Wymazywanie (z) pamięci

Śledztwo w sprawie Rywina, o której już kiedyś wspominałem na łamach CW, oprócz wywlekania państwowych brudów na światło dzienne, ujawniło także pewne niezdrowe standardy w dziedzinie komputeryzacji urzędów państwowych.

Śledztwo w sprawie Rywina, o której już kiedyś wspominałem na łamach CW, oprócz wywlekania państwowych brudów na światło dzienne, ujawniło także pewne niezdrowe standardy w dziedzinie komputeryzacji urzędów państwowych.

Jak sądzę nikt się tym tematem jeszcze nie zajmował, więc choć to nie felietonista powinien, tylko specjaliści, doradcy i eksperci, którym rząd płaci za udzielanie porad, postanowiłem rzucić na papier kilka własnych obserwacji. Jeśli coś mnie do tego upoważnia, to fakt, że dziesięć lat temu uczyłem panią Jakubowską obsługi komputera i widać, że nie byłem bardzo złym nauczycielem.

A było to tak: Aleksandra Jakubowska została zatrudniona do prowadzenia kolorowego magazynu o wdzięcznej nazwie Femina, produkowanego przez ówczesnych włoskich wydawców dziennika Życie Warszawy. Pomagałem ustawić komputerową część tego pisma. Siłą rzeczy zostałem więc wciągnięty w szkolenie nowej szefowej, która o komputerze pojęcia nie miała. Pewnie dlatego że w telewizji, gdzie wcześniej pracowała, jeszcze się ich wtedy zbyt wielu nie dorobili. W każdym razie pokazywałem pani redaktor jak należy robić kopie pisanych dokumentów i jak zainstalowany system potrafi przenieść wszystko na taśmę w celu ewentualnego odzysku. Zdaje się, że uczennica lekcje zrozumiała, być może nawet lepiej niż mi się wydawało.

Otóż, jako minister, odpowiedzialny za tworzenie w Polsce prawa w dziedzinie mediów publicznych, pani Jakubowska używała oczywiście komputera. Jak się jednak okazuje (piszą o tym właśnie wszystkie gazety, np. Wyborcza -http://www1.gazeta.pl/wyborcza/1,34513,1705544.html i Wprost -http://www.wprost.pl/ar/?O=50373 ) doprowadziła do tego, że nie tylko wymazano zawartość całego dysku przed oddaniem jej komputera na stan ministerstwa, ale przede wszystkim zadbała o brak kopii bezpieczeństwa, z których ministerialni informatycy powinni byli odzyskać wszystkie dokumenty pożądane przez sejmową komisję śledczą.

Jeśli zaś pani Jakubowska będzie się broniła stwierdzeniem, że w wielu krajach komputery będące własnością rządu muszą mieć kasowane dyski kiedy zmieniają użytkownika, to członkowie sejmowej komisji śledczej powinni zapytać, gdzie są przepisy w tej sprawie. Nikt nie zająknął się nawet na temat ustawowego obowiązku archiwizowania wszelkich dokumentów produkowanych przez najwyższych urzędników państwowych. Nie chodzi tu bynajmniej o głębię myśli owych urzędników ani tym bardziej o rewelacyjne pomysły, jakie mogłyby ulec zapomnieniu, ale raczej o możliwość kontroli tego, co urzędnicy opłacani za nasze pieniądze robią w godzinach pracy na służbowych komputerach. Z wypowiedzi pani minister wynika, że przydziałowego komputera używała do spraw jak najbardziej prywatnych.

Jest jeszcze jeden, bardzo ważny wniosek dla wszystkich dyrektorów systemów komputerowych, nie tylko w urzędach państwowych. Chcąc uniknąć zaambarasowania w razie wezwania przez sąd w sprawie cudzych danych, należy zadbać o precyzyjne regulaminy archiwizowania i niszczenia tych danych. Na przykład należy na piśmie ustalić, że żadne kopie danych starsze niż rok nie są w firmie przechowywane (poza danymi finansowymi), że nie trzyma się żadnej starej korespondencji elektronicznej oraz że wszystkie dyski komputerów zwracanych przez pracowników są niszczone w sposób fizyczny (polecam wiercenie dziur na wylot przez dysk). Wtedy będzie można spać spokojnie, nikt nie będzie mógł dziwić się brakowi naszej pamięci.

Ciekawe, czy inny mój uczeń komputerowy w tej sprawie (ustawiałem Macintosha Lwa Rywina w czasach, gdy jego biuro producenckie mieściło się jeszcze w wytwórni na Chełmskiej) okazał się równie pojętny i już dawno zniszczył wszystkie interesujące dane...

Uwaga dodana po tygodniu od napisania felietonu:

Jak podała GW (http://www1.gazeta.pl/wyborcza/1,34513,1712590.html ), komputer pani minister Jakubowskiej "stał się centralnym serwerem ministerstwa (kultury - uwaga KT), co w praktyce uniemożliwia operację odzyskania z niego danych".

Niewątpliwie przyszłość Ministerstwa Kultury z takim centralnym serwerem jest równie wspaniała jak całej polskiej kultury.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200