Podwójne zagrożenie

Jakie będzie jutro prasy - drukowanej na papierze - w obliczu coraz potężniejszej ekspansji Internetu? Zostanie wyparta z rynku przez młodsze i bardziej dynamiczne medium czy też pogodzi się z nową sytuacją i podejmie współpracę, ale na warunkach dyktowanych przez rywala? Jak dotąd, dokładniej - do niedawna, strategia wydawców prasowych przypominała regułę znaną z historii militarnej: generałowie prowadzą nową wojnę według doświadczeń nabytych w poprzedniej. Tak było zresztą i z radiem, i z telewizją; ich rozwój następował w miarę, jak w radiu przestawali dominować ludzie z prasy, a w telewizji - ludzie z radia. Nie da się bowiem budować i rozwijać nowych mediów za pomocą starych metod.

Jakie będzie jutro prasy - drukowanej na papierze - w obliczu coraz potężniejszej ekspansji Internetu? Zostanie wyparta z rynku przez młodsze i bardziej dynamiczne medium czy też pogodzi się z nową sytuacją i podejmie współpracę, ale na warunkach dyktowanych przez rywala? Jak dotąd, dokładniej - do niedawna, strategia wydawców prasowych przypominała regułę znaną z historii militarnej: generałowie prowadzą nową wojnę według doświadczeń nabytych w poprzedniej. Tak było zresztą i z radiem, i z telewizją; ich rozwój następował w miarę, jak w radiu przestawali dominować ludzie z prasy, a w telewizji - ludzie z radia. Nie da się bowiem budować i rozwijać nowych mediów za pomocą starych metod.

Internet zagraża prasie jednocześnie na dwóch frontach: podważa jej pozycję na polu sprzedaży informacji i sprzedaży ogłoszeń (posady, nieruchomości, samochody, szukanie kontaktu), stanowiących jej dwa filary ekonomiczne. Tymczasem Internet dostarcza informacji „za darmo”, w nieporównanie większej ilości i różnorodności oraz znacznie bardziej aktualnych, laptopy i telefony komórkowe zaś umożliwiają dostęp do nich w każdej chwili i w każdym miejscu. Jeszcze groźniejsze może się okazać wejście Internetu na rynek drobnych ogłoszeń. Nie tylko oferuje opłaty nieporównanie niższe, ale znacznie łatwiejsze jest też wyszukiwanie informacji. Zamiast wędrowania po dziesiątkach stron gęstego druku wystarczy wpisać do internetowego formularza określone życzenie i natychmiast otrzymuje się odpowiedzi ściśle odpowiadające zamówieniu. A np. w Niemczech wpływy z ogłoszeń stanowią 60-70 procent wpływów wydawnictw prasowych, z czego połowa pochodzi z drobnych ogłoszeń. Stawka jest więc niemała.

Australijsko-brytyjski magnat prasowy Rupert Murdoch, właściciel m.in. opiniotwórczego „Timesa” i bulwarowego „Suna”, nie kryje swego pesymizmu: Nie bardzo wierzę w przyszłość gazet. Kanadyjski miliarder, Ken Thomson, wystawił już nawet na sprzedaż 130 tytułów dzienników i tygodników swego koncernu wydawanych w Kanadzie i USA. Niemieccy analitycy przewidują, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat liczba gazet w RFN zmniejszy się o połowę.

Wielkie wydawnictwa nie przejawiają innowacyjności i działają ociężale - mówił prezes zarządu niemieckiej firmy Jobs & Adverts, zajmującej pierwsze miejsce na rynku ogłoszeń internetowych. - My jesteśmy co dnia gotowi do zmian, a kiedy zmieni się coś u nich (tj. w prasie)? Według niedawnych informacji w niektórych rejonach Ameryki prasowe rubryki drobnych ogłoszeń zmniejszyły się o 30 proc. W Niemczech nie zanotowano dotąd podobnego spadku, przeciwnie, zauważa się tam nawet wzrost, jak np. w wydawnictwie „Süddeutsche Zeitung”, gdzie liczba takich ogłoszeń wzrosła w ub. roku o 20 proc. Jego szef nie jest tym jednak wcale zachwycony: Jak w takich okolicznościach komukolwiek wytłumaczyć, że w niedalekiej przyszłości musimy się liczyć z dramatycznym odwróceniem tendencji? Inni odwołują się do przykładu gasnących gałęzi przemysłu, które przed swoim ostatecznym upadkiem niejednokrotnie wykazywały spory wzrost. To rodzaj łabędziego śpiewu?

Cytując te wypowiedzi, tygodnik „Der Spiegel” zwraca uwagę, że nie wszyscy wydawcy usiłują ignorować nową sytuację i nadal niewzruszenie wierzą w trwałość posiadanego od dziesięcioleci monopolu zysków. Coraz więcej jest takich, co już się przebudzili. Szef prasy w koncernie Springera („Bild”, „Welt”), Claus Larass, wyznaje, że połowę swego dnia roboczego spędza przy Internecie. Są już oczywiście redakcje dysponujące wydaniem online. Jedna z najbardziej opiniotwórczych gazet niemieckich, „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, od tej jesieni rozbudowuje swoja wersję internetową, znacznie zwiększa pracujący dla niej zespół dziennikarski. Podobnie dzieje się w „Süddeutsche Zeitung”, której wydanie online ma już niewiele wspólnego z wydaniem drukowanym. Dotąd byliśmy traktowani w redakcji jako dziennikarze drugiej klasy - mówi Patrick Illinger, szef internetowej „SZ”. Opracowana przez niego nowa koncepcja zrazu zaszokowała, ale w końcu została przyjęta i teraz podział zadań rysuje się klarownie. Wersja drukowana ma się skupiać przede wszystkim na analizach i komentarzach, podczas gdy internetowa ma dostarczać najbardziej aktualnych wiadomości i rozmaitych praktycznych informacji.

Zwolennikiem odmiennej koncepcji jest naczelny redaktor dziennika „Die Welt”, Mathias Doepfner. Jego zdaniem, musi nastąpić pełna integracja wewnętrzna redakcji na zasadzie multimedialnej i wtedy nie będzie redaktorów pracujących dla odrębnych wersji gazety, lecz po prostu autorzy, dziennikarze dający materiały do gazety. Teksty typu exclusive znajdą się najpierw w Internecie jako szybka informacja, potem będą rozwinięte i pogłębione w druku. Różnica polega na tym, że wydanie online to gazeta „specjalnych zainteresowań”, zawierająca informacje aktualne, praktycznie użyteczne, interaktywność, a wydanie drukowane to gazeta „powszechnego zainteresowania”, czemu odpowiadają materiały przeglądowe, teksty dłuższe i bardziej pogłębione.

Wzorem dla wielu gazet jest brytyjski „Financial Times”, którego redakcja internetowa liczy 115 dziennikarzy, jest to zresztą największa w Europie gazeta tego typu. Charakterystyczne, że w każdym dziale redakcji pracują razem redaktorzy obu wersji. „FT.com” zaczyna już zdobywać rynek amerykański, wciąż zdominowany przez wielkiego konkurenta - „Wall Street Journal”, a ściślej - „Wall Street Interactive”.

Rywalizacja o miejsce na rynku - podkreśla w tygodniku „Der Spiegel” Konstantin von Hammerstein - toczy się więc między prasą drukowaną i gazetami online, a jedne i drugie muszą też stawić czoła konkurencji internetowych wydań magazynów, stacji radiowych czy telewizyjnych; www.spiegel.de jest jednym z tych adresów, które uważni obserwatorzy tego, co dzieje się w Niemczech i na świecie, wystukują nie raz w tygodniu.

Co ciekawe: mocna pozycja gazety drukowanej niekoniecznie przekłada się na jej notowania w Internecie. Tak np. regionalna „Rheinische Post” ma w Internecie, dzięki bogatszej ofercie, lepsze wyniki niż ogólnokrajowe „Welt” czy „Frankfurter Rundschau”.

Kto wie jednak, czy rozwój Internetu nie zapowiada pojawienia się nowych, fascynujących perspektyw przed, by tak rzec, szeregowymi czytelnikami. Pisał o tym w jednym z ostatnich numerów francuski „L'Express”. Już dzisiaj stan techniki komputerowej umożliwia indywidualne drukowanie tekstów w formie książkowej. Są programy sterujące makietowaniem, są kolorowe drukarki i kopiarki, segregujące i zszywające kartki, foliujące. Takie rozwiązanie na poziomie produkcji małonakładowej stosowane jest od pewnego czasu dla publikacji autorskich i specjalistycznych prac naukowych. Być może, w niedalekiej przyszłości w podobny sposób będzie można zapewnić sobie wydrukowanie w domu egzemplarza ulubionego pisma, gazety czy magazynu albo wyboru najciekawszych tekstów z kilku tytułów. Opłacony abonament zapewni dostawę via komputer tekstów, ilustracji i makiety. Wybredni czytelnicy będą mogli włączyć program automatycznie eliminujący reklamę. Przyszłość jednak rysuje się nie bez problemów: bo jaka będzie tożsamość tak wyprodukowanej gazety? Co z prawami autorskimi i wydawniczymi? Co z wpływami z reklamy? To zadanie dla ludzi mediów, ekonomistów i prawników z wyobraźnią.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200