Świąteczne spa(z)mowanie

Zabawa zaczęła się jakieś trzy tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia. Pierwsi harcownicy wstąpili w szranki, wysyłając niewinne odnośniki do stron, gdzie zostawili "osobiste" życzenia świąteczne (patrz np. http://www.bluemountain.com/ ).

Zabawa zaczęła się jakieś trzy tygodnie przed świętami Bożego Narodzenia. Pierwsi harcownicy wstąpili w szranki, wysyłając niewinne odnośniki do stron, gdzie zostawili "osobiste" życzenia świąteczne (patrz np.http://www.bluemountain.com/ ).

Osobistość polega w tym przypadku na dopisaniu jednego zdania w wybranym polu. Za to ciągnięcie takiej kartki z animacjami i dźwiękiem trwa w nieskończoność. Jeśli nie ma się zainstalowanego QuickTime, to dodatkowo w wielu przypadkach trzeba i ten program jeszcze wgrać. W sumie odebranie jednych życzeń zajmuje około megabajta szalejącego po sieci. Na szczęście jeśli ktoś wie, co go czeka po wywołaniu wskazanego URL-a, to może po prostu tam nie zaglądać. Oszczędza się czas własny oraz innych. Niestety, większość surferów nie rozumie, co to wzrost eksponencjalny, więc posyłają dalej komputerowe "życzenia".

Potem zabawa nasiliła się, gdyż ludzie odkryli, że w wielu miejscach na sieci można znaleźć gotowe animacje świąteczne. Adresów nie podam, bo nie znam i znać nie chcę - że takie miejsca muszą być, wynika z faktu otrzymywania takich samych animacji od ludzi zupełnie ze sobą nie powiązanych. Pojawienie się tych dodatków do listów zauważyłem na firmowym serwerze pocztowym. Z dnia na dzień od 20 grudnia nagle dysk serwera zaczął się zapychać. Obserwacja pulpitów użytkowników ujawniła pliki typu .exe, z którymi oczywiście biedni makowcy nie wiedzieli, co robić.

Wtedy to właśnie redaktor naczelny CW raczył mi przysłać multimedialne życzenia komputerowe. Ładowały się ok. pięciu minut, choć mam modem 33.6, a potem powiesiły komputer, bo widać inni zaczęli wysyłać takie same bomby zegarowe i serwer mego dostawcy Internetu kompletnie się zapchał. Przez cały piątek przedświąteczny nic nie dawało się wysłać ani otrzymać. Podobne kłopoty mieli posiadacze kont w Sprint, a nawet AoL. Szaleństwo zaczęło zataczać coraz szersze kręgi...

Wreszcie w sobotę rano (wtedy piszę felietony i wysyłam, bo ruch na sieci prawie minimalny, więc ładowanie na Drugą Stronę aktualnego tekstu nie trwa długo) serwer odetkał się. Całe siedemset kilo życzeń miałem na dysku. Nie jedno: okazało się, że życzenia przysłano mi z różnych stron! Oceniam, że w sezonie 1997 r. otrzymałem ponad pięć mega śmieci. Bardzo mi przykro tak to podsumować, ale naprawdę wolałbym dwa zdania od serca niż szmirowate animacyjki. Dobrze chociaż, że mój pecet w Macintoshu dał sobie z nimi radę.

W pracy na szczęście mamy kilka nowych pecetów z NT, więc przerzuciłem wszystkie życzenia na jeden z nich. Obejrzeliśmy je zbiorowo, pod ciasteczka i szampana. Chyba najbardziej podobało się dziecię tańczące w takt melodyjki "Uka czaka" - całkowicie komputerowa animacja, nawet dopracowana, tylko nie mająca nic wspólnego ze świętami. A może się mylę, może właśnie taki jest duch Bożego Narodzenia?!

W każdym razie z tego miejsca pozwalam sobie prosić wszystkich zainteresowanych, aby w przyszłości wzięli pod uwagę publiczne skutki swej działalności życzeniowej. Kochani, nie musicie być tacy nowocześni! A jak już bardzo chcecie zaznaczyć swą duszę artystyczną, to choinka ułożona z liter listu zupełnie wystarczy. Tym bardziej że metodą kopiowania można jej używać wielokrotnie!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200