Hoaxes to nie Prima Aprilis...

Uświęcona tradycja toleruje żarty primaaprilisowe, których rodowód sięga ponoć starożytnego Rzymu, jak świadczyłaby o tym ich nazwa, wywodząca się od łacińskich słów Prima Aprilis, czyli właśnie pierwszy dzień kwietnia.

Uświęcona tradycja toleruje żarty primaaprilisowe, których rodowód sięga ponoć starożytnego Rzymu, jak świadczyłaby o tym ich nazwa, wywodząca się od łacińskich słów Prima Aprilis, czyli właśnie pierwszy dzień kwietnia.

Francuzi nazywają te żarty i nieszkodliwe oszustwa poisson d'avril, dosłownie: kwietniowa ryba. Tak czy siak nie wypada na te żarty się obrażać, należy raczej robić dobrą minę do złej gry i okazywać poczucie humoru. Epoka Internetu przyniosła swoisty rodzaj żartów, bynajmniej nie błahych, przeciwnie, powodujących mniej czy bardziej wymierne szkody.

Są to hoaxes, wysyłane pocztą elektroniczną ostrzeżenia, które jednocześnie poleca się przesłać do jak największej liczby adresatów, na wzór sławetnych łańcuszków św. Antoniego, inaczej nazywanych łańcuszkami szczęścia. Co prawda autorzy hoaxes nie straszą internautów nieszczęściami, które mogą ich dotknąć, jeśli zawarta w nich informacja nie zostanie przekazana dalej, ale pojawienie się takiego zwodniczego komunikatu na monitorze wystarcza, by wzbudzić niepokój, a przede wszystkim zaprzątnąć uwagę odbiorcy i oderwać go od normalnego rytmu pracy przy komputerze.

Charakterystyczną cechą takich rzekomych ostrzeżeń jest obfitość wykrzykników, wielkich liter oraz posługiwanie się pseudotechnicznym żargonem science-fiction: Uwaga!! Gdy teraz spokojnie czytacie ten artykuł, wasze komputery są SZATKOWANE przez ELEKTRONICZNEGO wirusa. Wyślijcie NATYCHMIAST ten komunikat do WSZYSTKICH waszych znajomych!!! Albo: Wasz procesor znalazł się w n-kompleksowej, nieskończonej pętli binarnej.

W istocie hoaxes nie są wirusami, nie deformują i nie niszczą danych, zresztą najczęściej są wysyłane przez najmłodszych użytkowników poczty elektronicznej, którzy nie potrafią zaprogramować prawdziwego wirusa. Na stronie internetowej firmy Sophos, wyspecjalizowanej w produkcji programów antywirusowych, jest umieszczona następująca informacja: Jakkolwiek nie przeprowadzono na ten temat wiarygodnych studiów, ocenia się, że hoaxes wyrządzają więcej szkody niż prawdziwe wirusy. Niepotrzebnie bowiem pęcznieje objętość poczty elektronicznej, podczas gdy jednocześnie spada wydajność tysięcy wysoko opłacanych pracowników obsługi komputerów, którzy tracą czas na czytanie, sprawdzanie i wygaszanie tych komunikatów.

Po raz pierwszy ów kiepski żart, jakim jest każdy hoax, został zidentyfikowany w połowie lat 80. Obecnie są zmuszone zajmować się nimi całe fachowe zespoły. Np. jeden z bardziej znanych amerykańskich specjalistów, Wolfgang Stiller, ma już na swoim koncie zbadanie blisko 600 rozmaitych hoaxes. Ich działanie przedstawiono obrazowo w artykule w jednym z ostatnich ubiegłorocznych numerów tygodnika "Der Spiegel": Niczym zapowiedź ataku epilepsji pędzą bzdurne komunikaty przez centralny system nerwowy Internetu, ponieważ wielu użytkowników szybciej klika niż myśli. Sieć zapełnia się bez przeszkód mrocznymi majakami wyobraźni. A przypuszczenia wokół pytań "dlaczego" i "skąd" dźwięczą groźnie.

Krążą pogłoski, że nadawcy elektronicznych reklam dołączają hoaxes do swoich tekstów, by zdobyć adresy e-mailowe.

Zdaniem amerykańskiej grupy interwencyjnej CIAC (Computer Incident Advisory Capability) jest to zapewne także komunikat hoaxowy.

W Niemczech zanotowano ostatnio szczególną odmianę hoax. Skierowana jest ona do posiadaczy telefonów komórkowych, których ostrzega przed wybieraniem pewnych kombinacji cyfrowych, mających grozić odczytywaniem karty SIM przez osoby postronne i w efekcie ogromnym i niekontrolowanym wzrostem opłat telefonicznych. Została ona ujawniona przed trzema laty w Irlandii, a gdy skutecznie ostrzeżono przed nią użytkowników, przeniosła się na kontynent. Jak twierdzi niemiecki specjalista Stephan Althoff, rozpowszechniła się głównie w Austrii i Szwajcarii, a teraz dotarła właśnie do Republiki Federalnej.

Hoaxes nie oszczędzają adresatów z pierwszych stron gazet. Głośny był przypadek podczas niedawnej kampanii wyborczej w USA, gdy przeciwnikami w walce o mandat senatorski byli Rick Lazio i Hillary Clinton. W trakcie debaty telewizyjnej padło pytanie, co kontrkandydaci sądzą o projekcie ustawy "Bill 602P", mającej wprowadzić 5-centową opłatę za każdy e-mail. Oczywiście, nie istniał żaden taki projekt, a jak się okazało, pytanie dziennikarki pochodziło z poczty elektronicznej, wysłane przez złośliwego lub łatwowiernego internautę.

Niemiecki ekspert internetowy, Frank Ziemann, zajmuje się fenomenem hoaxes w sposób systematyczny i wysyła swój bezpłatny informacyjny biuletyn do 12 tysięcy abonentów. W jego opinii, hoaxes nie są zjawiskiem technicznym, lecz socjologicznym, ich autorów intryguje i pociąga możliwość zaistnienia w Sieci i przyglądania się, jak ich pomysł staje się przedmiotem szerokiego zainteresowania.

Problem związany z tym, można by powiedzieć, niby primaaprilisowym żartem, powtarzanym jednak przez cały rok, przez lata, polega na tym, że raz wprowadzony do systemu, krąży w nim bez końca, żyjąc niejako własnym życiem. I to tym bardziej, że do Internetu i sieci telefonów komórkowych wchodzą stale nowe rzesze użytkowników, którzy jak każdy nowicjusz nie są przygotowani do krytycznej oceny tego, co przynosi im poczta elektroniczna, i biorą za dobrą monetę fałszywe ostrzeżenia przed rzekomo zagrażającym wirusem. A jak to zwykle bywa, choroby dziecięce są bardzo zaraźliwe.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200