Północ - południe

Z Javierem Ossandonem, prezesem ELANET (Europejskiej Inicjatywy Sieci Teleinformatycznej Władz Lokalnych), rozmawia Sławomir Kosieliński.

Z Javierem Ossandonem, prezesem ELANET (Europejskiej Inicjatywy Sieci Teleinformatycznej Władz Lokalnych), rozmawia Sławomir Kosieliński.

Tradycyjna funkcja samorządów lokalnych sprowadza się do obsługi administracyjnej mieszkańców, pobudzania rozwoju regionalnego i promocji walorów turystycznych danej okolicy. Widać to wyraźnie w Internecie, gdyż większość europejskich samorządowych serwisów internetowych nie umożliwia interaktywnego kontaktu obywatela z urzędem. W jaki sposób odejść od tego mało atrakcyjnego schematu?

Należy potraktować infrastrukturę tele-informatyczną jako niezbędną do rozwoju regionu, bez której trudno mówić o wprowadzeniu usług elektronicznego rządu. Przykładowo, Barcelona wspólnie z 600 samorządami katalońskimi założyła spółkę komunalną. Ma ona na celu położenie światłowodów w Katalonii, a w konsekwencji umożliwienie dostępu do serwisów lokalnych. Część środków ma pochodzić z funduszy europejskich.

Można też pomyśleć o stworzeniu baz danych wspomagających załatwianie spraw w urzędach. W ramach europejskiego projektu Net for Nets (www.netmtc.org) w projekcie SIPAC zapisano 600 hiszpańskich procedur administracyjnych o charakterze regionalnym lub krajowym. Ta godna uwagi wspólna baza danych, jak załatwić sprawę w urzędzie, cieszy się sporą popularnością. Każdego dnia jest tam kierowanych kilka milionów zapytań. Ok. 30% to zapytania od obywateli, którzy bezpośrednio szukają odpowiednich procedur, aby poprzez Internet albo załatwić sprawę, albo zapoznać się z zagadnieniem. Większość jednak to biura urzędów lokalnych, zajmujących się kontaktami publicznymi, które chcą udzielić wiarygodnej odpowiedzi zainteresowanym stronom lub przygotować odpowiednią procedurę do wdrożenia u siebie.

W Polsce internauci, którzy korzystają z serwisów samorządowych, poszukują tam informacji o kulturze i... rozkłady jazdy komunikacji miejskiej. A jak jest w Europie Zachodniej?

Sytuacja zależy od poziomu informatyzacji i funkcji, które pełni samorząd. W Europie Północnej - krajach skandynawskich - władze lokalne zajmują się wszystkim: od zdrowia po naukę, od pozwoleń na budowę domu po szukanie inwestorów. Nie należy więc się dziwić, że mieszkańcy na samorządowych stronach WWW szukają wszelkich informacji o procedurach administracyjnych, ale również o tym, co się dzieje w szkole publicznej, gdzie wynająć dom, dokąd udać się po pomoc w razie awarii instalacji elektrycznej. Każdy taki serwis jest sprzęgnięty z Systemem Informacji Przestrzennej. W rezultacie mieszkaniec otrzymuje wskazany na mapie wynik swoich poszukiwań, np. gdzie są sklepy spożywcze koło banku.

Nowością jest wykorzystywanie Internetu do zasięgania opinii obywateli, co myślą np. o budowie nowego supermarketu lub drogi. Zarząd lub rada miejska przeprowadzają w ten sposób konsultacje społeczne, z wynikami których muszą się liczyć.

Ale kraje skandynawskie są mało liczebne i wszystko to łatwo sobie wyobrazić...

... Toteż inna sytuacja jest w środkowej i południowej Europie. Kraje o dużej liczbie mieszkańców wymagają odmiennego podejścia. Przykładowo, we Włoszech, jeśli jakieś przedsiębiorstwo - dajmy na to centrum handlowe - chce rozpocząć działalność lub je rozbudować, musi zyskać zgodę 30-50 organizacji publicznych (m.in. straż pożarna, wodociągi, elektrownia). Dzięki Internetowi przedsiębiorca nie musi wszystkiego załatwiać samodzielnie. Składa wniosek wraz z odpowiednią dokumentacją do urzędu lokalnego, tam są one skanowane i następuje ich zamiana na postać cyfrową, aby urząd mógł je wysłać poprzez sieć i uzyskać wszelkie zezwolenia. Dzieje się tak we wszystkich większych miastach. Teraz myślimy także o mniejszych. Taka metoda niezwykle przyspiesza procedury administracyjne. Ba! Są już takie miasta, jak Rimini, w których interesant poprzez specjalną stronę WWW może sprawdzić, na jakim etapie jest jego sprawa.

Wydaje mi się, że elektroniczny dostęp do urzędu jest we Włoszech ograniczony do posiadaczy komputerów, a tych jest zdecydowanie mniej niż telefonów komórkowych. Zresztą tylko 20 mln Włochów korzysta z Internetu, gdy tymczasem każda rodzina w Skandynawii ma komputer i dostęp do sieci.

Władze regionalne starają się, aby spopularyzować Internet. Na Sardynii, na której mieszka 1,5 mln mieszkańców, w ramach programu e-Europe rozpoczęto realizowanie projektu Sardynia 2000. Władze lokalne sprzedają każdej rodzinie za 500 euro komputer z dostępem do Internetu. W rezultacie w 2000 r. w ten sposób sprzedano 25 tys. komputerów. W tym roku planowana jest podobna liczba. Źródłem finansowania są fundusze strukturalne z Brukseli i środki własne (m.in. z podatków). Władze zatrudniły także 300 instru- ktorów, którzy mają uczyć obywateli korzystania z Internetu.

Już kilkakrotnie był Pan w Polsce. Czy w rozwoju społeczeństwa informacyjnego należymy bardziej do północy czy południa Europy?

Wiele zależy od programu e-Europe+. Powiem tylko, że Polacy zbytnio boją się prywatno-publicznych przedsięwzięć w tym sektorze. Państwo na wszystko nie ma pieniędzy i powinno szukać wspólników wśród prywatnych inwestorów. Moim zdaniem największym problem nie są pieniądze, lecz pomysły, na co je wykorzystać.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200