Internet - oczywiście, ale...

Sieci teleinformatyczne i infostrady, łączące nasze biurowe czy domowe komputery z całym światem, otwierają przed nami nowy złoty wiek. Tak mówią o rewolucji Internetu socjologowie i filozofowie, zaraz jednak dodają rozliczne ale. Przede wszystkim to, że - wbrew pozorom - nie ma mowy o natychmiastowym optymizmie. Przeciwnie, wobec najbliższych 15 czy 20 lat należy, ich zdaniem, zachować dużą ostrożność, jeśli nie wręcz sceptycyzm.

Sieci teleinformatyczne i infostrady, łączące nasze biurowe czy domowe komputery z całym światem, otwierają przed nami nowy złoty wiek. Tak mówią o rewolucji Internetu socjologowie i filozofowie, zaraz jednak dodają rozliczne ale. Przede wszystkim to, że - wbrew pozorom - nie ma mowy o natychmiastowym optymizmie. Przeciwnie, wobec najbliższych 15 czy 20 lat należy, ich zdaniem, zachować dużą ostrożność, jeśli nie wręcz sceptycyzm.

Internet stawia bowiem co najmniej tyle nowych znaków zapytania, ile oferuje nam nowych, często nieprzeczuwanych, możliwości, w każdej niemal dziedzinie.

Otóż i problem podstawowy: czym jest w istocie komputer? Jedynie wielofunkcyjnym narzędziem czy również i przede wszystkim otwarciem nowej kultury? Wiele wskazuje na to, że odpowiedzi są niejednoznaczne albo raczej że wciąż jeszcze brakuje pogłębionej refleksji na ten temat, z pewnością jeden z najważniejszych dla przyszłości globalnego społeczeństwa.

Philippe Queneau, dyrektor wydziału informatyki i informacji UNESCO, w wywiadzie udzielonym swego czasu francuskiemu tygodnikowi "L'Express", zwrócił uwagę na rolę komputera i Internetu czy dokładniej - nowych technologii informacyjnych, w rodzinie, wychowaniu i kształceniu. Jego opinia jest bardzo stanowcza: Internet jest tam czymś nie w pełni jeszcze rozumianym, niedostatecznie opanowanym i używanym bez zastanawiania się, jakie przynosi i jakie może przynieść następstwa. Podkreślił, że komputera i Internetu nie można sprowadzać do jeszcze jednej technologii, ponieważ posługiwanie się nimi zakłada przyjęcie pewnej określonej wizji społeczeństwa - politycznej, ekonomicznej i kulturowej. A w jej centrum, uważa, znajduje się rodzina i życie codzienne.

W perspektywie rozwoju nowych technologii informacyjnych jest coś zarazem prawdopodobnego, przerażającego i bardzo interesującego. Można bez trudu przyjąć, że w coraz większym stopniu rozwiązywanie naszych codziennych spraw będziemy powierzali urządzeniom technicznym, na swój sposób "inteligentnym", ale przecież wkraczającym w naszą prywatność. Przez Internet i banki danych otwieramy, chcąc nie chcąc, wnętrze naszych domów, naszego życia osobistego i nie wiemy nawet - przed kim. Zaczęło się już wcześniej, wraz z upowszechnieniem się kart kredytowych i telefonicznych. Zamykamy drzwi naszych domostw, by się chronić w ich zaciszu przed innymi ludźmi, ale podpisując przeróżne cyrografy na korzystanie z sieci teleinformatycznych, jednocześnie odsłaniamy się wobec całego świata.

Co więcej, grozi nam przy tym utrata poczucia rzeczywistości. Internet jako narzędzie komunikacji i narzędzie pracy jest czymś niezmiernie użytecznym, ale gdy staje się zintegrowanym systemem społecznym, zapowiada skutki niepokojącej skali. Jego cechy znamienne to złożoność, sztywność i niezdolność do tolerowania odmienności. A jak wiadomo, istotnym źródłem innowacyjności jest umiejętność szukania nowych, nieznanych dróg. System zamknięty skazuje nas na dreptanie w miejscu.

Ale jest i druga strona medalu. Świadomi negatywnych aspektów cybernetyzacji życia postanawiamy, powiedzmy, wyłączyć Internet, multimedia itp. Bez karty kredytowej z pewnością damy sobie radę, ale bez adresu internetowego, bez elektronicznej tożsamości zostaniemy odcięci od zinformatyzowanego społeczeństwa, znajdziemy się na marginesie nowej cywilizacji. To tak jak gdybyśmy, kontestując jej rozwój, zeszli do podziemia.

Tymczasem nie ma już bodaj dziedziny, w której można by się swobodnie poruszać, nie natykając się co krok na macki Internetu. Tak jest przecież w administracji, w gospodarce, w lecznictwie, w nauce i oświacie, w polityce kadrowej.

Czy jest wyjście z tej sytuacji? Jakie są widoki na zrównoważenie cieni i świateł, zresztą nie: na najlepsze, najmądrzejsze określenie swego miejsca w krystalizującej się wizji nowego, wspaniałego świata? Cytowany Philippe Queneau przypomina rolę krytyki - filozoficznej, politycznej, moralnej - która byłaby w stanie opanować rozpędzone i wciąż pędzące ku niezbyt jasno określonej przyszłości żywioły elektronicznych technologii.

Internet jest gigantyczną biblioteką i nie dziwi, że ludzie są skłonni scedować na Web trud poszukiwania informacji czy szerzej - wiadomości. Dysponując dobrą przeglądarką i niezbędną ilością kluczowych adresów elektronicznych można z łatwością uzyskać gotowe rozwiązanie nawet skomplikowanego problemu. Ceną jest jednak utrata swoistej wartości dodanej procesu intelektualnego, jaką stanowi wysiłek włożony w osobiste dochodzenie do odpowiedzi na postawione zagadnienie. A więc czy chodzi tylko o umiejętność gromadzenia wiedzy, czy o to, by posunąć się dalej i zaskarbić sobie pewną mądrość? Poza tym należy zdawać sobie sprawę z tego, że Internet, przynajmniej jak dotychczas, jest pozbawiony zdolności oceny i hierarchizacji wiadomości, w jego perspektywie wszystko jest równie ważne, kryterium ilościowe przesłania wszystko inne. Jedynie umysł ludzki potrafi odsiać z nieprzebranego mnóstwa informacji te, które są dla danego problemu rzeczywiście ważne, przypisać im określoną wartość i odpowiednio pod tym względem uszeregować.

Jest wreszcie kapitalna sprawa, kto wie, czy nie najistotniejsza z punktu widzenia - jak powiedziałby filozof - ontologicznego, a więc dotykająca rozumienia samych podstaw naszego bytu. To zacieranie się granicy między rzeczywistością realną i rzeczywistością wirtualną, niebezpieczne zwłaszcza dla młodych i najmłodszych internautów. Zaobserwowano podobnie negatywny wpływ telewizji, gdy telewidzom miesza się świat prawdziwy ze światem wykreowanym przez filmową fikcję. Czas spędzony przy komputerze redukuje nam w jakimś stopniu udział w życiu, tym prawdziwym.

Dla właściwego formowania umysłów i postaw życiowych młodego pokolenia czymś absolutnie pierwszorzędnej wagi jest zatem zachowanie bliskich więzi emocjonalnych między rodzicami i dziećmi. I to tym więcej, że nerwowy rytm współczesnej cywilizacji pozostawia często niewiele czasu rodzicom na przebywanie z dziećmi, na okazywanie im swojej miłości i ciepła. Nieco upraszczając, można by im podpowiedzieć: Internet oczywiście tak, ale w rozsądnych rozmiarach czasowych i zawsze równoważony przejawami serdecznej bliskości. Bez tego grozi nam pojawienie się nowej generacji zimnych cyborgów, zaspokajających swoje życiowe zainteresowania i ambicje w świecie wirtualnym, niewrażliwych na realne ludzkie problemy, troski i radości.

Znane powiedzenie mówi, że optymiści, wpatrzeni w przyszły doskonały świat, są skłonni ignorować jego ciemne strony, podczas gdy pesymiści, wskazując na grożące przeszkody i zasadzki, pozwalają znajdować sposoby ich uniknięcia. W naszym przypadku nie można mówić o pesymizmie, raczej o rozsądnym sceptycyzmie, o uważnym śledzeniu rozmaitych zjawisk towarzyszących upowszechnianiu się nowych technologii informacyjnych.

Warto też zauważyć, że mieszkańcy krajów Trzeciego Świata otrzymali w postaci Internetu niedostępne im w innej postaci narzędzie kontaktu z całym światem. Dla nich dostęp do Internetu jest niemal darem niebios. Na krytyczną refleksję przyjdzie tam również czas, tyle że nieco później.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200