Ostatnia droga w Internecie

Od pewnego już czasu podejrzewałem, że coś jest nie tak. Podejrzenia nie pojawiły się ot tak bezpodstawnie ani też nie były wynikiem mrocznych odczuć czy domniemań. Sprawa wygląda bowiem dosyć klarownie - każdy powinien znać i widzieć nie tylko czubek własnego nosa, ale także skrawek innej technologii. Chyba dlatego właśnie kobiety masowo kupują teraz maszynki do golenia. No i proszę - jeszcze jeden przykład globalnej unifikacji.

Od pewnego już czasu podejrzewałem, że coś jest nie tak. Podejrzenia nie pojawiły się ot tak bezpodstawnie ani też nie były wynikiem mrocznych odczuć czy domniemań. Sprawa wygląda bowiem dosyć klarownie - każdy powinien znać i widzieć nie tylko czubek własnego nosa, ale także skrawek innej technologii. Chyba dlatego właśnie kobiety masowo kupują teraz maszynki do golenia. No i proszę - jeszcze jeden przykład globalnej unifikacji.

Gorzej jest natomiast z unifikacją w Internecie. Do przeglądania stron używam programu Netscape Communicator 4.7. Jestem tradycjonalistą od lat stosującym produkty tej samej firmy. Niestety, jestem w jakiejś 20-proc., jawnie dyskryminowanej, mniejszości populacji internetowej. Doszło do tego, że muszę dublować stan posiadania przeglądarek, wzbogacając go w Internet Explorer, jeśli chcę obejrzeć niektóre strony. Witryn niestrawnych dla Nestcape'a wyraźnie przybywa, co nie zawsze wynika ze złośliwości ich twórców, a raczej z ich niefrasobliwości. Wyraźnie zapominają, że są klienci oglądający świat przez inne niż przez tę ich jedynie słuszną przeglądarkę.

Pozostawmy na boku problemy szaty graficznej stron WWW, aczkolwiek właśnie na tym poziomie ujawniają się niezgodności w obsłudze rozszerzeń ponad standard HTML. Zaletą Internetu jest możliwość szybkiej wymiany informacji. Z szybkością może być nieciekawie, jeżeli odpowiedź na zapytanie generuje zamiast automatu człowiek. Niestety, w niektórych przypadkach, a konkretnie przy nie sformalizowanych zapytaniach, po drugiej stronie można posadzić jedynie istotę ludzką. Sprawdziłem ostatnio jak działa w mojej firmie punkt zdalnej obsługi zapytań klientów. Wysłałem e-maila z jakimś nie wzbudzającym podejrzeń zapytaniem, czyniąc to oczywiście nie jako ja, ale zwykła osoba z tak zwanej ulicy. Odpowiedź przyszła w niespodziewanie krótkim terminie, chyba w ciągu godziny. Byłem pozytywnie zaskoczony, chociaż szybka reakcja powinna być czymś normalnym. Życie udowadnia jednak, że w niektórych przypadkach i parę tygodni można czekać w nadziei na jakąkolwiek odpowiedź. Posiadanie skrzynki nie gwarantuje przecież niczego, oprócz tego, że można na jej adres skierować korespondencję. Dlatego interaktywne systemy w Internecie konstruuje się na razie w sposób maksymalnie sformalizowany i bezobsługowy. Kiedyś stan oprogramowania dojdzie do takiego poziomu, że zamiast czytać FAQ, "skrobniemy" kilka pytań, na które odpowie nam sensownie i natychmiast automat.

Są instytucje, z którymi niechętnie będziemy komunikować się poprzez sieć. Należą do nich na przykład zakłady pogrzebowe, chociaż nie wiem, czy nie pojawi się kiedyś możliwość wirtualnego zaprojektowania swojego pogrzebu i obejrzenia jego symulacji na ekranie monitora, że o wyborze trumny i symulacji widoku z jej wnętrza w technice VRML nie wspomnę. Będziemy mogli wybrać i zarezerwować odpowiadające nam komponenty. Natomiast jednej sprawy nigdy i w żaden sposób nie będziemy mogli w tym przypadku założyć, a mianowicie składu osobowego konduktu, co zależy od tego, jacy byliśmy za życia, a może od tego, kim byliśmy.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200