Ustawa na całe zło

Jednym ze skutków reformy administracji publicznej w Polsce było powołanie działu administracji o wdzięcznym imieniu informatyzacja. Przez długi czas, jeszcze za rządów Leszka Millera informatyzacja długo czekać musiała na włodarza, czyli zgodnie z urzędowym żargonem, ministra właściwego, który zająłby się porządkowaniem państwowej informatyki. Chrapkę na świeżo usmażone konfitury miało wiele resortów, ale w końcu funkcja Wielkiego Informatyzatora przypadła w 2003 r. ministrowi nauki. Ta decyzja miała oczywiste wady, jak i pewne zalety.

Jednym ze skutków reformy administracji publicznej w Polsce było powołanie działu administracji o wdzięcznym imieniu informatyzacja. Przez długi czas, jeszcze za rządów Leszka Millera informatyzacja długo czekać musiała na włodarza, czyli zgodnie z urzędowym żargonem, ministra właściwego, który zająłby się porządkowaniem państwowej informatyki. Chrapkę na świeżo usmażone konfitury miało wiele resortów, ale w końcu funkcja Wielkiego Informatyzatora przypadła w 2003 r. ministrowi nauki. Ta decyzja miała oczywiste wady, jak i pewne zalety.

Wada podstawowa wynika z faktu, że w Polsce, gdzie nauka nie cieszy się poważaniem polityków, resort nauki pozbawiony jest politycznej siły. To zaś oznacza, że płynące z ministerstwa nauki zalecenia i pomysły często wywołują w resortach ważnych, bogatych i wpływowych pusty śmiech. Jaką bowiem może mieć siłę oddziaływania minister-profesor w ministerstwie spraw wewnętrznych lub ministerstwie finansów, skoro nie dysponuje nawet ułamkiem ich pieniędzy i prestiżu?

Ponadto działowi informatyzacji długo brakowało zębów, czyli ustawy, która określałaby kompetencje ministra informatyzacji. Ustawa, po długich pracach, została szczęśliwie przyjęta przez Sejm 17 lutego br., a kolejne etapy ścieżki legislacyjnej przeszła już bez większego problemu. Tak więc mamy dziś zarówno urząd odpowiedzialny za informatyzację, jak i prawo mówiące, co urzędowi temu wolno. Czy możemy więc spodziewać się, że w końcu państwo polskie zacznie lepiej sobie radzić z informatyczną modernizacją?

Nie tak prędko. Ustawa wchodzi w życie u schyłku kadencji rządu. Najprawdopodobniej starej ekipie zabraknie czasu na przygotowanie aktów wykonawczych, powołanie Rady Informatyzacji i przygotowanie pięcioletniego planu informatyzacji państwa. Prof. Kleiber, obecny minister nauki i informatyzacji zastrzega przy tym, że chce uniknąć zarzutów ze strony nowej ekipy o pozostawienie faktów dokonanych, które mogłyby wiązać ręce nowej władzy.

A można spodziewać się, że nowa władza przyjdzie z wieloma nowymi pomysłami. Informatyka staje się modna i na pewno będzie jednym z ważnych elementów kampanii wyborczej. Trudno jeszcze oceniać nowe pomysły, nie ulega jednak wątpliwości, że ich realizacja, niezależnie od jakości, wymagać będzie czasu. Czasu, którego mamy coraz mniej. We wszelkich statystykach stanu modernizacji państwa systematycznie suniemy do końca stawki, już nie tylko europejskiej. Zaczynamy również przegrywać z tzw. Trzecim Światem. Dobrze, że mamy w końcu Ustawę o informatyzacji. Szkoda, że co najmniej o dziesięć lat za późno.

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200