Trabantem w świat

Podobno od Nowego Roku można do Polski bez kłopotu wwozić stare samochody. Można nawet wjechać do nas trabantem, bez przeszkód zarejestrować go, a następnie jeździć po kraju rozsiewając charakterystyczny, trabantowy, dwusuwowy smrodek.

Podobno od Nowego Roku można do Polski bez kłopotu wwozić stare samochody. Można nawet wjechać do nas trabantem, bez przeszkód zarejestrować go, a następnie jeździć po kraju rozsiewając charakterystyczny, trabantowy, dwusuwowy smrodek.

Zresztą trabanta nie trzeba wcale sprowadzać z enerdowskiego szrotu. Niedawno w Poznaniu można było kupić gustownego trabanta od posłanki Sylwii Pusz, zasilając jednocześnie kasę Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Sam widziałem, niczego sobie był ten trabant. Zważywszy na osobisty urok posłanki Pusz i całodzienną, bezpłatną prezentację trabanta (oraz, co ciekawe, nazwiska pani poseł) we wszystkich relacjach pokazujących scenę WOŚP, aż dziwne wydaje się, że poszedł - czy raczej pojechał - za marne kilkaset złotych.

Ta nagła kariera nie jest niczym zdumiewającym. W swoim otoczeniu obserwuję ostatnio gwałtowny renesans trabanta w informatyce. Komputerowy trabant może nie śmierdzi tak jak oryginał, nie pochodzi od pełnej swoistego uroku posłanki lewicy, ale za to sprawuje się doskonale. Ma zwykle procesor 486, 386, a nawet gorszy, zainstalowany system Windows 3.x albo Linux i służy jako terminal większej maszyny. I - co ciekawe - sprawuje się w tej roli znakomicie.

Dostęp terminalowy był niegdyś domeną Unixa. Jedno z najkoszmarniejszych wspomnień z moich studiów to właśnie laboratoria na PC, na których pracował program terminalowy. Działało to wolno, było zawodne i zupełnie nie radziło sobie z dialogiem innym niż tekstowy, zgodny ze standardem vt100. Dzisiejsze terminale to pełne życia i koloru punkty dostępu do Internetu, stareńkie komputery z działającymi najnowszymi aplikacjami biurowymi, a nawet złożone systemy czasu rzeczywistego na obiektach przemysłowych. Słowem, rok 2001 był rokiem renesansu terminala, choć mało kto to zauważył.

A było tak: na przełomie lat 1999 i 2000 znaczenie komercyjne uzyskały trzy produkty. Jednym z nich jest platforma Citrix Metaframe, umożliwiająca terminalowy dostęp do aplikacji działających na różnych komputerach. Drugi to usługi terminalowe Windows: początkowo dostępne jako Windows NT 4.0 Terminal Server Edition, następnie w systemie Windows 2000. Trzeci produkt, chyba najważniejszy, to dystrybucje Linuxa optymalizowane pod kątem pracy jako klient X Windows. Zaletą wszystkich tych platform były małe wymagania sprzętowe (klient Citrixa i Windows Terminal Services może pracować nawet na komputerze x86, wyposażonym w Windows 3.x; Linux wymaga jedynie 32-bitowego procesora) oraz - co chyba najważniejsze - bardzo "chudy" protokół, który sprawia, że usługi terminalowe sprawnie działają nawet przy łączu 32 Kb/s. O zaletach usług terminalowych przesądza to samo, co o zaletach trabanta, który - jak wiemy - może pięknie nie pachnie, ale za to jest tani i z niezerowym prawdopodobieństwem dowiezie nas z punktu A do punktu B.

Rok 2001 był podobno pierwszym od 20 lat, w którym spadła sprzedaż nowych komputerów. A co w tym dziwnego? Administratorzy sieci, zamiast kupować nowsze i droższe komputery, po prostu wyciągnęli z szaf stare maszyny, zainstalowali na nich co trzeba, a następnie udostępnili swoim użytkownikom pełnowartościowe środowisko pracy za pomocą usług terminalowych, zapewnianych przez Windows Terminal Services, Citrixa albo Linuxa optymalizowanego dla X Windows.

A producenci sprzętu, zamiast narzekać, niech mają nauczkę, że klient coraz mniej dba o nowe megabajty i megaherce, jeżeli może osiągnąć to samo w tańszy sposób. Może w celu zgłębienia tego fenomenu kupią sobie enerdowskiego trabanta - w końcu od Nowego Roku można!

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200