Z właściciela kierownik

Słyszę ostatnio ubolewania, że małe firmy upadają pod naporem coraz ostrzejszej konkurencji, głównie zagranicznej. Małym firmom w Polsce nie sprzyjają również coraz bardziej wymagający klienci, wśród których coraz mniej jest naiwnych i zagubionych, gotowych zawierzyć firmie tylko dlatego, że prowadzi ją kumpel ze szkoły. Nie pomagają także rosnące koszty utrzymania pracowników i lokalu, brak finansowania z zewnątrz, aby biznes prowadzić bardziej profesjonalnie. W konsekwencji stres, niepewność i - w ostatecznym rozrachunku - symboliczny utarg, doprowadzają polskich przedsiębiorców ze small businessu do rozpaczy.

Słyszę ostatnio ubolewania, że małe firmy upadają pod naporem coraz ostrzejszej konkurencji, głównie zagranicznej.

Małym firmom w Polsce nie sprzyjają również coraz bardziej wymagający klienci, wśród których coraz mniej jest naiwnych i zagubionych, gotowych zawierzyć firmie tylko dlatego, że prowadzi ją kumpel ze szkoły. Nie pomagają także rosnące koszty utrzymania pracowników i lokalu, brak finansowania z zewnątrz, aby biznes prowadzić bardziej profesjonalnie. W konsekwencji stres, niepewność i - w ostatecznym rozrachunku - symboliczny utarg, doprowadzają polskich przedsiębiorców ze small businessu do rozpaczy.

Temu ubolewaniu towarzyszą napomnienia pod adresem właścicieli i menedżerów krajowych firm, aby przestali konkurować ze sobą iście po sarmacku: do pierwszej krwi i zaczęli współpracować, zanim konkurent - potencjalny sojusznik wobec zagranicznych rywali - nie wyzionie ducha.

Wypada ubolewać, że tak się dzieje, bo wszędzie na świecie small business tworzy szkielet gospodarki. Uważa się, że jest to najbardziej innowacyjna, elastyczna, dostosowująca się do zmiennego otoczenia, część gospodarki. U nas jednak ta prawidłowość nie funkcjonuje. Jednak mam pewne wątpliwości, czy ubolewamy słusznie.

Pytałem ostatnio kilku prezesów dynamicznie rosnących firm krajowych, skąd biorą ludzi na stanowiska kierowników czy szefów oddziałów. Odpowiadali, że jedynymi dobrymi kandydatami na te stanowiska są byli właściciele lub dyrektorzy małych firm, którzy doszli do wniosku, że ich działalność na małą skalę nie ma sensu. Ponoć tylko kierownicy z taką przeszłością wiedzą, co to odpowiedzialność, ryzyko, gdzie jest równowaga między koleżeństwem a zależnością służbową w firmie. I to bez względu na to, z jakim powodzeniem prowadzili własne firmy.

Zatem okazuje się, że z upadku małych firm cieszą się duże. Nie dzieje się tak z zawiści, pogardy czy poczucia zagrożenia. Właściciele dużych firm wyglądają upadku małych z nadmiaru szacunku i uznania dla ich właścicieli i zarządców. Chcą ich zatrudnić u siebie.

Czyżby więc small business był w Polsce najlepszą szkołą zarządzania. Nie mam tylko pewności, czy rzeczywiście najtańszą i najmniej frustrującą dla kursantów.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200