Trzej felietoniści

Nie wiem, czy zauważyliście Państwo, ale redakcja postanowiła wyraźnie odgrodzić felietonistów od reszty autorów. Wszystkie trzy felietony w każdym numerze CW mieszczą się na jednej kartce, mój z krakowskim sąsiadem po jednej stronie, zaś pan Piotr Kowalski zesłany został za karę (za co?) na drugą, ale za to w towarzystwie coraz to innej reklamy. Takie zaszufladkowanie, a raczej zestronnicowanie, ma podłoże, po pierwsze, w nieokiełznanej długości naszych tekstów.

Nie wiem, czy zauważyliście Państwo, ale redakcja postanowiła wyraźnie odgrodzić felietonistów od reszty autorów. Wszystkie trzy felietony w każdym numerze CW mieszczą się na jednej kartce, mój z krakowskim sąsiadem po jednej stronie, zaś pan Piotr Kowalski zesłany został za karę (za co?) na drugą, ale za to w towarzystwie coraz to innej reklamy. Takie zaszufladkowanie, a raczej zestronnicowanie, ma podłoże, po pierwsze, w nieokiełznanej długości naszych tekstów.

Mnie nigdy jeszcze nie udało się napisać dokładnie 3300 znaków i zawsze coś tam dodam ponad miarę, choć szczerze przyznaję, że można by uciąć to i owo, ale redakcja widać nie ma ostrych nożyczek.

Po drugie, wydaje się, że Czytelnikowi łatwiej jest w chwili gniewu wyrwać stronę z felietoniarzami i wrzucić ją do ognia, nie niszcząc przy okazji całego numeru CW. Uwaga! Może się zdarzyć, że wyrwanie tej właśnie kartki poluzuje symetryczną kartkę z materiałami nt. technologii zarządzania masą ludzką i mogą Państwo utracić na zawsze ciekawe spostrzeżenia o kiju i marchewce w informatyce. Jeśli już jednak zdecydujecie się usunąć nas ze swego pola widzenia, to mam serdeczną prośbę, będącą także poradą człowieka doświadczonego. Papier kredowy nie nadaje się w łazience.

Ba, nawet cotygodniowe słowo Naczelnego, nadające kierunek naszemu życiu, też znalazło się jakby w bliskości naszych myśli bardzo nieuczesanych. Coś mi się wydaje, że widać tu ukrytą rękę rynku, a może nawet i coś gorszego, jakieś knucie lub konspirowanie. Choć podobno niektórzy Czytelnicy (pozdrowienia, panie Jacku!) zaczynają lekturę czasopisma właśnie od naszych felietonów. Trudno mi to potwierdzić, bo prowadzimy życia całkowicie odizolowane, jeśli nie liczyć rzadkich przypadków wzajemnego podszczypywania się.

Tymczasem zupełnie niespodziewanie, powiedziałbym całkiem znienacka, doszło w ostatnich tygodniach do osobistego spotkania dwu spośród Państwa autorów. Ba, do spotkania doszło na ziemi obcej, bez świadków oraz wstępnych ustaleń harmonogramu, co pokazuje dowodnie, że góra z górą to nie, ale dwaj ludzie mogą się łatwo zejść.

O czym rozmawiają felietoniści CW, gdy spotkają się po raz pierwszy w życiu?! Wydawałoby się, że jak trzej tenorzy powinni zacząć śpiewać unisono o systemach operacyjnych, plikach, użytkownikach końcowych oraz wdrożeniach rządowych. A tu nic z tych rzeczy. Wybraliśmy się zgodnie z duchem artystyczno-śpiewaczym do knajpy włoskiej, zamówili różne specjały, umoczyli usta w winku i zaczęli zwykłą rozmowę o życiu. Tak, to zupełnie nie do wiary, ale o komputerach prawie wcale nie było mowy, a na pewno nie więcej niż w normalnej rozmowie towarzyskiej AD 1999. Ostatecznie jednak komputery przesiąkły całe nasze życie, nawet więc w restauracji nie da się od nich uciec.

Ot, choćby problem płacenia kartą kredytową albo możliwości podłączenia się do sieci w celu przeczytania wiadomości z Polski. Ale o tych problemach napisze z pewnością dużo zgrabniej Marian Kuraś, mnie - jak to zwykle bywa - pozostawiając przyjemność polizania tematu. Spieszę jednak donieść miłym Czytelnikom, że zakupiłem już pokaźną chustkę do ocierania czoła i ćwiczę niskie C. Z racji wzrostu oraz tuszy koledzy wołają na mnie "Luciano". Arrivederci!

Bynajmniej nie felieton Jakuba Tatarkiewicza zadecydował o zmianie miejsc naszych felietonistów. Redakcja

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200