Miejsca, do których zaglądam

Tego lata zajrzałem m.in. do pracy magisterskiej absolwenta informatyki na wydziale zarządzania. Skusił mnie tytuł, wyniośle oznajmiający, iż rzecz traktuje o sieciach komputerowych. Będąc osobnikiem od lat mającym styczność jedynie z utylitarnymi aspektami komputeryzacji, zapragnąłem nagle - jak wampir żądny świeżej krwi - wchłonąć nieco nowinek w sposób naukowy traktujących materię, z którą zmagam się na co dzień.

Tego lata zajrzałem m.in. do pracy magisterskiej absolwenta informatyki na wydziale zarządzania. Skusił mnie tytuł, wyniośle oznajmiający, iż rzecz traktuje o sieciach komputerowych. Będąc osobnikiem od lat mającym styczność jedynie z utylitarnymi aspektami komputeryzacji, zapragnąłem nagle - jak wampir żądny świeżej krwi - wchłonąć nieco nowinek w sposób naukowy traktujących materię, z którą zmagam się na co dzień.

Po przewertowaniu siedemdziesięciu stron komputeropisu, czyli współczesnej odmiany maszynopisu, nie uległem oczarowaniu, albowiem treść poruszana w opracowaniu przypominała żywcem wybór wstępnych rozdziałów popularnych książek, traktujących o sieciach i systemach operacyjnych. Dla przykładu, fragment dotyczący problematyki archiwizacji i bezpieczeństwa danych był objętości niniejszego felietonu, a najważniejszą konkluzją, którą udało mi się wyłuskać, było stwierdzenie, iż archiwizację należy wykonywać, bo w przeciwnym razie mogą być poważne problemy. W zasadzie trudno się nie zgodzić, pod czym i ja się podpisuję obiema rękami. Co do sieciowych systemów operacyjnych, stwierdzam autorytatywnie, że absolwenci tego kierunku z pewnością znają z nazwy najpopularniejsze z nich: obecnie używanych i tych, których należnym miejscem pobytu jest lamus.

Ogólnie pracę oceniam jako poprawną, gdyż nie wnikano zbytnio w szczegóły, wiedzę przekazując w sposób przeglądowy i skondensowany. Co bardziej wścibskich czytelników autor odsyła do materiałów źródłowych, zawartych w publikacjach naszych czołowych wydawnictw. W pracy nie podjęto drażliwych tematów, jakimi mogły się okazać protokoły sieciowe, synchronizacja serwerów, replikacja danych, obciążenie sieci przy różnych modelach przetwarzania, dystrybucja oprogramowania, konflikty dostępu do zasobów, wiarygodność danych oraz wielu innych, spędzających sen z oczu kadrze zarządzającej. W zasadzie słusznie, bo po co siać zamęt. W gruncie rzeczy nieważne jak w sieciach pakiety "latają", byle kasa z tego była.

Tegoż lata zajrzałem jeszcze w kilka innych miejsc. Kąpałem się w morzu ciepłym jak marzenie, a także widziałem wrak duńskiego statku osiadłego na dnie akwenu. Udało mi się zobaczyć Murzyna sprzedającego pod parasolem w strugach deszczu afrykańskie cacka oraz podwójną tęczę w pełnej krasie. Oczy moje wypatrzyły Hinduskę piękną tak, że podobnego zjawiska w życiu nie było mi dane doświadczyć. Ponadto tańczyłem w płetwach - konkretnie w jednej - bynajmniej nie na konkursie recytatorskim, co potwierdziło z całą powagą przekonanie, że płetwy ułatwiają mobilność, ale tylko w wodzie. Zajrzałem także pod maskę swego samochodu. Można by pisać wiele o ciekawych zdarzeniach mijającego lata. Niestety, wakacje dobiegają końca i jak doświadczenie uczy, przez najbliższy rok czeka mnie, i nie tylko mnie, spoglądanie w ekran komputera. Oby i tam było równie ciekawie.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200