Zasługi bez awansu

W nowoczesnych polskich organizacjach coraz częściej pojawia się dyrektor ds. informatycznych w randze członka zarządu, jednak nie jest to powód do radości dla dotychczasowych szefów działów informatyki.

W nowoczesnych polskich organizacjach coraz częściej pojawia się dyrektor ds. informatycznych w randze członka zarządu, jednak nie jest to powód do radości dla dotychczasowych szefów działów informatyki.

Może nie jest to jeszcze znaczące zjawisko. Tych polskich CIO, czyli Chief Information Officer, jest na razie zaledwie kilku, może kilkunastu. Ale wiadomo że wiele podmiotów już przymierza się do utworzenia takiego stanowiska, a właściciele, prezesi firm bądź rady nadzorcze rozglądają się za odpowiednimi ludźmi. Właśnie: rozglądają. Czy to nie dziwne, że zamierzają szukać dyrektorów ds. informatyki, podczas gdy od dawna w swoich organizacjach mają kierowników, a nawet dyrektorów działów informatyki, ludzi, których cenią, szanują i powierzają im odpowiedzialne zadania o strategicznym znaczeniu dla interesów? Ci szefowie informatyki przecież sprawdzili się, dlaczego więc ich awans na członków zarządu nie jest rozpatrywany albo rozpatrywany tak rzadko? Dlaczego awans samej dziedziny nie idzie w parze z awansem ludzi od lat za nią odpowiedzialnych? W każdym razie rzadko się to zdarza.

Oczywistość potrzeby

Już od dawna wiadomo że stanowisko dyrektora informatyki wchodzącego w skład zarządu jest niezbędne w nowoczesnych firmach. Technologia informatyczna odgrywa coraz większą rolę, a zatem trzeba coraz więcej rozwagi i odpowiedzialności i przy budowaniu strategii informatycznych, i w negocjacjach z dostawcami lub doradcami, i przy wyborze takich lub innych rozwiązań wspierających biznes. Niektórym się wydaje, że wzrost znaczenia informatyki w biznesie automatycznie powinien powodować wzrost znaczenia i wpływów szefów informatyki. Tymczasem następuje zjawisko wręcz odwrotne. Im ważniejsze i bardziej newralgiczne obszary są informatyzowane, tym większą rolę odgrywa menedżer kierujący tym obszarem, a mniejszą szef informatyki, spychany do roli wykonawczej, co najwyżej doradczej. Po prostu menedżer biznesu odpowiada za funkcjonowanie swojego odcinka, a kierownik informatyki na ogół jedynie za poprawność funkcjonowania sprzętu i oprogramowania. Siłą rzeczy ów menedżer biznesowy przejmuje inic-jatywę w dziedzinie wyboru i wdrażania systemów, które mają wspierać jego pracę. Utrwala się rozdźwięk między rolą eksperta od technologii a rolą jego kluczowego użytkownika. Im szerzej informatyka jest stosowana w przedsiębiorstwie, tym bardziej narasta potrzeba kogoś, kto będzie za nią odpowiadał w skali całego przedsiębiorstwa, za jej aspekt biznesowy, a nie technologiczny, bo za ten ktoś już odpowiada. Jest to potrzeba dyrektora ds. informatyki w randze członka zarządu.

Warto zauważyć, że ta potrzeba nie pojawia się dlatego że w związku z licznymi wdrożeniami zarząd dochodzi do wniosku, iż trzeba awansować szefa informatyki i dać mu więcej kompetencji i honorów. Ona przychodzi jakby wbrew szefom informatyki, trochę jako votum nieufności wobec ich menedżerskich i biznesowych kompetencji, trochę jakby z powodu stereotypowego postrzegania ich jako strażników sprzętu i oprogramowania, a trochę dlatego że widać ich lęk przed nowymi rolami. Wynika z doświadczeń szefów poszczególnych pionów albo biznesów, a także z ich chęci uzyskania wsparcia ze strony zarządu, wsparcia ze strony kogoś odpowiedzialnego za informatykę stamtąd. To po części wyjaśnia, dlaczego szefowie informatyki nie awansują na te stanowiska, lecz całkiem ktoś inny, często z zewnątrz. Paradoksalnie, awans informatyki jest nierzadko wbrew ich interesom.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200