Oglądanie podglądania

W polskich mediach na dobre ruszyły tzw. reality shows. Zamiast oglądać filmy, w których wszystko dzieje się na niby, a zamiast ludzi z krwi i kości widzimy profesjonalistów, potrafiących sprawnie oddać każdą czynność i każdą emocję, mamy oglądać prawdziwych ludzi. Ludzi, którzy przed kamerami zwierzą nam się ze swoich problemów, którym będziemy towarzyszyć w najbardziej poruszających momentach życia. Ludzi, których życie będziemy śledzić cały dzień, a jak ktoś chce, to nawet i noc.

W polskich mediach na dobre ruszyły tzw. reality shows. Zamiast oglądać filmy, w których wszystko dzieje się na niby, a zamiast ludzi z krwi i kości widzimy profesjonalistów, potrafiących sprawnie oddać każdą czynność i każdą emocję, mamy oglądać prawdziwych ludzi. Ludzi, którzy przed kamerami zwierzą nam się ze swoich problemów, którym będziemy towarzyszyć w najbardziej poruszających momentach życia. Ludzi, których życie będziemy śledzić cały dzień, a jak ktoś chce, to nawet i noc.

Koronnym przykładem jest Big Brother, którego emisję niedawno rozpoczęła telewizja TVN. Co ciekawe, większość osób wyrobiła sobie zdanie na temat tego programu, nie obejrzawszy nawet jednego odcinka. Media albo odsądzają stację telewizyjną, uczestników i widzów od czci i wiary, albo komplementują bez umiaru geniusz twórców Big Brothera.

Zdarza mi się być przymuszanym do oglądania filmów z imprez rodzinnych. Przystaję na to z rzadka i niechętnie, wyłącznie z grzeczności, bo nic mnie nie obchodzi, co powiedziała w kościele kuzynka Jola, jaki płaszcz miała ciocia Helenka albo że wuj Bolesław nie wylewał za kołnierz na chrzcinach wnuka. Oglądając Big Brothera, miałem dokładnie to samo uczucie, które mam podczas oglądania rodzinnych filmów wideo i właściwie nie wiem, dlaczego całe półtora odcinka zajęło mi dojście od wniosku, że moje życie jest znacznie ciekawsze niż czyjeś i Big Brother jest nudny jak flaki z olejem.

Podglądanie czyjegoś życia mnie nie ciekawi, fascynuje mnie natomiast dlaczego czynność ta jest tak popularna, tym bardziej że widzę, iż coraz popularniejsze stają się prywatne witryny, na których zakładane są tzw. webcamy, czyli kamery przekazujące obraz na żywo do Internetu. Serwisy, na których bezpruderyjne panie demonstrują swoje wdzięki w zamian za numer karty kredytowej, to margines. Większość webcamów, np. zgromadzonych w takich portalach, jakhttp://www.webcamworld.com/ ,http://www.camcentral.com/ albohttp://www.earthcam.com , to najzwyklejsi ludzie, nie widzący nic niezwykłego w tym, że inni będą oglądać ich codzienne życie w Internecie. Można zajrzeć do pokoju Adriana i jego kolegów z akademika, można odwiedzić Brendę w Anglii, Dana w Kanadzie albo rodzinę Fraserów.

Coraz więcej słychać o problemie prywatności w Internecie. Ludzie chcą monitorować, jakie cookies wymienia ich przeglądarka z serwisami, protestują przeciwko wprowadzeniu unikatowego numeru do procesorów, tworzą konta pod pseudonimami, a wszystko po to, by zachować prywatność. A jednocześnie coraz więcej osób bez żenady odsłania swoje życie w programach telewizyjnych i Internecie! Tak jakby połowa ludzkości mówiła: "Wara od mojego życia", a druga: "Patrzcie na mnie wszyscy!". Dlaczego tak się dzieje? Czy to sprzeczność?

Myślę, że pozorna. Technologia zapewnia dwie bardzo ważne cechy. Pierwsza, to ogromne wzmocnienie. Niewielkim kosztem (ok. 500 zł) możemy zainstalować w naszym mieszkaniu webcam i tylko od naszej inwencji i szczęścia zależy, ile osób zechce odwiedzić nasz serwis. Po drugie, technologia daje nam bezpieczeństwo. Możemy oglądać państwa Fraserów przy kolacji, ale oni mogą mieć pewność, że gdy smakowicie wyglądające ciasto pojawi się na stole, nie zechcemy przy nim zasiąść jako niespodziewany i nieproszony gość.

Technologia jedynie daje narzędzie do realizacji ludzkich instynktów - skłonności do podglądania, skupiania uwagi na sobie albo poczucia prywatności. Pozwala szybko i niedrogo nadać marzeniom kształt realny. Samych instynktów nie kształtuje przy tym wcale albo prawie wcale, bo pozostają one niezmienne od wieków.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200