Z perspektywy prowincji

Nie masz cwaniaka nad warszawiaka - brzmi tytuł artykułu zamieszczonego w Raporcie Computerworld Najlepsze miejsca pracy z grudnia ub.r. Z badań, które przeprowadzili autorzy, wynika, że to w Warszawie na informatyków czekają najatrakcyjniejsze posady i najwyższe pensje. Dość powiedzieć, że różnica w dochodach na podobnym stanowisku może wynieść 100%, i więcej.

Nie masz cwaniaka nad warszawiaka - brzmi tytuł artykułu zamieszczonego w Raporcie Computerworld Najlepsze miejsca pracy z grudnia ub.r. Z badań, które przeprowadzili autorzy, wynika, że to w Warszawie na informatyków czekają najatrakcyjniejsze posady i najwyższe pensje. Dość powiedzieć, że różnica w dochodach na podobnym stanowisku może wynieść 100%, i więcej.

Spójrzmy teraz na inne dane statystyczne. W pierwszej dziesiątce największych firm informatycznych - wg raportu Computerworld TOP 200 za rok 2000 - znajdują się zaledwie dwie firmy warszawskie, i to na odległych pozycjach - siedziby pozostałych mieszczą się albo poza stolicą, albo za granicą. Gdyby więc chcieć sformułować podobne twierdzenie na temat ogólnych warunków do rozwoju biznesu informatycznego, można by powiedzieć: wszędzie, byle nie w Warszawie.

Oczywiście, jeden i drugi wniosek to uproszczenia. Wśród moich kolegów informatyków są tacy, którzy zdecydowali się na migrację do stolicy, i tacy, którzy są poza nią. Czasami rozmawiam z tymi ludźmi i coraz częściej słyszę od osób mieszkających w Warszawie narzekanie na warunki życia tam panujące ("daj spokój, w pracy wyścig szczurów, w mieście bandytyzm i korki, tylko pracować i spać, nic więcej"), a jeszcze nigdy nie słyszałem narzekania na warunki pracy na prowincji. Czytam też, że niewielu polskich informatyków zdecydowało się na emigrację do Niemiec, mimo dużych ułatwień wizowych. Może więc milczące założenie, że wyższa pensja czyni informatyka szczęśliwszym, nie jest prawdziwe?

Kiedy tylko zdarzy mi się porozmawiać z informatykiem, zadziwia mnie, o jak interesujących projektach człowiek ów opowiada. Wygląda na to, że w całym kraju realizuje się mnóstwo naprawdę ciekawych przedsięwzięć. Niestety, o tych najciekawszych dowiadujemy się najmniej, bo realizowane są z dala od stołecznych reflektorów, od działów informatyki wielkich zakładów przemysłowych, gdzie tworzy się i wdraża złożone systemy automatyzacji i zarządzania produkcją poprzez kilkuosobowe firmy rozwiązujące niszowe problemy zlecane przez międzynarodowe korporacje, aż po "wolnych strzelców", którzy utrzymują siebie i rodziny z budowy sklepów internetowych dla lokalnych odbiorców. Wszyscy ci ludzie robią swoje, nie narzekają i ani myślą o porzuceniu miejsc pracy na rzecz kariery w warszawskich biurowcach.

Informatyka w Polsce, widziana z perspektywy prowincji, wcale nie wygląda mniej ciekawie niż ta, o której można przeczytać w gazetach. Mniej może afer, których pełne są urzędy centralne. Różnica w wysokości pensji, gdy skorygować ją o koszty przeprowadzki i utrzymania, nie jest wcale tak duża. Komfort życia w znanym środowisku, czas dojazdu do pracy, bezpieczeństwo osobiste, dostępność dobrej szkoły dla dziecka, ceny ładnych działek w okolicach miast... wszystko to przemawia do wyobraźni informatyka. A do jego firmy najbardziej przemawiają koszty działalności oraz dostępność dobrze wykształconej i lojalnej kadry.

Gdy więc spojrzeć na kwestię zatrudnienia informatyków w perspektywie szerszej niż pensja, okazuje się, że wiele czynników działa na niekorzyść stolicy. Nie chciałbym, żeby ktoś z Czytelników poczuł się urażony, bo nie wartościuję ludzkich wyborów. Wszak sam, mając etat w firmie poza Warszawą, telepracuję w warszawskim tygodniku i możliwość tę bardzo sobie cenię. Ale, patrząc z perspektywy prowincji, widzę, że mylą się ci, którzy uważają, że na rogatkach stolicy kończą się ciekawe zajęcia dla informatyka.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200