Zawód "tubylec"

Andreas jedzie do La Paz, by zdać swój kolejny egzamin. Chce być nauczycielem. Tak jak jego dziadek. Opowiada, jak wiele problemów ma jego rodzina z budową nowego domu i hotelu. Kiedyś mieli trzy łodzie, którymi wozili turystów z lądu na wyspę.

Andreas jedzie do La Paz, by zdać swój kolejny egzamin. Chce być nauczycielem. Tak jak jego dziadek. Opowiada, jak wiele problemów ma jego rodzina z budową nowego domu i hotelu. Kiedyś mieli trzy łodzie, którymi wozili turystów z lądu na wyspę.

Sprzedali je i kupili ziemię pod budowę. Wzięli kredyt z banku. Ale na Isla del Sol coraz więcej osób próbuje żyć tylko z turystyki i jest im trudno zarobić na spłatę odsetek.

Turystów na Isla del Sol przyciągają przede wszystkim inkaska mitologia i urocze położenie na jeziorze Titicaca. To tu mieli się narodzić inkascy bogowie. Choć 4000 m n.p.m. nie ułatwia zadania, to spacerując wzdłuż wyspy, można natknąć się na ruiny inkaskich osiedli i świątyń. Bez trudu można się też spotkać miejscowe Indianki i ich dzieci. Stoją wzdłuż głównych ścieżek i namawiają turystów do wydania paru dolarów.

Nie każdy przyjeżdża tu z nastawieniem do robienia zakupów. Trudno więc sprzedaje się miejscowe rękodzieła. Ale prawie każdy przyjeżdża tu z nastawieniem do robienia zdjęć. Często zanim zdążymy podnieść aparat do oka, już jesteśmy otoczeni przez grupę kobiet, które wołają Senor, un boliviano por foto. Gdy pojawiamy się na horyzoncie, dzieciaki ściągają z pola pasące się lamy i ustawiają się na ścieżce, gotowe do pozowania. Inną taktyką stosowaną przez Indianki jest odwracanie głowy i srogie pokrzykiwanie w kierunku robiącego zdjęcie. Poza i gesty znikają bez śladu na widok srebrnej monety.

Wdaję się w dyskusję z jedną z takich wrogo nastawionych Indianek. Próbuję dociec, dlaczego żąda zapłaty. Odpowiedź jest prosta. I zaskakująco nowoczesna. Według niej, każdy turysta robi zdjęcia po to, by je sprzedać, a ona - modelka jak się patrzy - nie ma z tego ani grosza. Na nic zdaje się próba przekonania, że robię zdjęcia pamiątkowe. Wyłącznie na własny użytek. Moja rozmówczyni wie swoje. Zresztą widziała swoje zdjęcie w jednej z agencji turystycznych w mieście. Nikt jej nic za nie nie dał, choć jest jasne jak słońce, że wykorzystują je komercyjnie. Koniec końców, jeśli chcę zrobić zdjęcie, muszę płacić.

Nieco inne rozwiązanie zastosowali Indianie na wyspie Taquila. Choć na wyspie nie ma żadnego parku narodowego, to przed zejściem na nią uiszcza się opłatę. Nie wnikałem, jaka jest procedura podziału pieniędzy wśród lokalnej społeczności, ale musi być skuteczna, bo pozujących za pieniądze nie spotyka się tu wielu. Wszyscy żyją swoim codziennym życiem i z godnością znoszą tabuny turystów, przewalających się im przed nosami.

Jeszcze inne podejście do obsługi turystów zastosowali Indianie z wysp Uros, czyli tzw. pływających wysp. Platformy zrobione całkowicie z trzciny i sitowia unoszą się na wodzie niczym prawdziwe wyspy. Konstrukcja platformy pozwala umieścić na niej kilkanaście słomianych chatek i kilkadziesiąt osób. Te miniaturowe wysepki wraz z przycumowanymi do nich słomianymi łodziami są jednym z głównych symboli jeziora Titicaca. Tyle tylko, że wyspy te nie są już miejscem życia lokalnych Indian, a pływającym zakładem pracy.

Codziennie rano motorowe łódki zwożą z lądu Indian, którzy "zasiedlają" wyspę na parę godzin. Otwierają szałasy, wyciągają z nich garnki i kamienne narzędzia, rozstawiają przywiezioną z lądu żywność. Gdy późnym popołudniem przepływamy obok wysp, widzimy jak świecą pustkami. Po skończonym dniu pracy Indianie opuszczają szałasy i przenoszą się do swoich ceglanych domów.

Cóż, nie potrzeba komputerowo kreowanej wirtualnej rzeczywistości, by znaleźć się w całkowicie sztucznym świecie, który wygląda zupełnie jak prawdziwy. Zawód "tubylec" będzie chyba nie lada konkurencją dla tych, którzy zajmują się virtual reality.

Peru-Boliwia, jezioro Titicaca, 3 października 2001 r.

<hr>

[email protected]

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200