Zielony spam

Choć od kilku lat żyję samotnie, to nie mogę narzekać. Codziennie dostaję mnóstwo korespondencji. Spam i junk mail. O ile jednak spam elektroniczny łatwo odcedza się sam za pomocą standardowych filtrów, o tyle tradycyjne listy oraz przesyłki muszę sprawdzać osobiście.

Choć od kilku lat żyję samotnie, to nie mogę narzekać. Codziennie dostaję mnóstwo korespondencji. Spam i junk mail. O ile jednak spam elektroniczny łatwo odcedza się sam za pomocą standardowych filtrów, o tyle tradycyjne listy oraz przesyłki muszę sprawdzać osobiście.

Przy okazji otwierania kopert nieraz już sobie przeciąłem skórę, zaś mój kosz na śmieci papierowe (jestem zielony i segreguję odpady) wypełnia się bardzo szybko. Trudno jednak ot tak, bez zajrzenia wyrzucać listy, szczególnie grube. Tym bardziej, że natrętni marketingowcy przysyłają różne śmieszne gadżety (uwielbiam magnesy na lodówkę), a ostatnio nawet monety. Ostatecznie tu 15 centów, tam pięć i już niedługo, jak w przysłowiu, możemy mówić o milionach. Na kawę na pewno wystarczy.

Oczywiście zalewowi korespondencyjnemu jestem sam winien, gdyż po pierwsze wpisuję adres mailowy gdy tylko o to poproszą, a po drugie od czasu do czasu wspieram czynnie (to znaczy czekiem) różne fundacje. O ile jednak Armia Zbawienia sprzedała mój adres domowy tylko głodującym Indianom, tfu, natywnym Amerykanom, sierotom bez rodziców oraz byłym alkoholiczkom (ten sam błąd w nazwisku oraz traktowanie mnie jako kobiety, pani Janki, czyli Ms. Jan), o tyle zieloni z WWFhttp://www.wwf.pl/ (strasznie podobał mi się ich kapelusik z pandąhttp://www.panda.org/ ) poszli na całość. Jeśli ktoś przegląda moje śmieci (nie jestem gwiazdą mediów jak Madonnahttp://www.papermag.com/paperdaily/paperclips/04paperclips/star_trash/ , ale może choć FBI?), to z pewnością odnosi wrażenie, że jestem zaangażowany we wszelkie możliwe ruchy ochrony środowiska.

Muszę jednak przyznać się, że ostatnio zieloni zadziwili mnie, a o to niełatwo. Jako staruszek ("jak ktoś nie był idealistą za młodu, to nie będzie prawdziwym cynikiem na starość") wiele już widziałem. Jednakże pomysł ludzi z NWFhttp://www.nwf.org/ zasługuje na szacunek. Otóż w zgrabnym pudełeczku przysłali mi nie tylko magnesik (już zdobi lodówkę), ale także kolorowe DVD. Towarzyszące mu broszurki gdzieś w środku zawierały wyjaśnienie, że jeśli nie odeślę owego DVD, to będą mi przysyłali kolejne. Za sporą opłatą. Gdybym więc od razu wyrzucił przesyłkę do kosza, to formalnie zawarłbym z nimi umowę. Paczuszkę zapakowałem (bez magnesiku) i odesłałem, ale przyszło mi do głowy, że to jest genialny sposób na spam elektroniczny.

Otóż wyobraźmy sobie, że jako firma marketingowa, albo zwykli obywatele, którzy pożądają sławy i kasy, wysyłamy maila, do którego dołączony jest dowolny otwór: wierszyk, obrazek, fotka. Żądamy zapłacenia za to "dzieło" niewielkiej kwoty, na tyle niewielkiej, aby ludzie gotowi byli ją uiścić. Jeśli początkowa lista adresowa jest dobra (znamy maile oraz adresy domowe ofiar), to możemy zagrozić egzekucją długu wraz z odsetkami. Dajemy jednak szansę, proponując aby zamiast opłaty wysłano nasz list dalej (z otwartą listą adresową), powiedzmy do 10 osób, robiąc cc: do nas i dołączając adresy domowe. W ten sposób powodujemy lawinowy przyrost łańcuszka listów, bo sporo osób będzie wolało wysłać ofertę do znajomych niż zapłacić. Kolekcjonujemy kolejne, dobre adresy mailowe oraz domowe, które możemy sprzedawać innym firmom.

Prawdziwy, mięsny spam zawdzięcza swoją sławę temu, że podobno nigdy się nie psuje. Nie mam wątpliwości, że prędzej lub później ktoś zrealizuje mój pomysł. Niestety, spam elektroniczny jest naprawdę wieczny. Nigdy nie zzielenieje. Ja sam zaś chyba przestanę być zielony. Za duże ryzyko. Finansowe.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200