Schadenfreude lokalizatora

Nie wiem co takiego tkwi w Niemcach, że jako jedyni wymyślili specjalne słowo na radość z powodu nieszczęścia innych: Schadenfreude. Zresztą słowo to świetnie nadaje się do przeklinania. Proszę samemu spróbować powiedzieć głośno, akcentując "r": "Schadenfreude", "Schadenfreude..." Czytelnicy CW mogą mieć wyjątkową satysfakcję powtarzając powyższą frazę, bo teraz to my mamy radość obserwując problemy innych. Powiedziałbym, że radość jest podwójna, bo po pierwsze problemy są dokładnie takie jak te, z którymi nasza branża zetknęła się kilkanaście lat temu. Po drugie, problemy stwarza cyfrowa technologia rozpowszechniania utworów.

Nie wiem co takiego tkwi w Niemcach, że jako jedyni wymyślili specjalne słowo na radość z powodu nieszczęścia innych: Schadenfreude. Zresztą słowo to świetnie nadaje się do przeklinania. Proszę samemu spróbować powiedzieć głośno, akcentując "r": "Schadenfreude", "Schadenfreude..." Czytelnicy CW mogą mieć wyjątkową satysfakcję powtarzając powyższą frazę, bo teraz to my mamy radość obserwując problemy innych. Powiedziałbym, że radość jest podwójna, bo po pierwsze problemy są dokładnie takie jak te, z którymi nasza branża zetknęła się kilkanaście lat temu. Po drugie, problemy stwarza cyfrowa technologia rozpowszechniania utworów.

Myślę tu o akcji przeciwko internetowemu piractwu utworów, a dokładnie przeciwko złodziejom list dialogowych oraz tekstów piosenek. Jak ujął to dramatycznie właściciel jednej z firm, sprowadzających zagraniczne filmy na nasz rynek, "Internetowe piractwo zabija kino w Polsce" (por. wywiad Romana Gutka w GW,http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34513,3071682.html oraz wcześniejszy teksthttp://serwisy.gazeta.pl/kultura/1,34169,3065677.html ). Odezwali się sprawcy, czyli portale publikujące teksty, wyrażając głębokie zdziwieniehttp://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,3067086.html. Po każdym tekście bardzo długie dyskusje na forum, w większości proponujące firmie pana Gutka, aby naskoczyła wielbicielom filmów. Czy nie przypomina to Państwu czegoś? No, może poza dyskusjami na forum, bo kiedyś o piractwie zlokalizowanego oprogramowania dyskutowano tylko na Usenecie. Czyste Schadenfreude!

Napisałem powyżej, że AD 2006 problem nie dotyczy li tylko list dialogowych filmów, ale także tekstów piosenek. Na razie nie w Polsce, choć zapewne i do tego dojdzie, por.http://www.eff.org/deeplinks/archives/004246.php . EFF, skądinąd zasłużona instytucja walcząca o prawa internautów, tym razem stanęła po stronie złodziei, ostrzegając właścicieli praw autorskich, że ich postawa może doprowadzić do spowolnienia rozwoju rynku. Zapewne ma rację, wszystko zależy od tego, jak mierzyć wielkość rynku: na sztuki, czy obrotem. Zero dodać zero ciągle jeszcze równa się zero.

Jako osoba doświadczona w bojach ze złodziejami ("doświadczona" w sensie ponoszenia strat, nie zaś uzyskiwania efektów), chciałbym podzielić się z panem Gutkiem obserwacjami polskiego uczestnika procesu demokratyzacji prawa, gdyż tak trzeba nazwać sytuację w dziedzinie oprogramowania oraz utworów pochodnych. Otóż po pierwsze żadna cena większa od zera nie przekona złodziei. Swego czasu opublikowałem dokładny biznes plan, pokazujący ile powinno kosztować wyprodukowanie zlokalizowanej biblioteki fontów, por.. O ile wiem, nikt nigdy w żadnej dyskusji nt. ubóstwa polskiego rynku fontowego nie odniósł się do tego tekstu. Natomiast rynek zareagował prawidłowo: jak dotąd żadna firma fontowa nie zrobiła pełnej lokalizacji swojej biblioteki.

W dziedzinie lokalizacji oprogramowania mamy w Polsce dwa modele. Microsoft lokalizuje, może nie najlepiej, ale w pełni, bo firmę stać na ponoszenie przez jakiś czas strat na polskim rynku. Inni, mniejsi producenci oprogramowania, jak Adobe, Quark lub Apple, rynek polski po prostu olewają. Uniemożliwiają jednak używanie produktów niezlokalizowanych Made in USA. Myślę, że Gutek Film powinien dobrze przyjrzeć się losowi polskich firemek, które zostały legalnie upoważnione do lokalizowania programów w/w firm. Wniosek nasuwa się jeden: nie inwestować, robić najtaniej jak się da, zaś narzekających klientów spuszczać na drzewo. Albo też odsyłać do tzw. kultury powszechnie dostępnejhttp://serwisy.gazeta.pl/kultura/1,34169,3079452.html , tak ładnie opisanej w książce "Wolna kultura"http://www.futrega.org/wk/ .

Myślę, że w zjednoczonej Europie przyjmie się wynalazek kultury abonamentowejhttp://news.zdnet.com/2100-1035_22-6005860.html . Kiedyś "Francuzi wymowni zrobili wynalazek, że ludzie są równi" i wiemy, czym się to skończyło. Na razie nikt jeszcze nie proponuje zrównywania autorów za pomocą gilotyny. Zapewne do czasu...

W celu komercyjnej reprodukcji treści Computerworld należy zakupić licencję. Skontaktuj się z naszym partnerem, YGS Group, pod adresem [email protected]

TOP 200