Bez litości wskazując palcem

Jest jeszcze wiele takich obszarów, w których za wartościowego kandydata na stanowisko uważa się tylko tego, którego dana społeczność sama wyszuka i namówi do pełnienia tej funkcji.

Jest jeszcze wiele takich obszarów, w których za wartościowego kandydata na stanowisko uważa się tylko tego, którego dana społeczność sama wyszuka i namówi do pełnienia tej funkcji.

Obserwuję w niektórych firmach, ale także organizacjach niegospodarczych, pewną dziwną prawidłowość. Im bardziej się ktoś stara wybić, im bardziej przykłada się, im więcej inicjatywy wykazuje, a także im odważniej mówi o swoich ambicjach, tym otoczenie daje mu mniejsze szanse na realizację tych ambicji i zamierzeń. Trudno to zrozumieć. Wydaje się bowiem, że społeczeństwo pogodziło się z zasadą, iż trzeba siebie dziś reklamować jak jogurt, bo nikt nie będzie wyszukiwał talentów siedzących cicho jak " mysz pod miotłą", gdy na rynku kłębi się tłum kandydatów do wszelkich stanowisk. A jednak tych "starających się" otoczenie często usuwa - subtelnie, grzecznie, ale bezwzględnie. Czy jest to dowód na to, że gdzieś na dnie naszej psychiki ocalało przekonanie, że nie wypada wywyższać się, zabiegać otwarcie o własne interesy, że wartość człowieka powinna wynikać z jego codziennych zachowań, naturalnych, wynikających z sytuacji i własnych przekonań, a nie obliczonych na efekt, na poklask, na zbudowanie wizerunku. Wtedy ta wartość jest oczywista, jasno widoczna, nie potrzebująca dodatkowej reklamy. Wielu ludzi ciągle uważa - i to jest wielka wartość - że wartościowy jest tylko taki kandydat na stanowisko, którego się wyszuka i namówi, a nie taki, który sam się narzuca.

Mechanizm bicia się o swoje jest skuteczny; skuteczny jedynie w najwyższych sferach zarządczych, zwłaszcza przemieszanych z politycznym oddziaływaniem. Tam po prostu nie można się tak skompromitować, żeby wypaść z gry. Panuje u nas mechanizm selekcji negatywnej do tych stanowisk, aspirują do nich głównie ludzie bez honoru. Kompromitacja, błąd, wina nie są dla nich powodem do wycofania się z zajmowanych stanowisk, zwłaszcza politycznych, ale też menedżerskich, jeśli zależą od układów politycznych.

W tych górnych strefach zarządczych panuje więc swoisty "porządek dziobania". Najwięcej otrzymuje ten, kto najbardziej rozpycha się łokciami i najmniej przyznaje się do błędów, czyli ten, kto bez mrugnięcia okiem potrafi zaprzeczyć faktom, np. własnej nieudolności czy prywacie. A zatem jeśli walka o swoje jest zasadą kariery, wówczas im bardziej jest ona bezwzględna i im bardziej otwarcie prowadzona, tym bardziej jest skuteczna. Dlatego w polityce i gospodarce podlegającej wpływom politycznym opinia publiczna jest bezsilna. Opinia publiczna jest bowiem rodzajem sumienia, wskaźnikiem etycznym dla człowieka honoru. Dla ludzi bez honoru jest jak brzęcząca mucha, którą odganiają ze zniecierpliwieniem.

Zdecydowana większość pracowników jest jednak w sytuacji pośredniej. Z jednej strony czuje motywację do zabiegania o awans, o stanowisko kierownicze, czuje, że podołałaby nowym obowiązkom, że mogłaby dużo z siebie dać i to, co by wzięła, słusznie by jej się należało. Z drugiej strony wie, że musi to robić subtelnie, tak aby raczej dać się wybrać i awansować niż zmusić do tego przełożonych lub pewną społeczność. Rodzi to częstokroć sytuację schizofreniczną. Jak można sobie planować karierę, czuć się autorem samego siebie i jednocześnie zdawać się na opinię publiczności czy zwierzchników, udawać, że nie zależy nam na awansie? Nie można. Wydaje się jednak, że ten dylemat wziął się z niezrozumienia istoty samorealizacji. Ludzie uzasadniają swoje starania o karierę chęcią samorealizacji. Jednak tak naprawdę nie jest to żadna chęć samorealizacji, lecz chęć powielenia wzorów życia panujących i pochwalanych przez własne środowisko czy wręcz daną kulturę. Chęć zdobycia poklasku przez perfekcyjną realizację tych modeli, a nie przez realizację własnego modelu. Wystarczy sobie to uświadomić, a wtedy staje się jasne, dlaczego twórcze i pewne swoich wartości środowiska wolą same wyszukać sobie przywódcę czy kierownika, a inne akceptują szefów, którzy wywalczyli swoje posady czy przywództwo. To są bowiem zupełnie różne kwalifikacje i systemy wartości: samorealizacja i realizacja pożądanych wzorów społecznych. Bez względu na to, czy te wzory są szlachetne czy podłe.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200