Zwodnicze finanse

Dzisiaj obraca się wokół pieniądza. A czy kiedykolwiek było inaczej? Oczywiście, było, ale w czasach przed wynalezieniem pieniędzy.

Lokalny Informatyk jest człowiekiem szczególnie wierzącym w moc pieniądza. W zasadzie nie można mu się dziwić, bo przecież bez tej wiary nigdy nie dorobiłby się domu na Mazurach i niemieckiego samochodu z górnej półki ("nówka, niewiele śmigana, prawie niebita"). Pozostawiając osobisty dorobek Lokalnego na boku, stwierdzić należy, że niejednokrotnie w pracy zawodowej też ma do czynienia z pieniędzmi, ale w formie wirtualnej. Ostatnio na przykład powierzono mu zadanie wdrożenia oprogramowania służącego do ewidencji wpłat w firmie. Produkt ten wymagał jedynie sparametryzowania, bo nie był zbyt wybujałym molochem informatycznym. Jak się okazało, problem wyniknął przy naliczaniu odsetek za zwłokę. Bo program liczył, a nie naliczał.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że w parametrach została zadana wartość współczynnika odsetek, a funkcja odpowiedzialna za naliczanie uruchamiana była kiedy trzeba. Natomiast na koncie klienta nie było po tym śladu, żadnych obciążeń za niesubordynację finansową. Po wielu zmaganiach i analizach okazało się, że program jest "bardzo sprytny". Otóż miał on pewien parametr mówiący o tym, czy odsetki mają być naliczane i dodawane do konta klienta, czy też tylko naliczane. W zasadzie nie wiadomo dlaczego, ale tak było.

Lokalny Informatyk znacznie bardziej woli jednak pieniądz rzeczywisty, nierzadko w gotówce, i należący osobiście do niego, a nie do jakiejś firmy. Co prawda, z płatności elektronicznych korzysta, ale często też jest w sytuacji, gdy robić tego nie można czy nie wypada. A do bankomatu biegać mu się nie chce. W związku z tym wdrożył epokowe rozwiązanie, tzw. mobilny bankomat, który sam gotówkę do domu dostarcza. Do realizacji tego zadania wymagane są w sumie niewielkie zasoby: dwa konta, w tym jedno z dostępem internetowym (aby nie trzeba było biegać do banku, bo wtedy całe rozwiązanie traci sens). Zasada działania jest dziecinnie prosta. Lokalny ma kolegę, który świadcząc dobrze płatne usługi dla ludności, pobiera wynagrodzenie w gotówce. Ponieważ lwią część wynagrodzenia chciałby wpłacać na swoje konto bankowe, bo aż tyle gotówki mu nie potrzeba, to umówili się z Lokalnym, że będzie Lokalnemu tę gotówkę dostarczał, a ten będzie mu równowartość przelewał elektronicznie na konto. I wszyscy są zadowoleni, i wszyscy mają pieniądze. No, może poza urzędem skarbowym, którego urzędnikom byłoby zapewne trudno to zrozumieć, a najchętniej zaczailiby się na podatek od tych (wcale niemałych) transakcji. Bo jak to możliwe, aby dwie strony były zadowolone, a trzecia nie miała z tego zysku?

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200