożyczono z komputera Macintosh (co doprowadziło nawet do głośnego procesu), jądro systemu Windows NT powstawało przy dużym wsparciu osób wcześniej tworzących systemy operacyjne w firmie DEC, a Internet Explorer jest oparty na przeglądarce Mosaic, stworzonej w National Center for Supercomputing Applications. Jeżeli spojrzeć na historię przejmowania mniejszych przedsiębiorstw przez Microsoft, a także na licencjonowanie przez nią produktów firm trzecich, trudno oprzeć się wrażeniu, że Microsoft był firmą mało innowacyjną. Mimo to jej sukces rynkowy jest ogromny.

Jednocześnie nie brakuje przykładów firm, które w badania inwestowały bardzo dużo, mają w tej dziedzinie wspaniałe tradycje, a nie przełożyło się to na ich sukces rynkowy. Przykład: słynne laboratoria badawcze AT&T Bell Labs - i choć ich pracownicy zdobyli sześć nagród Nobla, a laboratoria mają renomę wśród informatyków całego świata i wiele osiągnięć naukowych, to nie dało to gwarancji sukcesu finansowego - Lucent Technologies ma kłopoty finansowe.

Oczywiście, nie można stąd wysnuć wniosku, że badania są w sprzeczności z sukcesem rynkowym. Jest na odwrót - duża firma nie może sobie pozwolić na nieprowadzenie badań. Problem nie tkwi więc w ilości i jakości inwestycji w rozwój, a raczej w umiejętności przekładania odkryć naukowych w technologie, które potem pojawiają się w produktach rynkowych i przynoszą firmie mierzalny dochód.

Ojciec chrzestny

Każde przedsięwzięcie ma swojego ojca chrzestnego - osobę, która zatrudni pierwszych pracowników, określi filozofię ich działania, na długi czas determinując charakter prowadzonych prac i ich zakres. W przypadku badań w Microsofcie taką rolę spełnił Nathan Myhrvold - Chief Technology Officer.

"Dziś inwestuj w jutro, bo jutro bę- dzie za późno" - ta maksyma mogłaby charakteryzować działania Nathana Myhrvolda. Niespokojny duch, barwna postać, absolwent Uniwersytetu Kalifornijskiego, obronił doktorat z matematyki i fizyki w Princeton, a następnie pracował pod kierunkiem genialnego fizyka, Stephena Hawkinga, w Uniwersytecie Cambridge. Do czasu odejścia z Microsoftu w maju 2000 r. był uważany za jednego z najważniejszych strategów firmy. N. Myhrvold w połowie lat 90. doszedł do wniosku, że Microsoft nie może dłużej podglądać innych. "Przed długi czas plany rozwojowe małych komputerów były określane przez wielkie maszyny. (...) Długo pracowaliśmy, żeby na komputerach osobistych osiągnąć to, co komputery mainframe miały od dawna: wielozadaniowość, wsparcie dla wielu procesorów. (...) Zdaliśmy sobie jednak sprawę, że nie sposób dłużej powta- rzać tego, co wynaleźli inni, że musimy zacząć wymyślać nowe rzeczy" - powiedział w wywiadzie dla fundacji Edge. W odpowiedzi na to zapotrzebowa- nie Microsoft utworzył cztery centra badawcze - w Redmond, San Francisco, Pekinie i Cambridge. To właśnie tam, w po-łudniowej Anglii, firma postanowiła zaprezentować swoje metody i osiągnięcia.

Mózgi z Cambridge

Uniwersytet Cambridge, jedna z najważniejszych i najbardziej prestiżowych uczelni świata, stał się partnerem Microsoftu w prowadzeniu badań. "Mamy pewną tradycję w zmienianiu świata. To u nas uczyli się Karol Darwin, Ernest Rutherford czy James Watson" - przypomina z dumą Sir Alec Broers, wicekanclerz Uniwersytetu.

Roger Needham, dyrektor Centrum Badań Microsoft (Microsoft Research), podkreśla, że gdy Nathan Myhrvold przyjechał do Cambridge, aby rozmawiać o utworzeniu placówki badawczej, nalegał, by miejsce to miało charakter europejski, a nie brytyjski. Rzeczywiście, wśród 55 naukowców można znaleźć Francuzów, Włochów, Niemców, Skandynawów, Rosjan, Chorwata oraz przedstawicieli wielu innych nacji. Szkoda tylko, że brak Polaków.

Mimo że pracownicy pochodzą z różnych krajów, są podobni do siebie. Wszyscy mają tytuł co najmniej doktora, jest wiele osób z profesorskim tytułem. Nie brak naukowców o zna- czącym dorobku naukowym. Wszystkich łączy doskonała znajomość podstaw matematycznych informatyki i pasja badawcza.

"Chcemy zatrudniać typowych myślicieli, ale także osoby mające wiele praktycznych umiejętności" - mówi prof. Andrew Herbert, jeden z dyrektorów Centrum. "Na początku szukaliśmy indywidualności, ale przecież każdy wybitny naukowiec potrzebuje zespołu. Dziś zatrudniamy wielu młodych doktorów, z uczelni całej Europy" - dodaje. Ludzie mają kluczowe znaczenie, także dlatego że transfer technologii do macierzystej firmy odbywa się głównie poprzez podróże pracowników. W Redmond znajdują się menedżerowie produktów, osoby z dłu- gim stażem w firmie, które wiedzą, jak technologie mogą być użyte w produktach. Pomagają naukowcom skontaktować się z odpowiednimi osobami w grupach projektowych. "Jesteśmy nie tylko dostawcami techno- logii, ale także konsultanta- mi w konkretnych problemach" - wyjaśnia Chris Bishop, wicedyrektor laboratorium.

Na razie Microsoft Research w Cambridge nie ma "okrętu flagowego", czyli odkrycia bądź wynalazku, który - jako technologia informatyczna - byłby w komputerze na każdym biurku i pozwolił każdemu użytkownikowi Windows docenić badania prowadzone w angielskim laboratorium. Andrew Herbert tłumaczy, że 3 lata - z czego prawie rok poświęcony na organizację - to za mało, by dorobić się takiego produktu. "Myślę, że nasze badania nad uczącymi się maszynami i językami programowania należą do najlepszych na świecie. Jestem przekonany, że wkrótce zobaczymy ich osiągnięcia w popularnych aplikacjach" - dodaje prof. A. Herbert.

Centra badawcze przed- siębiorstw, będąc z jednej strony jednostkami naukowymi, z drugiej zaś - częścią macierzystych korporacji, mają problem ze zdefiniowaniem swojego "produktu". Pracownicy Microsoft Research chętnie podkreślają wartość stricte naukową, jaką laboratorium tworzy. Publikacja raz w miesiącu i kilka patentów rocznie to imponujące osiągnięcia. Przedstawiciele firmy podkreślają, że muszą nimi dzielić się ze światem naukowym. "Jesteśmy zależni od środowisk naukowych - to one dostarczają nam kadry, wraz z nimi prowadzimy te badania, które są ponad siły nawet tak dużej korporacji. Chcemy także pokazać, że Microsoft jest firmą innowacyjną" - tłumaczy prof. Andrew Herbert. Laboratorium musi także wykazywać dorobek naukowy z bardzo prozaicznego powodu. Prawo brytyjskie wyraźnie rozróżnia przedsiębiorstwa i instytucje badawcze, dając tym ostatnim przywileje podatkowe. Liczba publikacji staje się więc nie tylko sprawą prestiżu, ale i elementem rocznego rozliczenia fiskalnego.

Przygnębiający jest dla nas dystans, jaki dzieli laboratorium Microsoftu od polskich ośrodków mieniących się badawczo-rozwojowymi.Trudno jednak oczekiwać, by w Pol- sce któraś z wielkich korporacji prowadziła tak zaawan- sowane badania. Są dwa aspekty tego problemu - niewielka liczba światowej klasy specjalistów w dziedzinie badań informatycznych, a także skostniała struktura krajowych uczelni i ośrodków naukowych, które nie mają pomysłu na współpracę ze środowiskami biznesu.

Widzieć, słyszeć, rozumieć

W ciągu dwudziestu lat, od kiedy komputery są obecne w życiu przeciętnych ludzi, komunikacja z nimi niewiele się zmieniła. Nadal człowiek musi wydawać maszynom konkretne, zwięzłe i precyzyjne polecenia. Tu nie ma miejsca na dwuznaczności, ukryte intencje, kontekst wypowiedzi, czyli to wszystko, co tak bardzo upraszcza i uprzyjemnia komunikację między ludźmi.

Szczególny nacisk w badaniach firm informatycznych, nie tylko Microsoftu, jest kładziony na większe "dohumanizowanie" komunikacji z maszyną. Byśmy mogli porozumiewać się z komputerem w ten sam sposób, w jaki porozumiewamy się z innymi ludźmi, konieczne są - przekonują naukowcy z Cambridge - zaawansowane teorie matematyczne. Rozpoznawanie obrazu i dźwięku, monitorowanie ruchu ludzi - to wszystko można zawrzeć w równaniach. Szczególny nacisk jest kładziony na statystykę. Ta sama czynność - np. wyodrębnienie twarzy człowieka z obrazu - jest powtarzana przez program wielokrotnie, z nieco różnymi parametrami wejściowymi. Algorytm określa, na ile dobre (prawdopodobne) jest dane wskazanie. Następnie, metodami statystycznymi, dokonuje się nałożenia (superpozycji) poszczególnych wyników elementarnych, otrzymując wynik wraz z informacją, na ile jest on prawdopodobny. Jeżeli wierzyć demonstracjom, które przeprowadzono w Microsoft Research, to odróżnianie złożonych obiektów od niekontrastowego tła w niskiej rozdzielczości (np. twarzy człowieka w biurze stojącego przed zwykłą kamerą cyfrową) jest problemem już rozwiązanym.

Naukowcom z Cambridge udało się zmusić komputery do wykonywania kilku interesujących zadań z podstawowych problemów informatyki. Opracowali standard kodowania zdjęć, który przy tej samej objętości pliku pozwala uzyskać jakość znacznie lepszą niż popularny JPEG. Stworzyli metodę pozwalającą na dodanie trzeciego wymiaru do zwykłych fotografii. Przygotowali numeryczny model ciała ludzkiego, który pozwala na odwzorowanie ruchu i gestykulacji osób filmowanych przez kamerę.

Nie wszystkie osiągnięcia badaczy można wyrazić za pomocą efektownej demonstracji. Jednym z istotniejszych osiągnięć Microsoft Research są usprawnienia w systemie typowania, zawartym w kompilatorach, a także nowe systemy bezpieczeństwa zawarte w produktach serwerowych platformy .NET. Choć to nie tak efektowne jak rozpoznawanie obrazu, to jednak nie mniej ważne.

Brakujący wymiar

W Microsoft Research w Cambridge da się wyczuć wielką wiarę w siłę rozumu, metody statystyczne i moc obliczeniową maszyn. Pytam prof. Andrew Blake'a: "Czyżbyśmy byli więc tylko maszynami z odpowiednio dużą mocą obliczeniową? Jedyne, z czym się nie zgadzam, to określenie: tylko" - odpowiada nie speszony prowokacyjnym charakterem mojego pytania.

Pomimo urzędowego optymizmu badaczy z Microsoftu, nie sposób nie zauważyć, że w badaniach brakuje bardzo istotnego wymiaru - ludzkiego. Psychologia, biologia, fizjologia, socjologia i inne nauki dostarczają opisu człowieka na innych płaszczyznach niż statystyka i matematyczna analiza obrazu czy dźwięku. Na pytanie, dlaczego w Cambridge nieobecni są specjaliści z tych dziedzin, prof. Andrew Herbert, wicedyrektor centrum, nie może znaleźć natychmiastowej odpowiedzi. Po chwili zastanowienia mówi: "Osoby, które zakładały centrum, to matematycy. To chyba określiło charakter naszych badań".

Badaczom z Centrum w Cambridge przyświeca motto: "Czy nie byłoby wspaniale mieć komputer, który rozumiałby kim jesteś i czego potrzebujesz". Zapewne wiele osób z aplauzem powita pojawienie się narzędzi łatwiejszych w obsłudze i lepiej rozpoznających intencje użytkownika. Należy jednak pamiętać, że stworzenie takiej maszyny wymaga zgromadzenia ogromnej wiedzy na temat konkretnej osoby - jej wyglądu, głosu, ruchów, ale także czasu spędzanego przy komputerze, stron przeglądanych w Internecie, danych przechowywanych na dysku. Umieszczenie takiej wiedzy w komputerze i poddanie jej zautomatyzowanemu zarządzaniu musi budzić obawy dotyczące bezpieczeństwa. Wiele osób będzie zadawać pytanie: "Kto jeszcze, oprócz komputera, pozna moje zainteresowania? Czy gdzieś będą zapamiętane wymiary mojej twarzy i kolor oczu? Z kim mój program podzieli się listą osób, z którymi mam zwyczaj korespondować?" Pytania te stawia już dziś wielu użytkowników programów Microsoftu, którzy z rosnącym niepokojem czytają o poważnych brakach w bezpieczeństwie produktów. Zadają je także administratorzy korporacyjnych systemów informatycznych, którzy starają się nie dopuścić do wypływania tajemnic firmy poza grono zaufanych osób.

Microsoft zdaje sobie sprawę z tych obaw i brakujących elementów. "Jesteśmy na początku bardzo długiej drogi" - przyznaje prof. Andrew Blake. - "Nauka ma to do siebie, że powstaje stopniowo. Nie obiecujemy cudów, po prostu staramy się prowadzić badania naukowe na najwyższym poziomie".

Tradycja naukowa i postęp techniczny

W sali jadalnej Magdalene College ze ścian patrzą portrety zwierzchników kolegium na przestrzeni ostatnich kilkuset lat. Mądre twarze profesorów oraz migotliwe cienie, rzucane przez światło świec stojących na stołach (w sali nie ma oświetlenia elektrycznego), podkreślają dostojną atmosferę miejsca. Czy połączenie naukowej tradycji wiekowego uniwersytetu z nowoczesną firmą software'ową przyniesie dobry rezultat? Czy Microsoft Research w Cambridge uda się stworzyć technologie, które zmienią informatykę jako naukę? Czy - zawarte w produktach firmy - pozwolą gigantowi z Redmond pokonać konkurencję?

Pytanie to, aktualne nie tylko dla Microsoftu, ale i wszystkich przedsiębiorstw inwestujących w badania podstawowe, na razie pozostaje bez odpowiedzi. W Cambridge widać wielki wysiłek i znakomicie przygotowane kadry, ale - jak dowodzą podane przykłady - nie ma prostego przełożenia między osiągnięciami naukowymi a sukcesem rynkowym firmy. Jednak jasne jest, że w dziedzinie wysokich technologii - a taką bez wątpienia jest inżynieria systemów informatycznych - nie sposób utrzymać pozycji rynkowej bez stałego dopływu myśli technicznej.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200