Miałem sen ...

Tak zaczynał kazania Martin Luther King. Mnie też zdarzyło się mieć sen. Śniło mi się, że zadzwonił do mnie pracownik z serwisu i poprosił, bym nie planował żadnej pracy jutro w godzinach od 10.00 do 12.00.

Tak zaczynał kazania Martin Luther King. Mnie też zdarzyło się mieć sen. Śniło mi się, że zadzwonił do mnie pracownik z serwisu i poprosił, bym nie planował żadnej pracy jutro w godzinach od 10.00 do 12.00.

Chce wymienić mi komputer, gdyż już przetestował otrzymany od dostawcy nowy, zamówiony przed miesiącem. Dobrze się składa, ponieważ akurat miałem wtedy zajęcia. Po powrocie z zajęć zastałem serwisanta, który z satysfakcją pokazał mi nowy komputer. Po jego konfiguracji wiele sobie obiecywałem. Wiedziałem, że będę mógł spokojnie korzystać z kilku aplikacji jednocześnie i nie będę czekał godzinami, korzystając z sieci. Podziękowałem serwisantowi, a on poprosił mnie o chwilę uwagi i przedstawił wyniki swej pracy.

Zapewnił, że wszystko będzie funkcjonowało zgodnie z moimi przyzwyczajeniami - zainstalował wszystko identycznie, jak na starym komputerze. Zaproponował też kilka nowych funkcji, które uwzględnił przy instalacji. Zapytałem, co trzeba jeszcze samemu zrobić, zanim zacznę z nowego komputera korzystać. Odparł, że wszystko jest gotowe, a cały mój śmietnik mam na drugim dysku. Nowe wersje oprogramowania nie będą sprawiać mi trudności, ponieważ zainstalował tak jak poprzednie. Zmiany spisał na kartce, a po dodaniu szczegółów, wyśle pocztą elektroniczną. Ponownie podziękowałem i zapytałem, czy w razie trudności mogę zwrócić się o pomoc. Odparł, że oczywiście, bo za to mu płacą. Po jego wyjściu, usiadłem do pracy, gdyż mijał termin oddania raportu. Pozostały jednak pewne obawy o to, co się stanie, gdy... Po chwili zorientowałem się, że pracuje mi się lepiej. Nowa instalacja jest zgodna z poprzednią i zdecydowanie szybsza, dzięki czemu jutro skończę pracę.

Obudziłem się. Przypomniałem sobie, że dziś mam dzwonić do firmy, która przed ponad rokiem uszczęśliwiła mnie markowym produktem. Wciąż coś jest niesprawne. Jeśli działa klawiatura, niesprawna jest mysz. Gdy pracuję w sieci, nie działa faks. Rozszerzenie pamięci wymagało oddania komputera do serwisu. Za kilka dni przestaje funkcjonować sieć. Odłączono mnie od serwera. Teraz jest już jakiś serwer, który nawet funkcjonuje, ale trzeba zmienić kilka parametrów. Jakie i jak, wie kolega. Całe szczęście, że wiem, który. Jest niezastąpionym fachowcem. Ale czy na nim można oprzeć funkcjonowanie całej techniki informacyjnej, skoro ma on zupełnie inne zadania? Jego wyjątkowe umiejętności i wiedzę trzeba wykorzystywać, ale nie do usuwania awarii, które sprokurowali fachowcy źle opłacani, a czasem niedouczeni. Fachowcy mówią mi, że sam powinienem to zainstalować, naprawić, poprawić i przystosować. Ładnie wyglądalibyśmy, gdybyśmy wszyscy musieli siać zboże, zbierać, mleć i piec sobie chleb, sami budować domy itd.

Kupując i wykorzystując sprzęt komputerowy i oprogramowanie w sposób nie skoordynowany, ponosimy straty. Powinno to być jasne dla każdego wykształconego człowieka, a co dopiero dla menedżera. Kupując sprzęt i oprogramowanie bez standardów, tracimy możliwość jego skutecznego i efektywnego wykorzystania. Nie możemy stworzyć w pełni sprawnych sieci i aplikacji. Nie możemy potem racjonalnie korzystać z istniejących zasobów. Jednocześnie zbyt wiele wydajemy na zakupy i utrzymanie sprawności sprzętu. Kupując lepszy sprzęt w sposób zorganizowany, moglibyśmy oszczędzić do 50%. Bogatsi od nas korzystają z takich okazji.

Czy ktoś liczy straty spowodowane tym, że wysoko opłacani fachowcy na własną rękę konfigurują sprzęt i oprogramowanie sieciowe? Siedzą godzinami i szukają przyczyn błędów i zakłóceń, dokonują zmian i przygotowują następne awarie, nic nie uzgadniając i nie dokumentując. Tę pracę opłaca się ponad jej wartość, a nadto jest ona wykonywana niezgodnie ze standardami, gdyż tych zwykle brak.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200