Wiele hałasu o nic

Enuncjacje na temat rzekomej hermetyczności języka informatyki, jakie pojawiły się w Computerworld nr 5/2001 (artykuł Andrzeja Gontarza ''Język informatyki i reszta świata'' i wywiad z psycholog Ewą Bielicką z PKN Orlen), wywołały - ku memu zdumieniu - gwałtowną reakcję środowiska informatycznego. Moja wypowiedź jest raczej komentarzem do komentarzy kolegów informatyków niż do stanowiska wyrażonego na łamach CW przez Andrzeja Gontarza i Ewę Bielicką.

Enuncjacje na temat rzekomej hermetyczności języka informatyki, jakie pojawiły się w Computerworld nr 5/2001 (artykuł Andrzeja Gontarza ''Język informatyki i reszta świata'' i wywiad z psycholog Ewą Bielicką z PKN Orlen), wywołały - ku memu zdumieniu - gwałtowną reakcję środowiska informatycznego. Moja wypowiedź jest raczej komentarzem do komentarzy kolegów informatyków niż do stanowiska wyrażonego na łamach CW przez Andrzeja Gontarza i Ewę Bielicką.

Zacznę od przykładu niezbyt pasującego do poruszonych w artykułach, od ruchu na rzecz oprogramowania otwartego (open source), czyli oprogramowania dostępnego nieodpłatnie, dostarczanego wraz ze źródłami. Nie twierdzę, że źródła są łatwo czytelne, czy że ich udostępnianie oznacza całkowity brak hermetyczności - ale czy to wina informatyków? Moim zdaniem - raczej natury rzeczy. Przy minimalnej dawce dobrej woli ruch na rzecz oprogramowania otwartego można jednak uznać za chwalebny, a przy tym niebłahy przykład próby przebicia się przez hermetyczno-magiczną otoczkę spowijającą informatykę.

Żaden z czcigodnych polemistów nie poruszył tego zagadnienia, co mnie trochę dziwi. Ale tylko trochę, bo nie ma obowiązku zgadzania się z moją opinią, że oprogramowanie otwarte to sprawa ważna i poważna. Odłóżmy więc tę kwestię na bok i przyjrzyjmy się problemowi hermetyczności świata i języka informatyki.

Czy tylko informatyce można pos- tawić zarzut hermetyczności? Z pew-nością nie. W moim odczuciu artykuł został napisany tak, że wystarczyłoby konsekwentnie zamienić w nim sło- wa ,,informatyka/informatyk" na ,,medycyna/lekarz" albo ,,prawo/prawnik" i prawie cały materiał mógłby być zamieszczony w odnośnym piśmie specjalistycznym (podobnie w wywiadzie). Przedstawione w nich poglądy nie zostały poparte poważniejszą argumentacją, nie licząc kilku anegdot i paru sformułowań ex cathedra.

Rozumiem, że CW nie jest pismem naukowym, ale jednak jest przeznaczone - jak mniemam - dla ludzi myślących. Jeżeli więc stawia się tezę o specyficzności zawodu informatyka, to można (i należy) tę tezę uzasadnić, np. przedstawiając choćby pobieżnie techniki badawcze, a przede wszystkim wskazując na wyniki analogicznych badań dla innych zawodów. Dlaczego język informatyki ma być inaczej (bardziej) hermetyczny niż język prawników czy lekarzy?

Nie neguję, że stosowne badania zostały rzetelnie przeprowadzone, nie neguję też, że wyniki badań prowadzą do wniosku, iż informatycy zachowują się nietypowo. Nie neguję, bo nie wiem. Wiem natomiast, że z tego, co można było wyczytać w inkryminowanych artykułach, nic takiego nie wynika. (Swoją drogą trudno mi sobie wyobrazić eksperyment, który pan docent Andrzej Kocikowski mógłby przytoczyć na podparcie swojej śmiałej tezy, że "informatykom nie zależy na rozwijaniu umiejętności użytkowników").

Obrzucanie adwersarzy epitetem ,,humanisty", jak to uczynił w swojej replice, skądinąd znakomicie napisanej, Jakub Chabik, prowadzi donikąd. To, że znajomi Jakuba Chabika nie wiedzą, że VAT od 100 zł brutto nie wynosi 22 zł, tak samo nie przekonuje mnie do czegokolwiek (oprócz tego, że znajomi Jakuba Chabika tego nie wiedzą), jak wypowiedzi Ewy Bielickiej, Andrzeja Kocikowskiego i opinie Andrzeja Gontarza. Ostatnio pewna poważna uczelnia techniczna dostarczyła mi ,,wzorzec" swojego godła w postaci... pliku w formacie MS Word, zawierającego mapę bitową żałośnie niskiej rozdzielczości. I co z tego? Nic. Ot, taka anegdota, i tyle. Nie wynika z niej bynajmniej, że owa uczel- nia techniczna kształci bądź zatrudnia ,,humanistów" w sensie Jakuba Chabika. A tak przy okazji ,,sporu o humanizm" - co ja, biedny, pocznę z Hugonem Stein-hausem, Erwinem Schr?edingerem, Richardem P. Feynmanem i paroma innymi wielkimi ze świata nauk ścisłych, których do tej pory miałem właśnie za wspaniałych humanistów?

Założenie, że informatycy to całkiem przeciętna grupa zawodowa, w której jest mniej więcej tyle samo przestępców, genialnych umysłów, alkoholików, ludzi o uzdolnieniach artystycznych itp., co w innych grupach zawodowych, wydaje mi się dużo bardziej rozsądne. Być może jest inaczej, ale uważam, że ciężar dowodu spoczywa na tym, kto tak twierdzi. Taki dowód nie został przedsta-wiony ani przez Andrzeja Gontarza, ani przez Ewę Bielicką. Brak dowodu zaś nie został odnotowany przez żadnego z uczestników polemiki, co jest jeszcze jednym argumentem za przeciętnością naszej grupy zawodowej, bowiem statystyczna większość przyjmuje za dobrą monetę ,,dowody" anegdotyczne typu ,,miałem okazję porozmawiać z dwo- ma cyklistami i wiem co za gagatki z tych cyklistów".

Na razie przeto opowieści o nietypowości informatyków i specyficznej hermetyczności ich świata pozwolę sobie między bajki włożyć. Czego wszystkim życzę - z należytym szacunkiem.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200