Wpaść w sieć

Wszystko zaczęło się od tego, że wygrzebałem w piwnicy sąsiadów metalowy szkielet akwarium. Szyby poprzycinałem ze starych okien, a pierwsze ryby złowiłem w stawie - cztery karasie. Mało wymagające były do czasu, aż nie uzbroiłem akwarium w niezbędny sprzęt, aby mogły w nim pływać gatunki delikatniejsze, wrażliwe.

Wszystko zaczęło się od tego, że wygrzebałem w piwnicy sąsiadów metalowy szkielet akwarium. Szyby poprzycinałem ze starych okien, a pierwsze ryby złowiłem w stawie - cztery karasie. Mało wymagające były do czasu, aż nie uzbroiłem akwarium w niezbędny sprzęt, aby mogły w nim pływać gatunki delikatniejsze, wrażliwe.

Przewinęło się ich sporo, a z czasem w domu pojawiło się drugie akwarium i rozsadniki. Tak przez lata szkoły podstawowej każdego dnia coś tam grzebałem, mocząc w wodzie ręce po ramiona, często nie bez szkody dla ryb, z których niektóre nie wytrzymywały eksperymentów. Najwięcej czasu zajmowało łowienie pokarmu i suszenie na zimę. Nie to co dziś - żywy, mrożony, suchy - niemal jak u rzeźnika można kupić. Ostatnia była hodowla piranii, karmionych mięsem wołowym (jak one to znosiły), zawieszanym na nitce. Przygoda z rybkami skończyła się, gdy postanowiono wysłać mnie na nauki poza rodzinne miasto, a opiekę nad sporą ławicą piranii przejął brat, który najprawdopodobniej przehandlował je za rzeczy będące w jego zainteresowaniu, zresztą przehandlował nie tylko ryby, ale i inne zbiory, ale na co, tego niestety do dziś nie wiem. Być może dlatego teraz nie mam skłonności do zbierania i kolekcjonowania.

Po latach kupiłem akwarium synom, ale to nie była już taka przygoda. Teraz kupić można nie tylko dowolne akwarium, ale i różne dziwne urządzenia, znacznie ułatwiające start tegoż hobby. Oni jednak jakoś nie połknęli haczyka. Owszem, nieustannie domagali się coraz to nowych ryb, a opiekę nad posiadanymi ograniczyli do karmienia. Mnie też nie bardzo pociągał rozwój hodowli, która ostatecznie zatrzymała się i nie zmienia się od kilku lat. Do wczoraj. Dostałem mianowicie, a raczej zaproponowano mi wzięcie dwóch rybek tzw. złotych, którymi uszczęśliwiono inne dzieci, a które również nie wpadły w sieć. Rybki pływały sobie w coraz bardziej mętniejącej wodzie, a gdy je przejmowałem z litości i sentymentu, łapały nieustannie tlen przy powierzchni wody. Choć to gatunek należący do najodporniejszych i one miały już dni policzone. Wymyłem, wyczyściłem co trzeba, zainstalowałem stary dotleniacz czy natleniacz, jak mówią niektórzy hodowcy, i parka od razu żwawiej wygląda. Trochę zajmie czasu doprowadzenie ich do pełnej kondycji, bo jedna ma chore skrzela, druga coś z łuską, ale nie z takich chorób wyciągało się znacznie delikatniejsze rybki. Stoją na biurku, a ja wpatruję się w nie trochę jednak bezradny, no bo znów mam rybki, choć ich mieć nie chciałem. Żebym tylko nie wpadł na pomysł rozwijania tej hodowli.

Ale to, że dziś dzieci nie połykają albo rzadziej połykają haczyk hodowania rybek, wpadając w tę prawdziwą Sieć. Sieć, pisaną wielką literą, jakoś tam mogę sobie wytłumaczyć, ze smutkiem, ale mogę. Ale, że aż tak się zaplątały w tę Sieć, że jest ona dla nich bardziej interesująca niż piłkarskie mistrzostwa, tego za nic nie pojmuję. Interesują się, nazwiskami piłkarzy sypią jak z rękawa (poznali je zresztą w Sieci), ale nawet najmniejszych wyrzutów sumienia nie mają zasiadając przed komputerem, gdy jednocześnie odbywa się wspaniałe widowisko piłkarskie. Jak były mistrzostwa piłkarskie, to ja nawet o rybkach zapominałem, a im rybki dawno już nie w głowie, a mistrzostwa piłkarskie, mistrzostwa, które zatrzymują na czas swego trwania cały świat, nic się nie dzieje, poza mistrzostwami przecież, a jak się dzieje, to jakby się nie działo - mistrzostwa piłkarskie mają w pogardzie niemal, w taką gęstą i dobrze postawioną wpadli Sieć. I to mnie coraz bardziej zastanawia. Chociażby dlatego że "wpaść w sieć" to nie jest optymistycznie powiedziane.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200