Psy szczekają, karawana idzie dalej

Sam pomysł na dobry biznes internetowy nie wystarczy. Trzeba mieć pieniądze i to najlepiej cudze - jak by powiedział Moryc Welt w ''Ziemi Obiecanej''. Przed rokiem na hasło ''Internet'' inwestorzy bez mrugnięcia okiem dawali miliony dolarów. Dzisiaj nie wyłożą ani grosza, jeśli przedsiębiorca nie przedstawi biznesplanu, rokującego nadzieję na zyski w krótkiej perspektywie. Do inwestorów w końcu dotarło, że nie ma różnicy między finansowaniem starej a Nowej Gospodarki.

Sam pomysł na dobry biznes internetowy nie wystarczy. Trzeba mieć pieniądze i to najlepiej cudze - jak by powiedział Moryc Welt w 'Ziemi Obiecanej'. Przed rokiem na hasło 'Internet' inwestorzy bez mrugnięcia okiem dawali miliony dolarów. Dzisiaj nie wyłożą ani grosza, jeśli przedsiębiorca nie przedstawi biznesplanu, rokującego nadzieję na zyski w krótkiej perspektywie. Do inwestorów w końcu dotarło, że nie ma różnicy między finansowaniem starej a Nowej Gospodarki.

Gdy w USA przedsiębiorstwo ogłasza upadłość, zaczyna się gorący okres dla tzw. padlinożerców, czyli spółek handlujących sprzętem biurowym bankruta. Nie ma dla nich bardziej radosnej wiadomości niż spadki na NASDAQ - tyle nowych biurek i komputerów będzie można kupić za bezcen od syndyka! Przed kilkoma dniami pracownicy portalu internetowego Portal World ogłosili cyberstrajk. Protestowali przeciw planowanym zwolnieniom. Strajk polegał na nieuaktualnianiu informacji na stronach portalu, co ponoć dotknęło ponad 4 mln odbiorców. Dla hien to dobry sygnał, zwiastujący koniunkturę - redukcje zatrudnienia są oznaką kłopotów. Niech im się tylko noga powinie przy restrukturyzacji, a bankructwo pewne jak w banku. Porażki z finansowaniem przedsięwzięć internetowych w naszym kraju, np. Ahoj!, Globopolis, BiznesPolska, zapowiedzi nowych fuzji i przejęć (Softbank sprzedał swoje firmy internetowe koncernowi TeleDanmark), poszukiwanie inwestorów strategicznych dla serwisów stopklatka.pl i nuta.pl przez Prokom Internet i wreszcie nie wyjaśniona sytuacja Optimusa i Onetu, nasunęły nam pomysł, by skorzystać z amerykańskiego wzoru na biznes "pogrzebowy". Wykorzystamy Internet jako jeden z kanałów sprzedaży (oczywiście stawiamy na B2B), będziemy brali udział w aukcjach internetowych i zwyczajnych, nie będziemy marnotrawić pieniędzy na reklamę - klienci sami do nas przyjdą, gdyż oszczędzimy im kłopotu w likwidacji firmy. Posprzątamy po bankrucie, sprzedamy mebelki i komputery, rozliczymy należności i wyjdziemy z górką na swoje. Czy są chętni w nas zainwestować? Czy znajdzie się jakiś venture capital albo private equity?

Wirtualne pomysły za prawdziwą kasę

Już pierwsi rozmówcy wybili nam z głowy traktowanie Internetu jako ósmego cudu świata. Jeśli biznesplan jest oparty na rzetelnych analizach makro- i mikroekonomicznej, z których wynika, że Internet ma być tylko środkiem do prowadzenia interesu, a nie jego kwintesencją, to jest szansa, że znajdziemy inwestora. MCI Management w prospekcie emisyjnym zarzeka się, że na bezpośrednie inwestycje kapitałowe w spółki teleinformatyczne na etapie projektowania przedsięwzięcia, wczesnego rozwoju lub restrukturyzacji jest skłonny zainwestować od 50 tys. do 500 tys. USD, natomiast w firmy działające od 200 tys. do miliona dolarów.

"Młodzi ludzie, zgłaszający się do nas z projektami internetowymi, nie mają zielonego pojęcia o pozyskiwaniu kapitału" - twierdzi natomiast Rafał Styczeń, prezes Internet Investment Fund (IIF). - "Najpierw powinni przekonać do swojego genialnego pomysłu prywatnych inwestorów. Niech każdy z nich wyłoży po 10 tys. zł w zamian za kilkuprocentowe udziały, a następnie niech rozpoczną pracę nad prototypowym produktem, usługą czy też serwisem WWW". Zdaniem Rafała Stycznia, dopiero w następnym etapie powinni zgłaszać się do takich firm jak jego czy funduszy typu venture capital. Inaczej muszą zgodzić się, że inwestor zażąda większości udziałów. Przykładowo, jego firma prowadzi 9 projektów, z czego 1 został już wstrzymany jako chybiony, a 5 jest już finansowanych z innych źródeł, np. eCenter, gdzie 55-procentowym udziałowcem jest Elektrim. Zgodnie ze swoją filozofią życiową - "Bawi mnie tworzenie firm od podstaw" - Rafał Styczeń planuje odsprzedaż udziałów m.in. w eCenter. Inwestuje nie dłużej niż rok, dwa lata, by dla firmy, odpowiednio już ustawionej i perspektywicznej, znaleźć kolejnego inwestora.

Czy takie firmy, jak MCI czy IIF, zainteresowałyby się naszym projektem? Chyba nie, bo raczej trudno przedsiębiorcom pogrzebowym, nawet mającym własną stronę WWW, uchodzić za branżę teleinformatyczną. My za to będziemy się uważnie przyglądać każdej spółce, którą MCI, IIF i inne podobne fundusze przyjmą pod swoje skrzydła...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200